MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rafał Kurmański mocno trzymał gaz

Marcin Łada
Andrzej Jarząbek ma 49 lat. W latach 1978-80 zawodnik, a od stycznia 1983 r. mechanik Falubazu. Robił motocykle wszystkim żużlowcom, którzy od tamtego czasu przewinęli się przez klub. Żonaty z Beatą, mają dwoje dzieci: Joannę i Jarosława. Kiedy znajdzie wolną chwilę lubi odpocząć w ogrodzie.
Andrzej Jarząbek ma 49 lat. W latach 1978-80 zawodnik, a od stycznia 1983 r. mechanik Falubazu. Robił motocykle wszystkim żużlowcom, którzy od tamtego czasu przewinęli się przez klub. Żonaty z Beatą, mają dwoje dzieci: Joannę i Jarosława. Kiedy znajdzie wolną chwilę lubi odpocząć w ogrodzie. fot. Tomasz Gawałkiewicz/ZAFF
Rozmowa z Andrzejem Jarząbkeim, byłym żużlowcem, klubowym mechanikiem Falubazu Zielona Góra

- Czy Rafał Kurmański wyróżniał się czymś w sporej grupie chłopaków ze szkółki?
- Pewnie, że się wyróżniał. Kiedy już zaczął dość dobrze jechać ślizgiem, mocno trzymał gaz. Mieliśmy problemy z częściami dla szkółki i musieliśmy składać motocykle ze starych. Raz na dwa tygodnie trzeba mu było zrobić remont, bo zacierał silniki. Tak trzymał ten gaz!

- Zapamiętał pan coś szczególnego ze wspólnych wyjazdów?
- To była spora grupa, pięciu czy sześciu chłopaków, a Rafał wyróżniał się pracowitością. Zjawiał się zawsze tam, gdzie trzeba. Trochę kawalarz, trochę rozbrykany... Jak to w wieku, kiedy zaczyna się prawdziwe życie.

- Nie musieliście go namawiać do pracy w warsztacie?
- Staramy się tak uczyć tych chłopców, żeby po kolei poznali abecadło. Wszystko od podszewki, a nie gwiazdorstwo. On większość czasu spędzał na stadionie, żył żużlem.

- Pamięta pan jego pierwszy większy sukces?
- Tak, podczas turnieju zaplecza kadry juniorów w Machowej. Wygrał i cieszył się, jak dziecko.

- Jego znajomi wspominają, że zaczął się zmieniać, kiedy podpisał zawodowy kontrakt. Zauważył pan to?
- Można to było odczuć, ale nie mieliśmy już stałego kontaktu, jak w czasach juniora. Wcześniej był w warsztacie codziennie, a później szedł własnym rytmem. Zjawiał się u nas, kiedy czegoś potrzebował.

- O czym wtedy rozmawialiście?
- O wszystkim.

- Żalił się czasem?
- Nie, nigdy. Były tam takie wyskoki, wie pan, barmana poturbował. Trzy dni później wspominał o tym. Bardzo przeżywał sukcesy, ale i porażki.

- Jak pan przyjął wiadomość, że go nie ma? Szukał pan winnych, był na kogoś zły?
- Na dziennikarzy byłem strasznie zły. Kiedy Rafał miał lekki dół, to przecież chodzili za nim, śledzili każdy krok. O bijatyce w barze powiedział mi dwa, trzy dni po sprawie, a w gazecie można było o tym przeczytać następnego dnia. Jeśli już panowie redaktorzy wiedzieli, mogli to zgłosić trenerowi, a nie puszczać w świat...

- Ta sprawa go załamała?
- Nie, nie wyglądał.

- Znajomi Rafała mówią, że na jego tragedię musiało się złożyć kilka okoliczności.
- Ze swej strony widziałem to tak: najpierw bijatyka w barze, a później przed samą tragedią, zabrali mu prawo jazdy. To wszystko się skumulowało i nie udźwignął.

- Drużynie też nie szło zbyt dobrze, a wielu widziało w nim jej lidera.
- Przyjął na siebie ten ciężar. Ale chyba w każdej dyscyplinie, nie tylko w żużlu, jest tak, że przychodzi ten trudny moment. Pamiętam czasy, kiedy Andrzej Huszcza wchodził do drużyny. Odeszły takie tuzy jak: Marcinkowski, Łoś, Łukaszewicz. Zostali Grabowski, Filipiak i młodzi. Andrzej ciągnął to wszystko, a Rafał nie dał rady. Może zbyt szybko stał się idolem kibiców.

- Wielu fanów jest zdania, że gdyby "Kurmanek" żył, to klub, zespół... Żużel w Zielonej Górze wyglądałby trochę inaczej.
- Śmierć... Wiesiek Pawlak to stare czasy, ale Andrzej Zarzecki, Artur Pawlak, gdyby nie poszli w Polskę, pewnie tworzyliby teraz trzon drużyny. Rafał był od nich młodszy i raczej nie mielibyśmy problemów z Iversenem. Zresztą wypadki Andrzeja i Artura troszeczkę odepchnęły młodych chłopaków od żużla. Rodzice niechętnie ich puszczają. Dopiero od czasu, kiedy Andrzej Huszcza został trenerem szkółki, przychodzi ich więcej. Widać, że jest zapotrzebowanie.

- "Pogdybajmy" jeszcze. Gdyby mógł pan cofnąć czas i powiedzieć coś, co wpłynęłoby na decyzję Rafała, to...
- Nie wiem. Nie mam pomysłu. To się tak stało... Kurde, w piątek trening, w sobotę wszystko dobrze. W niedzielę rano byłem jeszcze u syna na przysiędze, przyjeżdżam około 13.00 na stadion, brama zamknięta, nowi stróże nie chcą mnie wpuścić. Wchodzę do pracy i słyszę, że "Kurmanek" się powiesił. Dla mnie to było... Przez dwa tygodnie nie mogłem dojść do siebie. Cały czas liczyłem, że to sen, koszmar.

- Minęło prawie pięć lat, ale widzę, że Rafał nie był dla pana jednym z wielu.
- Stawiają tu pierwsze kroki, uczą się od nas i człowiek przywiązuje się do tych chłopaków.

- Dziękuję.

Książki o Rafale Kurmańskim szukaj już od 30 maja w dobrych punktach sprzedaży (kioski, salony prasowe i EMPiK-i). Cena 14.99 zł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska