MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Smutny koniec stadka kóz. Zwierzęta padły z głodu i odwodnienia

Dorota Nyk 76 835 81 11 [email protected]
W jednym z gospodarstw na skraju wsi do niedawna było stadko kóz. Teraz zwierzęta zniknęły.
W jednym z gospodarstw na skraju wsi do niedawna było stadko kóz. Teraz zwierzęta zniknęły. Dorota Nyk
Latem kozy trudno zagłodzić, ale rodzinie mieszkającej w tej miejscowości prawdopodobnie to się udało. Na prośbę zbulwersowanych sąsiadów sprawą zajęli się działacze Amicusa, inspektorzy weterynarii oraz policja.

Ta historia jest bardzo smutna. Pokazuje, że ludzie zajęci swoimi problemami, zapominają o zwierzętach. Ustalenia policyjne są krótkie i zwięzłe. - Interwencję podjął nasz dzielnicowy. Okazuje się, że tłem sprawy jest konflikt rodzinny, a tragiczne konsekwencje poniosły kozy. Ich właścicielami było małżeństwo, które jakiś czas temu się rozpadło. Mąż wyprowadził się od żony, na początku przychodził na dawne gospodarstwo karmić kozy, ale w końcu przestał przychodzić - mówi oficer prasowy Bogdan Kaleta.

Efekt jest taki, że w zeszły poniedziałek dwie kozy padły z głodu i odwodnienia. Właściciel je zakopał. W środę na miejscu byli dzielnicowy w asyście inspektorów weterynarii i działaczy stowarzyszenia Amicus. - Decyzję czy będziemy wszczynać sprawę podejmiemy po zgłoszeniu powiatowego lekarza weterynarii - mówi B. Kaleta. - Za łamanie ustawy o ochronie zwierząt grozi do roku pozbawienia wolności.

Podłym losem stadka kóz, a było ich cztery lub pięć, żyła od jakiegoś czasu część wsi. Ludzie obserwowali je z trwogą i się przejmowali. - Już od zeszłego roku widziałam, że te kozy mają problem - mówi radna Blanka Horbatowska, mieszkanka Grochowic. - Najpierw była jedna czy dwie, potem więcej, rozmnażały się bez kontroli.

Jakiś czas temu widziałam cztery kozy, może pięć. W zeszłym roku poprosiłam właścicielkę, by mi napisała, czym żywi te zwierzęta, bo wszystko wskazywało, że są głodzone. Dawały poniżej jednego litra mleka dziennie, a to jest bardzo mało jak na kozy. Pomyślałam, że byłoby dobrze, gdyby Amicus zajął się tą sprawą.

I Amicus się zajął, ktoś z mieszkańców zgłosił obrońcom praw zwierząt, że stadko kóz jest głodzone. Najpierw działacze pojechali z inspektorem weterynarii na kontrolę w zeszły piątek. Ale nie zastali ani kóz, ani ich właścicieli.

Mieszkańcy opowiadali, że być może ktoś je wygonił do lasu. - Zwierząt nie było - przyznał powiatowy inspektor weterynarii Ryszard Toczyłowski. - Chociaż ślady po nich zostały. Było miejsce, w którym mogły się do niedawna znajdować, ale nie było żadnej osoby, która na ich temat mogłaby nam coś wiedzieć.

Co mogło się stać z kozami? - zapytaliśmy sołtysa, który już od jakiegoś czasu interesował się tą sprawą na prośbę Amicusa. - Jakby tu powiedzieć... Ktoś chyba zapomniał, że to lato, że trzeba kozom dać jeść i pić - powiedział Mirosław Hachuła. - To konflikt rodzinny, a zwierzęta cierpią. Zięć się wybudował u teścia na ogrodzie.

Pokłócił się z teściem, wyprowadził się, teść go teraz nie chce wpuścić na podwórko. Przestał karmić kozy, ale nie karmiła ich także żona, z którą jest w konflikcie. Tych kóz teraz nie ma, prawdopodobnie zostały wypuszczone do lasu. Wiem, że jedna, młoda, zdechła z odwodnienia.

Po ostatniej kontroli powiatowy inspektor weterynarii Ryszard Toczyłowski nam powiedział: - Były zwierzęta, a teraz ich nie ma. Ustalimy, co się z nimi stało. Jeśli doznały krzywdy, to złożymy na policję zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa o łamaniu ustawy o ochronie zwierząt. Wiem, że tam w tej rodzinie jest jakiś konflikt. Ale konflikt międzyludzki nie może się odbijać na zwierzętach.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska