K. Bączyński był osobą znaną w naszym mieście, stąd pewnie tak wiele osób przyszło na pogrzeb. Od wielu lat prowadził pub Tequila, wcześniej kawiarnię "M" w Miejskim Ośrodku Kultury, działał także w klubie Mayday. Jego pub był ulubionym miejscem spotkań młodych głogowian, chętnie zaglądali tam także starsi mieszkańcy miasta.
Pogrzeb był raczej nietypowy, jak i nietypowy był Krzysiek. Grała muzyka, taka jaką można było posłuchać w Tequili. Wprowadziła wszystkich w nastrój zadumy. Przez wiele minut wszyscy milczeli, zagłębieni w swoich myślach, zapewne wspomnieniach. Na podeście stała urna z prochami, tuż obok zdjęcie. Robert, brat Krzyśka, razem ze swoją narzeczoną Kasią, przynieśli na cmentarz ulubiony kubek brata, z którego zawsze pił kawę w pubie. Położyli także dwie paczki papierosów, które zostawił przed śmiercią w Tequlili.
- Krzysiu, jedni cię uwielbiali, lubili, szanowali za odmienną filozofię życia, cenili za twoja inność, Inni woleli schodzić ci z drogi, by nie usłyszeć jakiejś prawdy, która mogłaby dotknąć swoja trafnością - brzmiały słowa pożegnania, wygłoszone na cmentarzu w imieniu wszystkich, którzy go dobrze znali.
Później ludzie podchodzili do urny z prochami, dotykali ją w geście pożegnania, składali kwiaty. Wszystkiemu nadal towarzyszyła ulubiona muzyka Krzyśka.
- To, że Krzysiek nie żyje wciąż wydaje mi się jakąś niedorzecznością - powiedziała jedna ze znajomych zmarłego.
Uroczystości trwała krótko, zaledwie kilkanaście minut, jednak na pewno na długo pozostanie w pamięci tych, którzy w niej uczestniczyli.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?