Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Cegielski: - Kiedyś wstanę i pójdę

ROBERT GORBAT 0 95 722 69 37 [email protected]
KRZYSZTOF CEGIELSKIMa 29 lat, pochodzi z Gorzowa Wlkp., gdzie wciąż mieszka jego rodzina. Srebrny medalista IMŚJ i DPŚ, zdobywca brązowego medalu ME, wicemistrz Polski juniorów i seniorów. Po wypadku w czerwcu 2003 r. na torze w Szwecji porusza się na wózku inwalidzkim. Od trzech lat z wyboru krakowianin, współkomentator żużlowych transmisji w TVP i Canalu+.
KRZYSZTOF CEGIELSKIMa 29 lat, pochodzi z Gorzowa Wlkp., gdzie wciąż mieszka jego rodzina. Srebrny medalista IMŚJ i DPŚ, zdobywca brązowego medalu ME, wicemistrz Polski juniorów i seniorów. Po wypadku w czerwcu 2003 r. na torze w Szwecji porusza się na wózku inwalidzkim. Od trzech lat z wyboru krakowianin, współkomentator żużlowych transmisji w TVP i Canalu+. fot. Kazimierz Ligocki
Rozmowa z Krzysztofem Cegielskim, byłym żużlowcem, dziś współkomentatorem TVP i Canalu+

- Sześć lat temu los poddał cię ciężkiej próbie. Po urazie kręgosłupa, jakiego doznałeś podczas ligowego meczu w Szwecji, poruszasz się na wózku inwalidzkim. Często wracasz myślami do tamtej chwili?
- Nie. Najwyżej wtedy, gdy patrzę na startujących kolegów. Wtedy odczuwam brak jazdy na żużlu. A z losem się pogodziłem. Czasem jest mi tylko smutno i żal, tak zwyczajnie po ludzku, że nie mogłem zrealizować swoich sportowych marzeń. Wiedziałem, jaką pracę muszę wykonać, by wspiąć się w tym sporcie jeszcze wyżej.

- Myślałeś o samym szczycie?
- Tak, chciałem zostać mistrzem świata. Zawsze to powtarzałem, nawet gdy ten cel wydawał się nierealny. Na początek zamierzałem na stałe zadomowić się w ścisłej światowej czołówce. Niestety, skończyłem, gdy dopiero się do niej zbliżałem. Po kilku latach widzę, że moi rówieśnicy, z którymi wtedy walczyłem jak równy z równym, dziś są światowymi liderami. Najprostszy przykład to Nicki Pedersen. Był na moim poziomie, a teraz jest trzykrotnym mistrzem świata. Wiem, ile pracy go to kosztowało, ale ja godziłem się na podobne wyrzeczenia.

- W momencie wypadku na szwedzkim torze miałeś 24 lata. Czujesz do kogoś żal za tamto zdarzenie?
- Absolutnie nie. To był ostatni, nominowany wyścig, do którego trener Bo Wirebrand desygnował początkowo Wieśka Jagusia i Alesa Drymla. Ja miałem taki sam dorobek, jak koledzy, więc byłem bardzo niezadowolony. Wręcz wymusiłem na szkoleniowcu zmianę decyzji i ostatecznie stanąłem pod taśmą razem z Drymlem. No i pojechałem. Do pierwszego wirażu...

- Twoje życie zawróciło w tamtym momencie o 180 stopni. Czy również bardzo się zmieniło?
- Taki już mam charakter, że nawet z tragicznych sytuacji staram się wyciągać pozytywne elementy. A po wypadku było ich naprawdę dużo. Spotkałem wielu wspaniałych ludzi, doznałem z ich strony ogromu pomocy. Może to zabrzmi niewiarygodnie, ale jestem szczęśliwym człowiekiem. Żyję z dnia na dzień i z wdzięcznością biorę wszystko, co zsyła mi los. Coś się w moim życiu zamknęło, ale też coś otworzyło.

- Jaka jest dziś twoja życiowa filozofia?
- Wypadek niewiele w tym zakresie zmieniło. Każdego ranka wstaję z łóżka optymistycznie nastawiony do dnia, spotykam się z ludźmi, czerpię radość z obcowania z nimi. Oni mi dają swoją energię, a ja im swoją. Tak po prostu.

- Jesteś osobą w pełni samodzielną?
- Tak. Mieszkam sam i doskonale daję sobie radę. Mój kalendarz zajęć jest bardzo wypełniony. Codziennie jeżdżę na specjalistyczne zajęcia do krakowskiej Kliniki Rehabilitacyjnej. Ćwiczę dwa razy po półtora godziny. Lubię wysiłek i fizyczne zmęczenie, bo przywykłem do nich w latach sportowej kariery. Bardzo dużo pływam, około kilometra dziennie, więc teraz radzę sobie w wodzie lepiej niż przed wypadkiem. W sezonie dużo czasu zajmuje mi praca współkomentatora dla dwóch stacji telewizyjnych. Po sportowych emocjach zajmuję się inwestycjami kapitałowymi, funduszami inwestycyjnymi i Giełdą Papierów Wartościowych. Te zainteresowania odkryłem w sobie już po wypadku.

- I jesteś dzięki tym zajęciom samowystarczalny finansowo?
- Zdecydowanie tak.

- A nie straciłeś wiary, że kiedyś będzie ci dane wstać z wózka i pójść o własnych siłach?
- Nigdy. Wykonuję tak ciężką pracę, że kiedyś ten moment nastąpi. To jest wręcz nieuniknione. Nie myślę o tym każdego dnia, nie oczekuję tego w każdej chwili, ale jestem przygotowany. Bardzo dużo czasu poświęcam na utrzymywanie pionowej pozycji. Często chodzę, oczywiście jeszcze nie samodzielnie, ale wspomagających urządzeń i zajmujących się mną osób jest coraz mniej. Wiem, jak to jest stać na własnych nogach. Nie tylko z przeszłości, ale też z bieżących doświadczeń. Dlatego wciąż powtarzam: kiedyś wstanę i po prostu pójdę.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska