MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Szampan i flaki

TATIANA MIKUŁKO [email protected]
Radny gminy Brzeźnica zrobił sylwestra, z którego dochód miał być przekazany dla chorego na raka chłopca. - Do dziś nic na konto nie wpłynęło - mówi jego mama. - I nie musiało - odpowiada radny.

Lidia Świerczyńska pokazuje wyciągi z konta bankowego: 5 tys. zł od szkoły w Brzeźnicy, 2 tys. zł od gminy. Z potańcówki andrzejkowej - 2.600 tys. zł, a z zabawy charytatywnej zorganizowanej przez radę rodziców - 1.511 zł. Do tego dochodzą pojedyncze wpłaty od osób prywatnych po 50, 70 zł. I 256 zł z diet radnych. To wszystko dla Damiana, gimnazjalisty chorego na złośliwego raka oczodołu.
- Brakuje tylko pieniędzy z sylwestra - informuje pani Lidia. - Pan Dembiński powinien wytłumaczyć się ludziom, którzy przyszli na imprezę. Oni pytają, czy dostałam pieniądze.
Mariusz Dembiński, radny od 12 lat, dziwi się, skąd te pretensje.
- To była zwykła zabawa, a nie żadna tam charytatywna - tłumaczy. - Przy okazji chciałem trochę zarobić. Przeliczyłem się.

Szampan i flaki

O tym, że dochód z imprezy miał być przekazany na konto Damiana, napisane było czarno na białym na plakacie reklamującym sylwestra. To była druga impreza, którą Dembiński organizował dla chłopca. Najpierw zrobił andrzejki. Zaprosił 200 osób, przyszło 110. Wstęp był darmowy. Z aukcji obrazów, które przyjechały z Poznania od mamy radnego, uzbierało się 2 tys. zł.
- Końcówka licytacji była żenująca - wspomina Dembiński. - Ludzie dawali co łaska. Oczekiwałem, że jeśli najedzą się nie za swoje, będą hojni.
Orkiestra przygrywająca na imprezie zażyczyła sobie 550 zł. Radny pożyczył te pieniądze od komitetu rodzicielskiego, bo - jak mówi - nie miał śmiałości brać z wylicytowanej kasy i zabrał się za przygotowanie drugiej potańcówki. Z andrzejek zostało mu trochę jedzenia podarowanego wtedy przez lokalnych przedsiębiorców: udka mrożone, mięso i kiełbasa na bigos, golonki na galaretę, kołdun surowy i żebra. Dembiński dokupił: alkohol, szampana, śląską, piersi z kurczaka, flaki, kapustę kwaszoną, jaja, warzywa i wędliny na chleb. 300 zł wydał na mikrofalę, która miała być główną nagrodą w loterii. Salę w Jabłonowie, udostępnioną przez gminę za darmo, przygotował na 200 osób.
- Przyszły 32 pary - podsumowuje radny. - Do tego trochę młodzieży. Nie przewidziałem, że w okolicy będą konkurencyjne zabawy.

Szum radnych

Z biletów uzbierano ok. 4 tys. zł. Orkiestra wzięła 1.100 zł. 550 zł radny oddał przedstawicielce komitetu rodzicielskiego. Zapłacił za jedzenie, fanty i pieniądze się rozeszły. Niestety, Dembiński nie ma żadnych rachunków, które mogłyby to potwierdzić.
- Nie mam zwyczaju chomikować paragonów - mówi.
Do niedawna nie miał rachunku na zakup kuchenki. Załatwił go ze sklepu, w którym kupował, bo ludzie zaczęli dopytywać o sylwestra. Radni zażądali, by poddał się kontroli urzędników. Wójt Jan Balak przypuszcza, że na najbliższej sesji będzie gorąco.
- Gdy zaproponowałem radnym, by swoje diety przeznaczyli dla Damiana, szumieli - denerwuje się Dembiński. - Ustalili, że dadzą, ile uważają. Każdy pobrał dietę, odwrócił się tyłem i wrzucił do puszki. Może to któryś z nich nagłośnił sprawę Damiana? Może ktoś ma ochotę na mój stołek? Za przewodniczenie radzie odbieram w końcu niemałe pieniądze - 1.030 zł miesięcznie.
Za sesję samorządowcy mają 140 zł. Jeżeli biorą udział w pracach komisji, drugie tyle. Czasami zdarza się, że w miesiącu są trzy posiedzenia. Radnych jest 15, a na konto chłopca z diet wpłynęło ponad 200 zł.
- Nikt nie mówił, byśmy się całych diet zrzekli. Przed sesją tylko ktoś coś bąkał o tym - uściśla sołtys Aleksander Zielonka.

Zawodna pamięć

Dembińskiemu nie przyszło do głowy, by po sylwestrze pójść do pani Lidii i rozliczyć się z imprezy.
- Znów by mi dziękowała, a ja tego nie lubię - wyznaje. - Po andrzejkach przyszła do urzędu, wyciągnęła mnie z posiedzenia komisji i płakała. Byłem tym zdołowany.
Mama Damiana zdziwiła się, gdy kilka dni temu na konto wpłynęły dwie wpłaty od radnego : 100 zł i 900 zł.
- Ludzie gadają, że ktoś na imprezie dał mi do ręki stówę na rzecz chłopca - zdradza Dembiński. - Nie przypominam sobie, bym dostał choć złotówkę. Pieniądze jednak wpłaciłem. Dla spokoju sumienia. Bo jeśli ktoś rzeczywiście mi je dał, a ja tego nie pamiętam? Uznaliśmy z żoną, że 100 zł nas nie zbawi, a chłopcu się przyda. Druga wpłata czyli 900 zł jest od anonimowego ofiarodawcy. Pani Świerczyńska powinna być mi wdzięczna. W sumie dla niej sześć tysięcy uskrobałem.
Mama Damiana zgłosiła sprawę do prokuratury. - Niech to zbadają - mówi. - Mam dość spojrzeń ludzi. Kupowałam w sklepie cztery mandarynki i 30 deko szynki dla syna. Jedna z pań zapytała: co, zaczyna się powodzić?

Żegnał powiekę

Pani Lidia w ciągu trzech lat choroby dziecka 10 tys. zł wydała na paliwo. Jeździła do kliniki we Wrocławiu, do Warszawy, co drugi dzień do Żagania na morfologię. Do tego doszły lekarstwa: 10 tabletek przeciwwymiotnych to wydatek 200 zł (chłopiec musi je brać trzy razy dziennie po chemioterapii), 50 ml niemieckiego specyfiku przeciwgrzybiczego kosztuje 27 euro (nie można kupić w polskich aptekach). Jeżeli Damian go nie zażyje, może dojść do ataku grzybicy i uszkodzenia płuc oraz mózgu.
Damian już jest po operacji. Wycięto mu oko, skroń, kość żuchwy. Gdy jechał na salę operacyjną, macał rękoma powiekę. Jakby się z nią żegnał.
- To było straszne. Nigdy się z tym nie pogodzę - wspomina pani Lidia. - Teraz syn czeka na operacje plastyczne. Trzeba zrobić wszystko, by wrócił do swojego dawnego wyglądu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska