Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szef Aldemedu powalczy o tytuł Menadżera Roku

Agnieszka Stawiarska 68 324 88 51 [email protected]
Ryszard Szcząchor odebrał we wrześniu statuetkę laureata Lubuskiego Lidera Biznesu w kategorii średnich firm (Fot. Tomasz Gawałkiewicz)
Ryszard Szcząchor odebrał we wrześniu statuetkę laureata Lubuskiego Lidera Biznesu w kategorii średnich firm (Fot. Tomasz Gawałkiewicz)
- Na sukces w biznesie składa się dobry pomysł, niezłomna wiara w jego powodzenie i łut szczęścia - wylicza Ryszard Szcząchor, właściciel przychodni Aldemed.

- Zanim został pan szefem i właścicielem był pan lekarzem?

- Lekarzem jestem nadal, a moje życie menadżera zaczęło się dopiero w 1996 roku. A wcześniej przez 20 lat byłem lekarzem. W 1976 r. wysiadłem z walizką w ręku na dworcu w Krośnie Odrz. i leczyłem żołnierzy. Tam byłem asystentem chirurgów, bo robiłem tę specjalizację. Potem z żoną stomatologiem przeniesiono nas do jednostki w Czerwieńsku i zmieniłem plany specjalizacyjne na dermatologa, bo ordynator zgodził się, że będę dojeżdżał w wolnych dniach. Dlatego zostałem dermatologiem z zacięciem chirurga do wycinania, poprawiania. Kolejne lata to praca na oddziale dermatologii w zielonogórskim szpitalu (przez jakiś czas nawet pełniłem obowiązki ordynatora), wykładowcy w studium wojskowym w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Zielonej Górze, specjalizacja z alergologii. Po rozwiązaniu studium dostałem wybór: przenosiny do Lądka Zdroju, Warszawy, lub przejście na emeryturę. Wybrałem ostatnią możliwość i otworzyłem prywatną praktykę lekarską. W 1996 r. kupiłem 120 metrów w kamienicy, gdzie jestem do dziś i otworzyłem Aldemed, prywatną przychodnię.

- Dlaczego nie został pan przy swojej praktyce? Skąd pan wiedział, że przychodnia to jest właśnie to?

- Nie wiem skąd wiedziałem, ale od samego początku czułem, że chcę stworzyć liczącą się, dużą przychodnię z kompleksowymi usługami.

Czytaj też: Zostałam szefem mając 25 lat

- I poszło bez trudu?

- Dziś jestem dumny z osiągnięć, ale zawsze są przeszkody. Niewiele osób wie, że gdy zaczynałem, miałem problem z zatrudnieniem specjalistów. Większość moich kolegów uważała wtedy, że to uwłaczające, aby pracować u kolegi. Sami chcieli być biznesmenami. Wtedy zaczęła się intensywna prywatyzacja służby zdrowia w Zielonej Górze, w tym akurat to miasto jest wyjątkowe w kraju. Nie było wtedy łatwo. Ale szedłem do przodu i mam 25 tysięcy pacjentów, którzy sami wybrali naszą przychodnię w zakresie podstawowej opieki zdrowotnej.

- Kto panu wtedy pomagał budować firmę?

- Przez pierwsze lata byłem dyrektorem, księgowym, zaopatrzeniowcem. Wieczorami wypełniałem księgi rachunkowe, w ciągu dnia pracowałem jako lekarz i zarządzałem przychodnią. Każdy zarobiony pieniądz wkładałem w rozwój przychodni. Dlatego nie budowałem kadry administracyjnej. Wtedy nieźle zarabialiśmy, bo jako pierwszy w regionie rozwinąłem prywatną alergologię, testy, leczenie. To dało mi przewagę. Mogłem inwestować, brać kredyty i powiększać firmę. Dziś zatrudniam 220 osób.

- Sam pan ustala pensje pracownikom?

- Staram się je negocjować, bo wiem, że nie zarabiają najwięcej. W zamian mają spokój i bardzo dobry sprzęt. Wiedzą, że nie ładuję pieniędzy w willę z basenem, super samochody, ale w firmę.

Czytaj też: Ekoenergetyka - tutaj nie boją się inwestować w nowe technologie

- Jak pan zarządza? Uczył się pan tego?

- Mam swój sposób, który bardziej oparty jest na intuicji, niż wyuczonych zachowaniach. Skończyłem studium podyplomowe z zarządzania placówkami ochrony zdrowia na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, ale to już, gdy firma była całkiem spora. Co robię? Analizuję, słucham intuicji i wierzę w ludzi. Gdy mam już wizję, spotykam się po kilka razy w roku z załogą i mówię, co będzie się działo za kilka miesięcy i kilka lat. Oni wiedzą, co chcę zrobić.

- I nie zawiódł się pan na ludziach?

- Niestety są i takie chwile, i co dziwne, najbardziej zawodzą ci, którzy najwięcej dostali. Zatrudniłem znaną postać z miasta i okradł mnie. Ma zarzuty prokuratorskie. Lekarz zostawił mnie na lodzie i pacjentów z dnia na dzień i wyniósł się do konkurencji. Jest różnie. Najbardziej załamało mnie, twardego gościa, gdy ukończyłem w ub. roku nowoczesny blok operacyjny za dotację unijną i kredyty, dostałem za tę inwestycję nagrodę z rąk minister rozwoju, a z NFZ nie mam kontraktu na te usługi. Blok stoi pusty. Okazuje się, że najtrudniej przedrzeć się w Zielonej Górze. Na sympozjach profesorowie wywołują mnie z sali: „Ryszard powiedz, jak ty tę przychodnię prowadzisz”, a tu wszyscy mogą patrzeć jak miliony się marnują.

- Co się najbardziej liczy dla pana jako menadżera?

- Nie powiem, miłe są nagrody, które po latach pracy, spadają jak deszcz ostatnio. Moja przychodnia została najlepszą w kraju wśród prywatnych placówek! Odbieram pochwały od prezydenta Polskiego Towarzystwa Alergologicznego. We wrześniu zostaliśmy Lubuskim Liderem Biznesu. Ale najbardziej liczy się zawsze zdanie pacjentów, nawet gdy nie mają racji, ale dzięki nim działa i rozwija się przychodnia. Ale każdy sukces jest okupiony kosztami, chociażby czasem, którego nie mogłem spędzić z rodziną, gdy od rana do wieczora byłem w firmie.

Dziękujemy Państwu za nadesłane kandydatury do tytułu Menadżera Roku 2011. Czekamy na kolejne. Każdy z nich ma inną drogę do sukcesu. Łączy ich silna motywacja, aby dojść do wyznaczonego celu.

O plebiscycie piszemy w zakładce Menadżer Roku

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska