Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słubfurtczycy przejmują władzę

Beata Bielecka 0 95 758 07 61 [email protected]
Paweł Kołosza (z prawej), Michał Wachsmann, Paweł Leciejewski i Peter Hauptmann mają w swoim programie wyborczym m.in. pomysł zagospodarowania nadodrzańskiej plaży
Paweł Kołosza (z prawej), Michał Wachsmann, Paweł Leciejewski i Peter Hauptmann mają w swoim programie wyborczym m.in. pomysł zagospodarowania nadodrzańskiej plaży fot. Beata Bielecka
Na dobre rozkręca się kampania przed pierwszymi wyborami komunalnymi w Słubfurcie. Za tydzień, 11 lipca, mieszkańcy z obu stron Odry pójdą do urn.

O ich głosy walczyć będzie m.in. partia słubfurckich poliglotów Krzysztofa Kolanowskiego, LABORartORIUM Michaela Kurzwellego i partia założona przez 11-letnią Alinę Ben Larbi.

Partii zarejestrowało się osiem. Każda ma słubfurcki rodowód i utworzyło ją co najmniej po dwóch mieszkańców Słubu i Furtu, Odralandii, którą dziesięć lat temu wymyślił niemiecki artysta Kurzwelly.

Z kultury w kulturę

Teren po obu stronach granicznej rzeki traktuje jako laboratorium sztuki, "obszar pomiędzy". - Miejsce, dzięki któremu w ciągu dnia mogę przeskoczyć z jednej kultury w drugą - mówi Kurzwelly. To go fascynuje. Przed laty studiował malarstwo. Mieszkał najpierw w Bonn, potem trochę we Francji, na osiem lat zakotwiczył w Poznaniu.

- Z biegiem lat coraz bardziej wychodziłem z moją sztuką z przestrzeni zamkniętej w obszar miejski. Stał się on moim płótnem. Zauważyłem, że bardziej interesują mnie pytania niż odpowiedzi - opowiada. Odkąd mieszka w Furcie, często pyta o tożsamość narodową i o to, co zrobić, żeby słubiczanie i frankfurtczycy zaczęli traktować swoje miasto jako wspólną przestrzeń.

Tymi pytaniami zaraził też innych słubfurtczyków. Wspólnie szukają odpowiedzi.

Wymazać granicę

Michael Kurzwelly (z lewej) organizuje wybory m.in. ze studentami kulturoznawstwa na Viadrinie, którzy chodzą na jego seminarium o Słubfurcie. Jednym
Michael Kurzwelly (z lewej) organizuje wybory m.in. ze studentami kulturoznawstwa na Viadrinie, którzy chodzą na jego seminarium o Słubfurcie. Jednym z nich jest Miro Boehm z Berlina. Opracowali wspólnie m.in. słubfurcką konstytucję. fot. Beata Bielecka

Alina Ben Larbi (z lewej) i Luiza Schilf z Furtu, chcą, by dorośli pytali je o zdanie, gdy podejmują decyzje dotyczące dzieci
(fot. fot. Beata Bielecka )

Wybory będą w czasie wspólnego, polsko-niemieckiego Święta Hanzy 11 lipca. Na dziedzińcu Collegium Polonicum i w domu studenckim Fforst staną urny. Tego dnia pod mostem po stronie Furtu stanie też wielka scena wyborcza, na której zaprezentują się wszystkie partie. Tam też w sobotę i niedzielę mieszkańcy szukać będą słubfurckich supertalentów. Każdy może pokazać, co potrafi. Do wygrania 300 euro.

12 lipca zostanie uchwalona konstytucja nowego parlamentu. Na pierwszym posiedzeniu zdecyduje on, czy chce nadal istnieć. Jeśli tak, to pierwszy projekt, jaki wymyśli, będzie następnym projektem słubfurtczyków.
W wybory zaangażowało się już 50 osób z obu stron granicy. Granicy, którą słubfurtczycy chętnie wymazaliby z mapy i głów mieszkańców Słubu i Furtu.

Głowy pełne marzeń

Monia Ben Larbi uczy na Uniwersytecie Europejskim Viadrina sztuki mediacji. Założyła "Partię nie partię", w której jest siedem mediatorek z Polski i Niemiec. - Chcemy przekonać innych, że kłótnia nie jest niczym strasznym, a umiejętność sztuki kłótni doprowadza do rozwiązywania problemów - podkreśla. - Chcemy też dowiedzieć się od ludzi, co ich rusza, bo już sama dyskusja na ten temat podsunąć może rozwiązania.

"Partię Dziecięcą" założyła jej 11-letnia córka Alina. - Nie podoba nam się, że dorośli podejmują za nas decyzje, a my musimy z tym żyć - tłumaczy. Dzieciom z jej partii marzy się, by mogły żyć w kolorowym mieście. - Otacza nas tak dużo szarości - narzeka 12-letnia Luiza Schilf.

Marzenia ma też Krzysztof Kolanowski, pomysłodawca Słubfurckiej Partii Poliglotów, na co dzień tłumacz, wcześniej student i asystent na Viadrinie. Chciałby, żeby niemieckiego i polskiego uczyć w Słubfurcie już od przedszkola. - Wielojęzyczność nie ma być przywilejem elit, lecz cechą wyróżniającą Słubfurt - uważa.

Narzeka, że ze znajomością języków na pograniczu jest fatalnie. - Niektórzy mieszkańcy Furtu nie potrafią powiedzieć nawet jednego słowa po polsku. Język ten uważany jest za egzotyczny, trudny i dlatego niewiele osób podejmuje naukę - dodaje. Przyznaje, że mieszkańcy Słubu zdecydowanie chętniej uczą się niemieckiego.

Nauka języka sąsiada znalazła się też w programie partii Słubfurt Gemeinsam-Wspólnie, której założycielem jest m.in. absolwent Collegium Polonicum Paweł Kołosza. Pomysł jest taki, żeby polskie dzieci niemieckiego uczyli dziadkowie z Furtu.

Partia chce też, by na przyczółku granicznego mostu otworzyć polsko-niemiecki ośrodek, w którym działałaby m.in. kawiarnia kulturalna, słubfurckie radio i telewizja. Marzy jej się również wspólna komunikacja i wydzielone na moście osobne pasy ruchu dla rowerzystów. Na granicy miałoby też działać dwujęzyczne pogotowie ratunkowe, samoobsługowy wynajem rowerów czy przystań kajakowa. Można by też organizować kiermasze handlu wymiennego i podarunków.

Pomysłów nie brakuje

Michael Kurzwelly (z lewej) organizuje wybory m.in. ze studentami kulturoznawstwa na Viadrinie, którzy chodzą na jego seminarium o Słubfurcie. Jednym z nich jest Miro Boehm z Berlina. Opracowali wspólnie m.in. słubfurcką konstytucję.
(fot. fot. Beata Bielecka )

W słubfurckie wybory zaangażowali się studenci z akademika Fforst, którzy namawiają do zasiedlania pustostanów po stronie Furtu. Oni sami już to zrobili. Dzięki finansowej pomocy m.in. Viadriny, wyremontowali budynek przeznaczony do wyburzenia, w którym teraz mieszka młodzież z różnych krajów.

- W Furcie do 2020 roku ma zostać zrównanych z ziemią 4-5 tysięcy mieszkań. Coś trzeba zrobić, bo po niemieckiej stronie bloki są wyburzane, a po polskiej ludzie nie mają gdzie mieszkać - mówi Wojtek Brzostowski, współzałożyciel partii Fforst. Jego zdaniem, wybory to świetna okazja, żeby o tym mówić.

- Bo Słubfurt nie jest już tylko artystycznym projektem, który urodził się przed laty w głowie Kurzwellego - dodaje. - Dowodem na to jest fakt, że tylu ludzi zaangażowało się w wybory i szuka rozwiązań różnych problemów. Trochę przez zabawę, trochę wirtualnie. Ważne jednak, że rozmawiają o tym, co ich dotyczy i chcą mieć na to wpływ.

- Bo demokracja to nie tylko chodzenie na wybory - dodaje Kurzwelly. To też dokonywanie wyborów. Slogan jego partii brzmi: "Twoje życie jest dziełem sztuki". - Ma uświadomić ludziom, że sami decydują, jak chcą żyć. To ich własna decyzja, która oznacza wolność, ale też odpowiedzialność - zaznacza Michael.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska