Zmęczył się. W końcu tyle lat...
- Na dobrą sprawę dziadek doszedł do siebie dopiero w niedzielę - mówi Teresa Lubera, synowa. - A przecież uroczystość odbyła się w piątek.
- Zaprosiliśmy 118 osób z rodziny i znajomych ojca - przekazuje Piotr Lubera, najmłodszy syn z sześciorga dzieci Luberów. - I wszyscy przyjechali, najdalsi byli z Zabrza, z Poznania, Krosna, no i z naszych okolic, Kargowej, Żodynia, Zielonej Góry. Zabawa się udała, choć tańczyliśmy, to znaczy młodzi tańczyli, tylko przy radiu. Z sali cechu wyszliśmy o 23.00 - dodaje jego żona. W niedzielę rodzinka zrobiła poprawiny, choć już bez solenizanta.
Spokojnie, bez nerwów
- Ojciec żyje spokojnie, bez nerwów, może dlatego osiągnął taki ładny wiek - zastanawia się najmłodszy syn. Pan Jan żyje bowiem wedle ustalonej reguły. Dzień zaczyna o godz. 8.00 zastrzykiem insuliny, jako że jest od 30 lat cukrzykiem. - Potem je śniadanie i o 10.00 wychodzi na ryneczek - opowiada pani Teresa, która mieszka w sąsiednim bloku i opiekuje się teściem. Lecz dziadek żyje samodzielnie.
Na miejskim targowisku J. Lubera posiedzi, porozmawia z sąsiadami, przejdzie się po straganach i wraca do domu. Następnie obiad, drzemka. - O 19.00 leży już w łóżku i słucha radia, a ja 22.00 przychodzę posprawdzać czy kurki pozakręcane - sumuje synowa. - I tak codziennie.
Mogę więc potwierdzić, że dziadek jest dość samodzielny. Goli się, nawet do fryzjera chodzi sam, chociaż fryzjer deklarował, że przyjdzie do domu. A po śmierci teściowej, 20 lat temu, sam sobie gotował. Repety były takie, że łyżka stała...
Ciężko pracował
Samowystarczalność została mu zapewne po dawnych latach aktywności. Przez całe życie ciężko pracował. Jako dziecko w folwarku w Zborowie koło Poznania, potem na budowach w stolicy Wielkopolski, wreszcie na ziemiach odzyskanych. W Sulechowie zatrudnił się w gazowni i tu dotrwał do emerytury.
- Zawsze mi pomagał, zwłaszcza gdy dzieci były małe - wspomina synowa. - Brał je na spacer, nawet jeździł z nimi do sanatorium.
- Nie paliłem, nie piłem alkoholu, no z wyjątkiem piwka Tyskiego - pan Jan podaje swój przepis na długowieczność.
- Do 85 roku życia ojciec zasuwał jeszcze na rowerze - przypomina P. Lubera. - Był kibicem piłki nożnej i na mecze jechał rowerem. Potem policja go zgarniała, bo w tym wieku to już było niebezpieczne dla niego.
O jubileuszu pamiętało wiele osób. Z życzeniami przyszło 16 sąsiadów z bloku, pojawił się prezes spółdzielni mieszkaniowej z kwiatami, przyszła pan z pobliskiej apteki, a list z gratulacjami przysłał nawet premier Donald Tusk. - No, wszystko się udało się - cieszą się młodsi Luberowie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?