MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Renata Przemyk: Klara to moja wielka miłość

Anna Białęcka 76 833 56 65 [email protected]
Renata Przemyk urodziła się w 1966 r. w Bielsku-Białej. Zaczęła śpiewać jako nastolatka z lokalnymi kapelami rockowymi. Pierwszą płytę "Ya Hozna” wydała w 1989 r. W ub. roku w drugiej edycji Pam London Awards została uznana za najlepszą polską wokalistkę, nagrodzono ją także za piosenkę roku i za najlepszy album roku w kategorii alternative. Utwór "Odjazd” zdobył pierwsze miejsce na Liście Przebojów radiowej "Trójki”. W lutym dała koncert w Polkowicach.
Renata Przemyk urodziła się w 1966 r. w Bielsku-Białej. Zaczęła śpiewać jako nastolatka z lokalnymi kapelami rockowymi. Pierwszą płytę "Ya Hozna” wydała w 1989 r. W ub. roku w drugiej edycji Pam London Awards została uznana za najlepszą polską wokalistkę, nagrodzono ją także za piosenkę roku i za najlepszy album roku w kategorii alternative. Utwór "Odjazd” zdobył pierwsze miejsce na Liście Przebojów radiowej "Trójki”. W lutym dała koncert w Polkowicach. Anna Białęcka
- Dla mnie nie ma absolutnie żadnego znaczenia to, że Klara nie jest moim dzieckiem biologicznym, najmniejszego - mówi Renata Przemyk, piosenkarka. - Było mi przykro, że robi się z tego sensację.

- Śpiewa pani ponad 20 lat, wydała 11 płyt, razem z tą ostatnią, wyśpiewaną z Kayah. Niektóre zostały "złotymi płytami". Ale pani piosenki nie są lekkie i łatwe...
- Ale mam nadzieję, że są przyjemne (śmiech). W moje piosenki trzeba się wsłuchać i pobudzić wyobraźnię. Bo są one dla ludzi z wyobraźnią, którzy lubią wziąć sobie coś do serca albo odnosić to do własnych przeżyć, przemyśleń. I z takimi ludźmi jest mi najfajniej nawiązać dialog. To zapewne wywodzi się z tego, że sama bardzo emocjonalnie podchodzę do życia i do sztuki. Więc chyba nie umiałabym śpiewać zwyczajnych i prostych piosenek, w których nie byłoby metafor, a wszystko byłoby takie oczywiste.

- Nie myślała pani o tym, by zaśpiewać o takim szczęściu, że on ją kocha, ona go też i wszystko jest wspaniale?
- Ale po co? Robię to, co lubię, z serca, z przekonania, z pasji. Mam wiele szczęścia, że robiąc to, co lubię, trafiam do odbiorców, ich wrażliwości. Że lubią przychodzić na koncerty, słuchać moich piosenek i zapewniają mi dalsze życie artystyczne. To, że z tego żyję, jest też bardzo istotne, ale jednak drugoplanowe.

- Jeszcze kilka lat temu na swoich koncertach nie mówiła pani nic, poza oczywiście "dzień dobry" i "do widzenia". Teraz, poza śpiewaniem, na scenie gra pani na różnych instrumentach, opowiada krótkie historie, przebiera się...
- Przełom nastąpił, gdy w Teatrze Rozrywki w Chorzowie otrzymałam szansę zaistnienia na scenie jako aktorka. Okazało się, że jestem w stanie, w co wcześniej nie wierzyłam, robić więcej niż śpiewać. W tym spektaklu miałam zadanie - wwożono mnie na scenę w wannie na kółkach, w bardzo obcisłej sukni z gorsetem, i tam miałam śpiewać, był też dialog, sceny zbiorowe... Bałam się, że albo się przewrócę, albo coś zapomnę. Ale w 2006 roku, gdy była premiera, okazało się, że na tej scenie z innymi aktorami jest mi dobrze. Od tamtej pory w czasie swoich koncertów chcę we wszystkim uczestniczyć. Ta formuła zespołu Acoustic Trio - ja, dwóch gitarzystów i kontakt z widownią - spełniła moje marzenia, poczułam się dobrze.

- Znaczącą rolę w czasie pani wstępu odgrywa stara walizka...
- To walizka taty z wojska. Są w niej dwie pary butów, jedna na wysokim obcasie. Namówiła mnie na nią córką, marząc, że kiedyś ona te buty będzie nosiła. Druga para jest darowana przez wróżkę, na dobrą drogę życia. W walizce mam także instrumenty perkusyjne, którymi obdarowali mnie przyjaciele. Są też ozdoby na włosy. Gadżetów na scenie jest coraz więcej. Najnowszy jest akordeon, ale w walizce już się nie mieści.

- Po treści piosenek można sądzić, że miłość jest ważna w pani życiu. Miała pani podobno zostać żoną Jana Marii Rokity. Plotka?
- I to szyta grubymi nićmi. Z panem Rokitą nawet się nie znamy, nie mieliśmy okazji się spotkać. Nie mam pojęcia, skąd to mogło się wziąć. Zawsze z daleka trzymam się od polityki, jak daleko tylko się da. Na początku tą plotką o ślubie byłam bardzo oburzona, no bo jak ktoś mógł próbować skojarzyć mnie z politykiem? Dowiedziałam się w końcu, że to całkiem porządny człowiek. I zrobiło mi się wstyd, że tak na niego nalatywałam. Ale to nie zmienia faktu, że to zupełna bzdura, wyssana z palca.

- A kto w takim razie jest pani prawdziwą miłością?
- Piiiii... Nie należę do osób, które spowiadają się z życia prywatnego. Ale mogę powiedzieć, że jestem chodzącą miłością.

- Chroni pani swoją prywatność, a jednak w jednym z wywiadów wyznała, że od kilku lat jest mamą adoptowanej córeczki.
- Z Klarą było inaczej. Namawiano mnie bardzo, żebym przyłączyła się do akcji promującej adopcje. Byłam do tego pomysłu zdystansowana, bo ludzie boją się adopcji. Wydaje im się, że wkraczają na jakieś pole minowe i nie wiadomo, co może się wydarzyć. Ale w końcu powiedziałam o Klarze, bo chciałam wszystkich zachęcić, bo dziecko to ogromne szczęście.
- Żałuje pani tego wyznania?
- Przez wiele osób zostało ono opacznie odebrane, posądzano mnie, że może chcę lepiej sprzedać płytę. A ja chciałam tylko powiedzieć innym rodzicom, którzy się wahają - "tak". Po tym wszystkim zaczęłam się wycofywać z tej akcji. Obawiałam się, że to, co się zadziało wokół tego jednego wyznania, będzie ze szkodą dla dziecka. Było mi przykro, że robi się z tego sensację. A to absolutnie normalna, wielka radość dla rodziców. Dla mnie nie ma żadnego znaczenia, że nie jest to moje dziecko biologiczne, najmniejszego. Ani przez sekundę nigdy tej decyzji nie żałowałam. Klara to wielka radość mojego życia, to moja wielka miłość.

- Jak sobie pani radzi z opieką nad ośmioletnią Klarą, gdy trzeba wyjechać w trasę z koncertami? Kto wtedy opiekuje się dziewczynką?
- Rodzina i przyjaciele są dla mnie ogromnym wsparciem, nie wyobrażam sobie życia bez nich. Oprócz rodziny, mam taką sieć wspaniałych przyjaciół. Jest chrzestna babcia i krąg bliskich ludzi, z którymi Klara czuje się fantastycznie. Całe szczęście, że na kilka dni w miesiącu mogę zostawić Klarę pod dobrą opieką. Zazwyczaj są to weekendy, córka ma wtedy zapewnione różne atrakcje, nie opuszcza szkoły. Jest jeszcze za mała, by wyjeżdżać ze mną. Kilka moich koncertów widziała w Krakowie i w moim rodzinnym Bielsku.

- Mówi pani, że Klara jest do pani bardzo podobna. Ma także talent muzyczny?
- Włosów czarnych jeszcze nie ma (śmiech). Ona jest bardziej uzdolniona plastycznie. Lepi piękne rzeczy z gliny, rysuje, maluje. Muzyka interesuje ją, ale póki co, nie jest tą najistotniejszą dziedziną. Mam nadzieję, że to się zmieni na tyle, że ją polubi. Chciałabym, żeby dużo słuchała. Żeby jej rozwój był wielopoziomowy. Na sztuce zależy mi szczególnie, bo ja znajduję w niej wielką radość, pasję, nakręcanie się albo ukojenie. Wiem, że to istotna część życia.

- Czy córka jest pani fanką?
- Nie ma wątpliwości, jestem przecież jej matką (śmiech). Jest ze mnie dumna, ma swoją ulubioną kołysankę, o którą często prosi. Wiem, że niektóre piosenki podobają się jej. Choć na początku zdecydowanie przegrywałam z Arką Noego.

- Gdyby miała pani czarodziejską różdżkę, chciałaby zmienić coś w swojej 20-letniej karierze piosenkarki, w swoim życiu?
- Chciałabym zrobić więcej, ciągle mam niedosyt, że gdzieś były jakieś okazje, z których nie zdążyłam skorzystać, nie zdążyłam podróżować tak dużo, jak bym chciała. Ale jednocześnie za nic bym nie oddała tego, co robiłam, ani bliskich ludzi, rodziny i tego, że tak dużo mi się udało. Jeżeli udałoby się zatrzymać to, co mam, i dołożyć coś jeszcze, to taką różdżkę chętnie przyjmę.

- Jest pani szczęśliwa?
- To słowo, którego używam ostrożnie, bo nie zawsze mogłam tak o sobie powiedzieć. Ale w tej chwili jestem.

- Dziękuję.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska