MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Spór o ziemię w Studzieńcu

DAGMARA DOBOSZ 0 68 324 88 71 [email protected]
Mirosława Woźniak martwi się o losy sporu o działkę przylegającą do jej domu
Mirosława Woźniak martwi się o losy sporu o działkę przylegającą do jej domu fot. Marek Marcinkowski
- Ja chcę tylko, żeby pozostało tak, jak jest teraz - mówi Mirosława Woźniak ze Studzieńca, która boi się, że zostanie z niewielkim skrawkiem ziemi wokół swojego domu. Kłopot sprawia spadkobierca dzierżawcy sąsiedniej działki.

- Ojciec chce przepisać na nas ziemię i dom, żeby uregulować sprawy spadkowe, ale od kilku lat nie może tego zrobić - opowiada M. Woźniak. Mieszka wraz z rodziną w Studzieńcu. Jej działka sąsiaduje z ziemią, którą dożywotnio użytkował Mieczysław Szulc.

- Po jego śmierci korzystaliśmy z niej. Ogrodziliśmy ją nawet płotem od strony ulicy oraz z tyłu. Przylegała bezpośrednio do naszego podwórka - wyjaśnia kobieta. Teraz to miejsce wygląda zupełnie inaczej. Działki są oddzielone siatką postawioną przez rodzinę pani Mirosławy. Powstał bowiem konflikt ze spadkobiercą M. Szulca, który ubiega się o bezpłatne nadanie mu tej ziemi.

Kłopot z pomiarami

Wacław Gałązka, ojciec pani Mirosławy, kupił dom i inne zabudowania kilkadziesiąt lat temu od sąsiada. Kiedy dowiedział się, że ziemia pod budynkami nie należy do niego, zwrócił się do gminy o nadanie działki. Wszystko było dobrze do czasu, kiedy decyzję uchylono w 2007 r., ponieważ w dokumentach figurował tylko pan Wacław, a gospodarstwo należało również do jego żony. Ponieważ chciał przepisać dom oraz ziemię na dzieci, wprowadzono poprawki. Trzykrotnie zjawili się geodeci, którzy dokonali pomiarów.

- Najpierw w ten sposób wyznaczyli teren naszej działki, że nie mielibyśmy miejsca nawet na wjazd na posesję, a kawałek budynku gospodarczego trzeba by było rozebrać - wspomina M. Woźniak. Potem dodali przy wjeździe 50 cm z ziemi użytkowanej niegdyś przez M. Szulca. Pani Mirosława zaprotestowała i w końcu urzędnicy dodali 1,5 m przy wjeździe oraz 8 m z tyłu zabudowań. Tego samego dnia postawiła płot. I chciałaby, żeby tak już zostało.

- Dwa lata czekam na informację, że ziemia pod budynkami jest moja - mówi rozgoryczony ojciec pani Mirosławy.

Znalazł się spadkobierca

Okazało się, że syn Mieczysława Szulca zaczął starania o nieodpłatne przekazanie terenu dzierżawionego przez ojca. Zdaniem pani Mirosławy, nie ma do tego prawa, ponieważ przez 30 lat jej nie użytkował. Na dowód ma zdjęcia działki i potwierdzenia sąsiadów.

- Kłopot w tym, że pan Szulc żąda zwrotu ziemi w całości, również z tym fragmentem, który wstępnie został przyznany nam. Złożył do starostwa pismo, że użytkował ten grunt, ale wycofał je po tym, gdy zapytałam, czy w Izbie Skarbowej są dowody na to, że płacił podatki za ziemię. Zapowiedział jednak, że nam nie odpuści.
Teraz wszystko w rękach urzędników.

- Toczy się postępowanie administracyjne - mówi Lesław Kuczyński, naczelnik wydziału geodezji i katastru w starostwie powiatowym w Nowej Soli. - Pani Woźniak stara się o powiększenie swojej działki w takim zakresie, żeby mogła ją funkcjonalnie użytkować. Natomiast spadkobierca pana Szulca zwrócił się do nas o zwrot działki, ma prawo do takiego wniosku.

Dlatego zawiesiliśmy sprawę nadania ziemi panią Woźniak. Najpierw trzeba rozstrzygnąć, czy grunt należy się panu Szulcowi. Jeśli tak, to teren M. Woźniak nie zostanie powiększony. Przepisy mówią, że osoba dziedzicząca działkę dożywotnią może ją dostać tylko wtedy, jeśli użytkowała ją od śmierci przodka. Ale musimy jeszcze sprawdzić wszystkie dokumenty. Na razie jest za wcześnie, żeby cokolwiek wyrokować.

Niestety wczoraj nie udało nam się skontaktować ze spadkobiercą M. Szulca. Do sprawy wrócimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska