MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ryby nie są głupie

Danuta Kuleszyńska 068 324 88 43 dkuleszyń[email protected]
- Wędkowanie uczy cierpliwości i wycisza...A ryba jest tylko dodatkiem do tego wyciszenia - mówi Mariusz Piszcz.
- Wędkowanie uczy cierpliwości i wycisza...A ryba jest tylko dodatkiem do tego wyciszenia - mówi Mariusz Piszcz. fot. Mariusz Kapała
Pierwszą wędkę Mariusz Piszcz dostał, gdy jeszcze był brzdącem. Zrobił ją ojciec z leszczyny i bambusa. Dziś ma ich setki i to nie byle jakich.

Wędki stoją równiutko pod ścianą. Jest ich tyle, że trudno zliczyć. Dla dzieciaków, dorosłych, początkujących, zaawansowanych...Na rybki malutkie, średnie a nawet na takie, co to ważą ze sto kilo.

Najdroższe kosztują z osiem tysięcy i kupują je wyczynowcy. Bo pan Mariusz prowadzi sklep wędkarski, z którego jest bardzo dumny. - Przejąłem go po szwagrze i siostrze, gdy osiem lat temu wyjeżdżali do Ameryki, wcześniej u nich pracowałem - mówi i zdejmuje znad drzwi spreparowaną rybę. Karp ma co najmniej dziesięć lat. Pan Mariusz dostał go w prezencie. - Chyba od siostry - obraca rybę w ręku - Ale dokładnie nie pamiętam.

Duma, że hej

Miłość do rybek wzięła się z dzieciństwa. Piszcz miał cztery, może pięć lat, gdy ojciec wręczył mu własnej roboty wędkę. Z leszczyny i bambusa. - Bierz synu, idziemy na ryby - powiedział. Złapał go za rękę, chwycił sprzęt i ruszyli nad Odrę. Z tamtego dnia M. Piszcz pamięta, że złowił leszcza. - Tak mi się przynajmniej wydaje...- mruczy pod nosem. - Taaak to była moja pierwsza ryba w życiu. Duma taka mnie rozpierała, że hej!

Od tamtej pory wędkowanie stało się codziennością. - Nie, żebym ryby łowił dla zjedzenia. Prawdę mówiąc, to ja nawet nie przepadam...żona lubi...Ja łowię, żeby łowić, ot, dla przyjemności.

- A jakaż to przyjemność stać z kijem i czekać...może się złapie, może nie...- dopytuję.
- A natura to co?! Ptaszki ćwierkają, zaskrońce chodzą...- wtrąca Kazimierz Leszczyński, stary wędkarz z Mazur, który wpadł do pana Mariusza po przynętę. - Jak ktoś nie wędkuje, to nie zrozumie.

Puchar za klenia

W sklepiku, nad wędkami, wisi półka a na niej wtulone w kąt puchary. - Eeeee, takie tam małe trofea - pan Mariusz wzrusza tylko ramionami.

- Kiedyś w zawodach ze spiningu brałem udział, na Odrze...Za drapieżne je dostałem: ten za klenia, tamten za szczupaka, ten duży za bolenia...- wylicza. Największa ryba? Sandacz, sześć lat temu. Ważył prawie dziewięć kilo, miał 110 centymetrów.

W zawodach już nie bierze udziału, ale każdy weekend spędza nad wodą. No i łowi.
W sklepiku też ma rybki. Obok żywych są sztuczne. Wyjmuje jedną spod lady. - To przynęta boleniowa, ostatni hit wędkarski - pokazuje. - Taka sztuczna uklejka, na którą łapie się drapieżne.

- To ryby takie głupie, że dają się nabrać?!
- Ryby są mądre, ostrożne i płochliwe. Jak zobaczą, że coś nie tak, zaraz odpływają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska