Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Upaść żeby się podnieść, czyli wielki skok zielonogórskiej koszykówki

Andrzej Flügel
Fragment meczu Stelmet - Trefl Sopot. Dziś zielonogórzanie mogą się spotykać z najlepszymi polskimi zespołami. Nie zawsze tak bywało...
Fragment meczu Stelmet - Trefl Sopot. Dziś zielonogórzanie mogą się spotykać z najlepszymi polskimi zespołami. Nie zawsze tak bywało... Tomasz Gawałkiewicz
Zielonogórska koszykówka w ostatnich latach wykonała wielki skok. Jeszcze niedawno mogliśmy tylko pomarzyć o grze w ekstraklasie, o walce o medale i występach w europejskich pucharach nie wspominając. Jednak doczekaliśmy się!

A przecież jeszcze przed kilku laty występowaliśmy w pierwszej lidze, nierzadko w małych szkolnych halach - i bywało - przegrywając z zespołami o znacznie mniejszym dorobku i krótszej historii. Przysłowie ,,trzeba upaść, żeby się podnieść" jak ulał pasuje do losów zespołu.

W sezonie 1999/2000 Zastal z hukiem spadł z ekstraklasy. W pierwszej lidze zmontowano - jak się zdawało - całkiem mocną ekipę. Owszem, sytuacja finansowa była bardzo słaba i budżet zupełnie się nie domykał. Ci, którzy wspierali latami basket już nie mieli pieniędzy, nowi nie bardzo chcieli je dawać na drużynę z pierwszej (w sumie drugiej) ligi. Wydawało się, że mimo tych kłopotów ten zespół spokojnie się utrzyma. Niestety, spadł z kretesem. Po raz pierwszy od 20 lat zielonogórska koszykówka znalazła się na trzecim szczeblu rozgrywek.

To było straszne. Ale ów upadek oznaczał początek czegoś zupełnie innego. Powstała wówczas pierwsza w naszym województwie Sportowa Spółka Akcyjna Grono, bo taką przyjęła nazwę . Wielu nie wierzyło, że to się może udać, inni sobie żartowali, wreszcie inni czekali na jej szybki upadek. Wierzyli jednak ci, którzy ją założyli. Janusz Jasiński właściciel sklepu Intermarche, prezes Grona Rafał Czarkowski i jeszcze kilku. Warto wspomnieć o trenerze Grzegorzu Chodkiewiczu, który podjął się zadania wydobycia zespołu z drugoligowego bytu. Łatwo nie było, udziałowcy mieli tyle pieniędzy ile mieli.

Ostatecznie Zastal, po zaledwie roku wrócił do pierwszej ligi, a piąty mecz w Kwidzynie z Basketem, kiedy Tomasz Krzyżyński rzutem niemal z połowy boiska doprowadził do remisu i zwycięskiej dogrywki przeszedł do historii klubu. Potem jednak nie było łatwo, a wręcz bardzo trudno. Oprócz Intermarche i władz miasta nie było praktycznie sponsorów, zespół grał swoimi wychowankami, sprowadzano tylko pojedyńczych i - nie da się ukryć - w miarę tanich zawodników. Ta ekipa przez kilka sezonów potrafiła awansować do czołowej szóstki i walczyła w play offie. Nigdy nie była zmuszona do bicia się o utrzymanie. Warto dziś, kiedy od tamtych czasów jesteśmy już bardzo daleko, pamiętać o świetnej robocie, jaką wykonywał trener Chodkiewicz.

Jak się wydaje te trudne lata przekonały udziałowców, że warto spokojnie pracować, robić krok po kroku, szukać sprzymierzeńców. Szef rady nadzorczej Grona Janusz Jasiński przyznał po latach w którymś z wywiadów, że moment awansu do pierwszej ligi, ten szalony mecz w Kwidzynie i trudne kolejne sezony utwierdziły go w przekonaniu, że to, co robią jest słuszne.

Potem zaczęto jeszcze nieśmiało, jeszcze z obawą myśleć o powrocie do ekstraklasy. Do Zielonej Góry wrócił najsłynniejszy trener w historii zielonogórskiego basketu Tadeusz Aleksandrowicz, a także wychowankowie, byli reprezentanci Polski Jarosław Kalinowski i Paweł Szcześniak. Ta droga również okazała się bardzo trudna. W pierwszym sezonie Aleksandrowicza Zastal był bardzo blisko, bo startując z szóstej pozycji do play off dotarł do półfinału. Niestety, lepszy był Kager Gdynia, mimo iż piąty mecz mieliśmy u siebie.

