Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Było blisko, ale rywale mieli więcej szczęścia [WIDEO]

Redakcja
Armani Moore był bardzo aktywny, ale jego zespół nie odniósł kolejnego zwycięstwa
Armani Moore był bardzo aktywny, ale jego zespół nie odniósł kolejnego zwycięstwa Fot. Mariusz Kapala / Gazeta Lubuska
Thomas Kelati niemal z końcową syreną trafił za trzy i doprowadził do dogrywki, jednak w niej lepsi okazali się nasi przeciwnicy. Zielonogórzanie przegrali piąty mecz z rzędu w koszykarskiej Lidze Mistrzów i nadal nie są pewni awansu do FIBA Europe Cup.

Wczorajszy mecz wcale nie był pojedynkiem o przysłowiową pietruszkę. Po prostu oba zespoły chcąc nie dać się wypchnąć z europejskich rozgrywek musiały wygrać. Szczególnie Stelmet, który w Charleroi uległ aż 69:86. Zielonogórzanie najpierw powinni więc zdobyć dwa punkty, a w trakcie walki pomyśleć jak odrobić stratę z Belgii. Oba zespoły miały problemy. Do Zielonej Góry nie przyjechał rozgrywający DJ Richardsson. U nas wprawdzie Łukasz Koszarek pojawił się w składzie i na rozgrzewce, ale tylko na postrach.

Po blamażu na Węgrzech i praktycznie odpadnięciu z Ligi zielonogórscy kibice przyszli do hali CRS-u w najmniejszej w tym sezonie liczbie około dwóch tysięcy widzów. Do przerwy kibice którzy pofatygowali się na ten mecz nie mogli być zadowoleni. Stelmet grał słabo, nerwowo i nieskutecznie. Ponieważ rywal też popełniał masę błędów nie było to zbyt ciekawe widowisko. Nasz zespół grał zrywami. Miał niezłe momenty, po chwili załamywać kibiców serią prostych, wręcz szkolnych błędów. Belgowie nie pokazywali nic wielkiego ale na tak grający Stelmet to zupełnie wystarczyło. W drugiej kwarcie rywale wśród których brylował Alexandre Libert odskoczyli i to nawet w pewnym momencie na odległość dziewięciu punktów. Przegrywaliśmy deskę 14:17, mieliśmy więcej strat i mniej asyst. Źle to wyglądało. Oczywiście sześciopunktowe prowadzenie Belgów 39:33 jeszcze nie pozbawiało nas szansy. Musieliśmy jednak zagrać znacznie lepiej.

Niestety, w trzeciej kwarcie było jeszcze gorzej. Wprawdzie na początku odrobiliśmy sporo strat bo w 25 min po rzucie Vladimira Dragicevicia przegrywaliśmy tylko 42:44 to jednak potem nastąpił fatalny okres. Gubiliśmy piłkę, nie trafialiśmy. W efekcie Proximus Spirou kolejne trzy minuty wygrał aż 13:0! W 28 min goście prowadzili już 57:42 Nasi obudzili się i w końcówce kwarty odrobili nieco strat. Zespoły zaczęły ostatnie minut przy stanie 63:52 dla rywala. Ciągle tliła się nadzieja, że grając tylko nieco lepiej, unikając błędów możemy dojść zespół z Belgii. Stelmet wreszcie w końcówce zaczął grać znacznie lepiej. Powoli, systematycznie odrabialiśmy straty. Mieliśmy wielką szansę na odwrócenie losów tego spotkania. I udało nam się. Po zaciętej walce po rzucie Jamesa Florence’a prowadziliśmy 74:73. Rywale je odzyskali, ale równo z syreną za trzy trafił Thomas Kelati, a to oznaczało dogrywkę. W niej znów było bardzo gorąco ale szczęście uśmiechnęło się do Belgów.

Komentarz dotyczący tego spotkania pojawi się w piątkowej "Gazecie Lubuskiej".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska