Ta historia jest bardzo smutna. Pokazuje, że ludzie zajęci swoimi problemami, zapominają o zwierzętach. Ustalenia policyjne są krótkie i zwięzłe. - Interwencję podjął nasz dzielnicowy. Okazuje się, że tłem sprawy jest konflikt rodzinny, a tragiczne konsekwencje poniosły kozy. Ich właścicielami było małżeństwo, które jakiś czas temu się rozpadło. Mąż wyprowadził się od żony, na początku przychodził na dawne gospodarstwo karmić kozy, ale w końcu przestał przychodzić - mówi oficer prasowy Bogdan Kaleta.
Efekt jest taki, że w zeszły poniedziałek dwie kozy padły z głodu i odwodnienia. Właściciel je zakopał. W środę na miejscu byli dzielnicowy w asyście inspektorów weterynarii i działaczy stowarzyszenia Amicus. - Decyzję czy będziemy wszczynać sprawę podejmiemy po zgłoszeniu powiatowego lekarza weterynarii - mówi B. Kaleta. - Za łamanie ustawy o ochronie zwierząt grozi do roku pozbawienia wolności.
Podłym losem stadka kóz, a było ich cztery lub pięć, żyła od jakiegoś czasu część wsi. Ludzie obserwowali je z trwogą i się przejmowali. - Już od zeszłego roku widziałam, że te kozy mają problem - mówi radna Blanka Horbatowska, mieszkanka Grochowic. - Najpierw była jedna czy dwie, potem więcej, rozmnażały się bez kontroli.
Jakiś czas temu widziałam cztery kozy, może pięć. W zeszłym roku poprosiłam właścicielkę, by mi napisała, czym żywi te zwierzęta, bo wszystko wskazywało, że są głodzone. Dawały poniżej jednego litra mleka dziennie, a to jest bardzo mało jak na kozy. Pomyślałam, że byłoby dobrze, gdyby Amicus zajął się tą sprawą.
I Amicus się zajął, ktoś z mieszkańców zgłosił obrońcom praw zwierząt, że stadko kóz jest głodzone. Najpierw działacze pojechali z inspektorem weterynarii na kontrolę w zeszły piątek. Ale nie zastali ani kóz, ani ich właścicieli.
Mieszkańcy opowiadali, że być może ktoś je wygonił do lasu. - Zwierząt nie było - przyznał powiatowy inspektor weterynarii Ryszard Toczyłowski. - Chociaż ślady po nich zostały. Było miejsce, w którym mogły się do niedawna znajdować, ale nie było żadnej osoby, która na ich temat mogłaby nam coś wiedzieć.
Co mogło się stać z kozami? - zapytaliśmy sołtysa, który już od jakiegoś czasu interesował się tą sprawą na prośbę Amicusa. - Jakby tu powiedzieć... Ktoś chyba zapomniał, że to lato, że trzeba kozom dać jeść i pić - powiedział Mirosław Hachuła. - To konflikt rodzinny, a zwierzęta cierpią. Zięć się wybudował u teścia na ogrodzie.
Pokłócił się z teściem, wyprowadził się, teść go teraz nie chce wpuścić na podwórko. Przestał karmić kozy, ale nie karmiła ich także żona, z którą jest w konflikcie. Tych kóz teraz nie ma, prawdopodobnie zostały wypuszczone do lasu. Wiem, że jedna, młoda, zdechła z odwodnienia.
Po ostatniej kontroli powiatowy inspektor weterynarii Ryszard Toczyłowski nam powiedział: - Były zwierzęta, a teraz ich nie ma. Ustalimy, co się z nimi stało. Jeśli doznały krzywdy, to złożymy na policję zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa o łamaniu ustawy o ochronie zwierząt. Wiem, że tam w tej rodzinie jest jakiś konflikt. Ale konflikt międzyludzki nie może się odbijać na zwierzętach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?