Dwa kolejne sezony były już porażkami. W pierwszym lepszy okazał się Basket Kwidzyn. W kolejnym zmontowano jak na ówczesne możliwości Dream Team. Ten zespół bił rekordy zwycięstw (wygrał kolejno 22 mecze w rundzie zasadniczej) by w pierwszym meczu play off dać się ograć Stali Stalowa Wola. To był szok. Na szczęście szefom nie przeszło. Zatrudniono Tomasza Herkta i postawiono zadanie: w ciągu dwóch lat Zastal ma wrócić do ekstraklasy. I tak się stało. W pierwszym sezonie Hertkta w Zielonej Górze uprzedziła nas Polonia 2011 Warszawa, w drugim po pokonaniu ŁKS-u Łódź po 10 latach przerwy Zastal zameldował się w ekstraklasie.

I tak doszliśmy do dzisiejszych czasów. Awans zbiegł się z oddaniem do użytku pięknej hali. O Zielonej Górze zaczęło być głośno w koszykarskim światku. Jak się okazało, rację mieli ci, którzy optowali za budową pięciotysięcznej hali, bo była też koncepcja, że w Zielonej Górze wystarczy widownia trzytysięczna. Już inauguracja, jesienią 2010 roku i zwycięski mecz z mistrzem Polski Asseco Prokomem Gdynia pokazał, że zaczęła się nowa era basketu w Winnym Grodzie. Zwycięskie spotkanie obejrzało pięć tysięcy ludzi. I choć w tym pierwszym sezonie Zastal nie załapał się do play offu i musiał grać tylko o utrzymanie, nasz CRS miał największą średnią widownię w kraju. Zielona Góra stała się dwa wielu dobrym miejscem na kontynuowanie kariery. W kolejnym sezonie klub osiągnął największy sukces. Wywalczył brązowy medal (wcześniej najwyższa lokatą była czwarta w sezonie 1993/94). Ekipę prowadził serbski szkoleniowiec Mihailo Uvalin (zastąpił w trakcie sezonu Tomasza Jankowskiego, który został jego asystentem, on z kolei objął ekipę w końcówce poprzedniego po Herkcie). Brąz był czymś niezwykłym, ukoronowaniem ostatnich, niełatwych przecież, 10 lat.

Jednak jak uznali szefowie to była przygrywka i początek tego, co chcą osiągnąć. Zespół zyskał strategicznego sponsora firmę Stelmet, która wcześniej pomagała klubowi, ale w mniejszym zakresie.

Do historii odszedł Zastal, pojawił się Stelmet. Zmontowano silną ekipę. Przede wszystkim namówiono do pozostania Portorykańczyka Waltera Hodge'a. Pozyskanie tego zawodnika zaraz po awansie było majstersztykiem ludzi odpowiedzialnych za koszykówkę. Okazał się wielką gwiazdą nie tylko klubu, ale i całej ligi. To on poprowadził zespół do zwycięstw. Stelmet zagrał w po raz pierwszy w historii w europejskich pucharach. Awansował do drugiej rundy Eurocupu! W lidze jest w czołówce, walczy o jak najlepszą pozycję przed play offem. Owszem, nie trafiono z niektórymi transferami, trzech zawodników odeszło, pozyskano w trakcie sezonu dwóch. Ponieśliśmy kilka porażek, z których przynajmniej połowy można było uniknąć. Tyle, że liga jest bardzo wyrównana, rywale mają podobne kłopoty, a górą będzie ten, kto najlepiej spisze się w play offach. To dopiero przed nami. Trzymajmy kciuki żeby nam wyszło.'

Jedno jest jednak pewne. Stelmet zrobił wielki skok. Tak sportowy jak i marketingowy, Kibice zaczęli utożsamiać się z klubem, interesować się, kupować gadżety. Chodzenie na mecze stało się modne. O baskecie, zespole, jego wynikach dużo się mówi. Koszykówka stała się ważna. Działacze podpatrują jak się funkcjonuje w sportowym marketingu, starają się stosować sprawdzone wzory. Owszem, czasem coś tam zgrzytnie, coś się nie wyjdzie. Jednak to, co się udało w Zielonej Górze zrobić to już naprawdę wiele.

I jak zapowiadają w klubie to jeszcze nie koniec...

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska