MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Siatkówka: Grali o awanse i utrzymanie

(szyly, pat)
Błędy w przyjęciu, niedokładne ataki, złe zagrywki - sobotni mecz Zawiszy Sulechów obfitował w takie „atrakcje”. Cieszy dobry wynik, ale faworytowi tak grać nie przystoi.
Błędy w przyjęciu, niedokładne ataki, złe zagrywki - sobotni mecz Zawiszy Sulechów obfitował w takie „atrakcje”. Cieszy dobry wynik, ale faworytowi tak grać nie przystoi. Ryszard Poprawski
Zawisza Sulechów rozpoczął walkę o pierwszą ligę. Dwa razy wygrał, ale trener nie był zachwycony. Za to Sobieski Arena Żagań wykonał plan minimum i wrócił z Kalisza z jednym zwycięstwem na koncie. Spada Orzeł Międzyrzecz.

Dwa oblicza Zawiszy

Jeśli po wygranym meczu trener mówi, że to był najsłabszy mecz jego podopiecznych, to zespołem trzeba wstrząsnąć. Zawisza Sulechów rozpoczął walkę o pierwszą ligę, ale po sobotnim meczu cieszy tylko stan rywalizacji z Orłem Elbląg, który wynosi 2:0.

W pierwszym spotkaniu przyjezdne nie miały żadnych szans. Zawodniczki Marka Mierzwińskiego wygrały pewnie, nie pozostawiając żadnych złudzeń co do tego, kto jest faworytem do awansu. Wynik 3:0 (25:15, 25:12, 25:20) wskazywał na to, że w sobotę kibice również zobaczą łatwe i szybkie zwycięstwo. Sulechowianki zdecydowanie przeważały i jedynie na początku potyczki dały trochę odskoczyć rywalkom. Później jednak gospodynie odrobiły straty i w każdym secie bezwględnie punktowały rywalki.

Gorzej było w sobotę. Co prawda Zawisza znów wygrał, tym razem 3:1 (25:17, 20:25, 26:24, 26:24), ale nie o wynik tutaj chodzi. Podopieczne Mierzwińskiego grały bardzo słabo, niedokładnie, popełniały mnóstwo błędów. Wyszły na parkiet tak, jakby spodziewały się, że Orzeł będzie chciał jak najszybciej oddać mecz.

Tymczasem przyjezdne zaskoczyły ambicją i zaangażowaniem. Mimo piątkowej porażki postawiły wszystko na jedną kartę i odważnie zaatakowały. Pierwszy set przegrały, bo mocne słowa Mierzwińskiego pod koniec partii podziałały i sulechowianki wzięły się w garść. Jednak już w drugiej odsłonie meczu szkoleniowiec Zawiszy tylko kręcił głową z niedowierzaniem, kiedy patrzył na wyczyny swoich podopiecznych. Orzeł wygrał i w Sulechowie zrobiło się ciekawie.

Tym bardziej, że potyczka nadal była bardzo zacięta, a lepsze wrażenie sprawiały chyba przyjezdne. Miały więcej chęci do gry, zaangażowania, ambicji. Wyniki dwóch ostatnich setów - 26:24 - najlepiej chyba świadczą o tym, że Zawiszy ciężko było w sobotę o zwycięstwo.

- To był nasz najgorszy mecz, jaki widziałem od dawna. Zwycięstwo cieszy, ale styl był słabiutki. Moje zawodniczki chyba za pewnie poczuły się po piątkowym spotkaniu i zaprezentowały dzisiaj za dużo pychy - powiedział Mierzwiński. - Trzeba jak najszybciej wyciągnąć wnioski - dodał. Zawisza zagrał w składzie: Wodrowska, Wellna, Banecka, Kocemba, Ciechnowska, Ganszczyk, Rzepnikowska (libero) oraz Placek, Kucharska, Witkowska, Pachurka i Lubera

Plan minimum wykonany

Przed meczami z MKS-em Kalisz trener Sobieskiego Areny Żagań Adrian Milczarek zapowiadał, że plan minimum to przynajmniej jedna wygrana na wyjeździe. Takie założenia udało się wykonać.

W piątek Sobieski wygrał z kaliszanami 3:0 (25:22, 27:25, 25:22). Żaganianie zagrali znakomite spotkanie, ale trzeba przyznać, że w tym zwycięstwie wydatnie pomogli gospodarze. W całej potyczce popełnili ponad 30 błędów, a tego Sobieski nie mógł nie wykorzystać. Rywale tylko momentami wychodzili na niewielkie prowadzenie. Podopieczni Milczarka jednak cały czas kontrolowali przebieg tej rywalizacji. Największe problemy gospodarze sprawili jedynie w drugim secie.

Jak zwykle, przy okazji meczów w Kaliszu, nie pomagała specyficzna hala z niskim sufitem. Kilka punktów w ten sposób udało się urwać MKS-owi. Tego dnia Sobieski miał jednak dzień konia. - Zagraliśmy jeden z lepszych meczów w sezonie. Wiem jednak, że chłopaki mogą zagrać jeszcze lepiej - przyznał Milczarek. - Zrealizowaliśmy wszystkie nasze założenia, a rywale też trochę pomogli, bo popełnili sporo błędów. Nie oznacza to jednak, że nie musieliśmy zapracować na tę wygraną - dodał szkoleniowiec żaganian.

Gorzej było wczoraj. Tym razem to Sobieski wyczerpywał swój limit błędów i w konsekwencji przegrał 2:3 (25:23, 25:22, 20:25, 14:25, 12:15). Chociaż zaczęło się bardzo obiecująco, bo po dwóch setach lubuski zespół wygrywał już 2:0 i zanosiło się na to, że wrócą do Żagania z identycznym stanem rywalizacji.

Wtedy do głosu doszedł wicelider tabeli po rundzie zasadniczej i zaczął bezlitośnie punktować przyjezdnych. Ponownie nie pomógł sufit, a w tie breaku więcej wiary w zwycięstwo wyraźnie miał MKS.

Choć potyczka cały czas była wyrównana. - Sytuacja się odwróciła. Wiadomo, że gospodarze lepiej znają ten obiekt, łatwiej nam się gra. Przy stanie 2:0 uciekła nam gdzieś koncentracja. W tie breaku nie wytrzymaliśmy i nie daliśmy rady.

Ale nie załamujemy rąk, bo do Żagania wracamy z remisem. Teraz przed nami mecze przed własną publicznością i wykorzystamy ten atut - powiedział Jędrzej Śląski, kapitan Sobieskiego. Sobieski zagrał w składzie: Grześkowiak, Lis, Śląski, Świerzewski, Sajdak, Janusz, Michał Baumgarten (libero) oraz Maciej Baumgarten, Kaczurowski.

Orzeł żegna drugą ligę

Nie było niespodzianki w trzecim meczu barażowym o utrzymanie. W Międzyrzeczu Rajbud Meprozet GTPS pewnie pokonał Orła 3:0 (17:25, 26:28, 22:25) i spuścił lokalnego rywala do trzeciej ligi. Gorzowianie czekają teraz na kolejny zespół, z jakim 18 i 25 maja przyjdzie im się zmierzyć w drugiej rundzie play out.

Gospodarze przystąpili z wolą walki, ale w pierwszym secie animuszu starczyło im tylko do stanu 7:7. Tradycyjnie GTPS pociągnęli doświadczeni Paweł Maciejewicz i Krzysztof Kocik. Szybko zrobiło się 10:7, a następnie 14:8. Potem goście już do końca kontrolowali przebieg tej partii.

Zdecydowanie bardziej zacięta była kolejna odsłona. Aż do stanu 16:15 dla GTPS-u walczono punkt za punkt i żadna z drużyn nie potrafiła odskoczyć. Gorzowianie dołożyli wówczas drugie "oczko", ale za chwilę było 21:19 dla Orła! Zrobiło się nerwowo, a presji ulegli też sędziowie, którzy przy stanie 23:22 dla międzyrzeczan zaliczyli autowy atak P. Maciejewicza na korzyść przyjezdnych. Gospodarze mieli potem jeszcze piłkę meczową, ale bez wątpienia ta akcja ustawiła mecz.

W ostatniej partii gorzowianie cały czas kontrolowali wynik, prowadząc najczęściej 2-3 punktami. Dopiero w końcówce miejscowi wykorzystali błędy gości i doszli ich na 21:22. Dopiero reprymenda trenera GTPS-u poskutkowała, bo jego zespół już do końca grał poprawnie.

- O dziwo, im prostsze piłki, tym moi zawodnicy bardziej się męczyli. Nadrabialiśmy to nie mocną, ale precyzyjną zagrywką. Michał Staniucha dobrze "dzielił" na rozegraniu, odciążał też skrzydłowych, grając krótką. W meczu chłopcy zrobili kilka niepotrzebnych błędów, ale grunt, że wygraliśmy - ocenił trener gości Radosław Maciejewicz.

- Zabrakło wiary i mobilizacji w trakcie meczu, choć zawodnicy zapewniali, że będzie lepiej niż w Gorzowie. Boisko zweryfikowało te oczekiwania. Od kilku miesięcy nie mieliśmy kim grać, więc liczyłem co najwyżej na łut szczęścia... - stwierdził grający trener Orła Jerzy Boguta, który ogłosił zakończenie kariery.
Składy, Orzeł: Boguta, Figiel, Korzeniewski, Sroga, Karbowiak, Chwirot i Wanat (libero) oraz Przybieg, Czyż; Rajbud Meprozet GTPS: Staniucha, Kocik, Paniączyk, P. Maciejewicz, Czapla, Janas, Januszewski (libero) oraz Trzeciak.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska