MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Równi i równiejsi

Andrzej Flügel 68 324 8806 [email protected]
Andrzej Flügel
Andrzej Flügel fot. archiwum
Zacznę od lekkiego patosu. Od 40 lat chodzę na mecze koszykówki. Nie myślałem, że doczekam czasów kiedy będę mógł oglądać spotkanie w takiej pięknej hali.

To coś wspaniałego! Uważam, że ten obiekt, plus stworzenie tu zespołu mogącego powalczyć w ekstraklasie, to nowa jakość sportowa o której ciągle marzyłem. Jeszcze tylko stadionik, typowo piłkarski, z widownią na 10 tysięcy, jupiterami, solidny zespół i mogę umierać.

Ale zostawmy nierealne marzenia. Podczas meczu Zastalu z Asseco Prokomem widziałem kilku znajomych z Gorzowa. Liczę, że opowiedzą w swoim mieście ile znaczy hala z prawdziwego zdarzenia. Uważam, że koszykarki zasługują by grać europejskie puchary w przyzwoitych warunkach. Żużlowa Grand Prix? OK, fajnie, ale hala to podstawa. Są przecież piłkarze ręczni w ekstraklasie, może w końcu wydobędą się z pierwszej ligi, siatkarze. Filharmonia też jest potrzebna i fajnie, że powstaje, ale skrzypki, wiolonczele i waltornie nie potrzebują pięciotysięcznej aż widowni. Koszykarki już tak. Przy okazji dowcip z brodą. Pytanie: czym się różnią skrzypce od wiolonczeli? Odpowiedź: bo wiolonczela się dłużej pali.

Po moim ostatnim felietonie w którym pisałem o czterech przestrzelonych karnych, zadzwonił do mnie pan Bogdan z Gorzowa, który przypomniał o trzech jedenastkach zmarnowanych w jednym meczu przez Argentyńczyka Martina Palermo. Ponieważ rozmawialiśmy przed inauguracją, pan Bogdan życzył Zastalowi zwycięstwa, ja zrewanżowałem się tym samym w kierunku piłkarzy Stilonu i rozstaliśmy się w miłej atmosferze. Po rozmowie zainefkowany przez pana Bogdana przykładem Palermo, obejrzałem sobie w internecie owe zmarnowane przez niego karne. Przy okazji odkryłem także pięciokrotnie powtarzaną przez sędziego jedenastkę i uznanie za właściwe dopiero jej szóste wykonanie. To są dopiero jaja!

W sobotni wieczór, metodą łagodnej perswazji. przekonałem żonę, która oglądała jakiś film, do zmiany kanału, chcąc popatrzeć jak w ostatnim Grand Prix jedzie najlepszy jeździec świata Tomasz Gollob. Okazało się, że na mistrza Tomasza zobaczę tylko na podium, bo wycofał się z powodu wcześniejszej kontuzji nogi. Trudno. Ukryłem to przed żoną, bo pewnie chciałaby wrócić do filmu i spokojnie sobie obejrzałem do końca.

Przez wiele lat wytykałem brak Polaka na najwyższym podium. Wspominałem tamten turniej w 1973, który oglądałem w telewizji i jeszcze dziś dźwięczy mi w uszach okrzyk radości niezapomnianego Jana Ciszewskiego. I wreszcie jest! Polak mistrzem, kolejny zaraz za nim. Super.

Teraz łyżka dziegciu. Nie ukrywam, że niezmiernie od lat dziwią mnie dzikie karty. Skoro jest jakaś klasyfikacja, ktoś gromadzi przez cały sezon punkty, ktoś wypada z cyklu, to czemu są zawodnicy, którzy, mimo zajęcia miejsca pod kreską, dalej wystartują w Grand Prix? Jeszcze nie podjęto decyzji, ale już słychać, że w przyszłym roku, mimo zajęcia 10 lokaty, pojedzie Nicki Pedersen i dopiero 16. Emil Sajfutdinow. Nie potrafię tego zrozumieć. Duńczyk był dziesiąty.

Powinno mu się powiedzieć: sorry, Nicki. Emil doznał kontuzji i nie był w stanie wywalczyć sobie miejsca. Szkoda go, ale to jest taki sport. Za rok dałby radę. A tak wychodzi że są równi i równiejsi...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska