Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To już nie to samo miasto. Wspomnienia pionierki

Paweł Kozłowski 68 324 88 44 [email protected]
Regina Maksymowicz z nagrodą miasta. Do Zielonej Góry przyjechała z Wołkowyska (obecna Białoruś), wojnę spędziła też w Kazachstanie.
Regina Maksymowicz z nagrodą miasta. Do Zielonej Góry przyjechała z Wołkowyska (obecna Białoruś), wojnę spędziła też w Kazachstanie. Paweł Kozłowski
- To były cudowne czasy, bo i młodość była. Pełna energii i zapału dążyłam do swych celów. A wokół siebie miałam wspaniałych ludzi - wspomina pionierka Regina Maksymowicz, w Zielonej Górze od 1945 r.

- Miasto tonęło w zieleni drzew, ogrodach, przydomowych ogródkach, krzewach i kwiatach. Resztę dopełniały okalające je winnice i osiedla domków jednorodzinnych. Prawie żadnych zniszczeń wojennych. Wydawało się oazą ciszy i spokoju, było nadzieją na lepsze jutro - zaczyna opowieść o powojennej Zielonej Górze Regina Maksymowicz. Przyjechała pod koniec września 1945 r., w wieku 21 lat.

Jej pierwszym miejscem pracy był Zarząd Miejski, którego część mieściła się w budynku obecnego ratusza. - Przyjmował mnie w swym gabinecie pierwszy burmistrz miasta, pan Tomasz Sobkowiak. Powaga osoby i miejsca wprawiły mnie w onieśmielenie. Padały krótkie, rzeczowe pytania - wspomina pionierka.

Pani Regina została zatrudniona w referacie opieki społecznej. Jej kierowniczką była Irena Karaśkiewicz. - Dla mnie była przykładem i wzorem. Rzeczowa, konkretna, uczciwa i sprawiedliwa - opowiada zielonogórzanka. To był czas, kiedy do miasta napływali nowi mieszkańcy. Z różnych stron Polski, Kresowiacy, rodziny, osoby samotne i w różnym wieku. Wszyscy mocno poszkodowani przez wojnę. Prosili o wsparcie, przede wszystkim Powiatowy Urząd Repatriacyjny przy ul. Licealnej. Miasto z kolei, jak tylko mogło, pomagało im rzeczowo: zapewniało darmowe posiłki, leki. Referat pani Reginy mocno współpracował ze starostwem. Kiedy dotychczasowa kierowniczka przeniosła się do Nowej Soli, komórką miejską zaczęła zarządzać bohaterka naszego odcinka Albumu zielonogórskiego.

- Znałam każdy zakamarek, ulicę w mieście, domy. Pamiętam twarze mieszkańców, którzy przychodzili do referatu po pomoc - dodaje R. Maksymowicz. W 1947 r. wyszła za maż i na własną prośbę została przeniesiona do wydziału finansowego. Tam znów trafiła na wspaniałą osobę - kierownika Jana Zielezińskiego. - Miasto dynamicznie się rozwijało, nie znaliśmy takiego słowa, jak bezrobotny. Nie było też ludzi bezdomnych. Powstawały nowe dzielnice, całe osiedla, przybywało mieszkańców. Obecna Zielona Góra nie ma więc porównania do tej z 1945 roku. Dziś jestem w niej trochę zagubiona. Na szczęście dzięki moim najbliższym mogę poruszać się po niej swobodnie - podkreśla pani Regina.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska