Kto tylko mógł przyszedł pod remizę, żeby ustawić się do zdjęcia, które drukujemy obok. Najstarsi ubrali mundury, pojawiła się grupa młodzieży.
- Jest nas razem 50, w tym 30 czynnych strażaków i 20 w drużynie młodzieżowej - wylicza naczelnik Stanisław Filipczak. - W akcjach, głównie pożarowych, bierze udział 13 strażaków.
Jednostka w Klenicy niedawno świętowała 60-lecie istnienia. Nie zachowały się stare kroniki, mało wiadomo o początkach. Choć najstarsi wspominają nazwiska komendantów i prezesów. Pierwszym był Józef Urbański, potem Stanisław Mastalerz, Jerzy Ziubrzyński, najdłużej Józef Kędzierski, dalej Jan Organista, Władysław Sochacki, Kazimierz Rzepka, obecnie jest Krzysztof Sochacki.
- Kiedyś remiza była naprzeciw stawów, od 1981 r. straż mieści się w obecnym miejscu, to stara stodoła przerobiona na remizę - tłumaczy W. Sochacki.
Budynek spory, mieści garaż dla stara 266, jest też świetlica z kuchnią i niedawno własnym przemysłem postawione sanitariaty za remizą. Jednostka jest nieźle wyposażona, ma motopompę pływającą, dwie pilarki, agregat, torbę do ratownictwa medycznego (która umożliwia prowadzenie tzw. terapii tlenowej).
Co można - robią sami
- Dostaliśmy od gminy forda transita, ale do przerobienia na samochód ratownictwa technicznego - podkreśla Wojciech Bołbat. - Warunek był tylko taki, że sami musimy to zrobić. No i zrobiliśmy. Teraz pojazd czeka na malowanie i garaż.
- Przebudujemy remizę i będzie drugi garaż - podkreśla naczelnik Filipczak. - Podobnie jak wiele innych czynności zrobimy to sami. Taka jest zasada w naszej wsi. Gdy dostaliśmy polbruk od gminy, to przyszli chłopaki ze wsi i w jeden wieczór zrobili piękny, równy placyk przed remizą. Podobnie budowaliśmy zaplecze sanitarne.
Pani sołtys, na co dzień zresztą mama komendanta, podkreśla, że jak trzeba wesprzeć strażaków, to rada sołecka pomaga. A potem bywa na odwrót. - We wsi współpraca jest super - mówi Janina Filipczak, także w mundurze OSP. - To jest zresztą nasza tradycja. W straży są całe klany rodzinne. Jan Bołbat i jego syn Wojciech. Władysław Sochacki, teraz jego syn Krzysztof. Był mój ojciec, także mąż, teraz syn, jego szwagier, ba, są ich córki...
Ochotnicy udowadniają, iż bycie strażakiem we wsi to poważna sprawa. Kwestia autorytetu wobec młodzieży. Pomocy innym w razie potrzeby. Postawa prospołeczna.
- Wiemy, że ogólnie nie ma pieniędzy, więc staramy się większość rzeczy robić sami - deklaruje S. Filipczak. - A nawet sponsorujemy innych, np. kupiliśmy za 500 zł stoły i krzesła dla biblioteki, a za 1.500 zł wyposażenie kuchni w sali wiejskiej.
Na takich zuchów i społeczników warto głosować.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?