Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Genowefa Grabowska: Z Unii Europejskiej żadnego państwa wyrzucić nie można

Simon White
Z profesor Genowefą Grabowską, prawniczką, byłą senator i eurodeputowaną, wybitną specjalistką od prawa Unii Europejskiej, rozmawia Simon White.

„Nie będzie nam już więcej Timmermans mówił, co mamy robić” - to było pierwsze zdanie mojego angielskiego przyjaciela po ogłoszeniu wyników referendum dotyczącego wyjścia Zjednoczonego Królestwa z UE. Nie ma pani wrażenia, że nikomu w Brukseli nie zależało, by zatrzymać Anglików we wspólnocie? Tak jakby bardzo w czymś przeszkadzali, a ich obecność była nie na rękę.

Opuszczenie UE zdarzyło się po raz pierwszy w historii tej organizacji. Zresztą formalna możliwość jej opuszczenia pojawiła się dopiero w roku 2009, po wejściu w życie Traktatu Lizbońskiego. Tymczasem Wielka Brytania sygnalizowała swe odmienne podejście do wielu kwestii dużo wcześniej. Zwłaszcza wobec polityki rolnej. To przecież Margaret Thatcher wywalczyła w 1984 roku słynny rabat brytyjski. Dowodziła iż Wielka Brytania wpłaca do budżetu pełną składkę, ale w niewielkim stopniu korzysta z unijnych dotacji do polityki rolnej, więc oczekuje rekompensaty… i ją otrzymała. Jednak wiele kontrowersji pozostało, a przede wszystkim inne postrzeganie Unii Europejskiej, nie jako federacji, ale typowej organizacji zrzeszającej niezależne państwa członkowskie. Stąd silny protest wobec prób ujednolicanie prawa, czy ograniczania zasady jednomyślności na rzecz podejmowania decyzji w drodze głosowania większościowego, wreszcie - przekazywania organom UE coraz dalej idących kompetencji.Cały proces brexitu przebiegał dość niemrawo, negocjacje prowadził doświadczony polityk francuski, były członek Komisji Europejskiej - Michel Barnier. Faktem jest, że po wygranym przez przeciwników UE referendum w sprawie brexitu, nikt w Brukseli specjalnie nawet nie próbował zatrzymywać Brytyjczyków w UE. Bardzo szybko pogodzono się z tym faktem i zaczęto przygotowywać „papiery rozwodowe”, chyba nie do końca zdając sobie sprawę z konsekwencji politycznych tego kroku. Wszak Unię opuściło niemal 70 milionowe państwo z prężną gospodarką (3 miejsce w Europie i 5 w świecie), z kontaktami i przełożeniem na Wspólnotę Brytyjską. No cóż, czas pokaże nie tylko jak poradzi sobie Wielka Brytania bez Unii Europejskiej, ale także - jak będzie funkcjonowała UE bez W. Brytanii!

W tym momencie w Unii toczy się nowy spór. Pomiędzy Polską, Węgrami a realnie kim? Komisją Europejską? TSUE? Czy to jest spór prawny, polityczny czy cywilizacyjny

Takie typowo polityczne spory z państwami, których nowo utworzone rządy nie były w UE mile widziane, już się zdarzały, ale miały na ogół przejściowy charakter. I tak, w lutym 2000 r., UE zagroziła Austrii sankcjami politycznymi, jeśli ta utworzy rząd z udziałem prawicowej partii Jorga Haidera. Taki rząd jednak powstał, a Austria naraziła się „tylko” na bojkot dyplomatyczny. Nie istniał wtedy art. 7 traktatu o UE, więc nie można było postawić jej zarzutu łamania unijnych wartości! Natomiast wejście w życie traktatu z Lizbony (2009) dało Unii nowy mechanizm dyscyplinowania państw członkowskich, właśnie wspomniany wyżej art. 7 TUE (Traktat o Unii Europejskiej).Jest to mechanizm dalece niedoskonały, oparty na niewymiernych kryteriach, pozwalający na szeroką i dowolną interpretację stawianych zarzutów - stąd spory pomiędzy państwami a Unią Europejską (a właściwie Komisją Europejską), które rozstrzyga właśnie Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (w skrócie - TSUE). Przed tym Trybunałem toczy się spór prawny. Stają więc z jednej strony przedstawiciele państwa, któremu KE zarzuca naruszenie unijnego prawa, a z drugiej - urzędnicy KE, formułujący zarzuty wobec tego państwa. TSUE, kierując się zapisaną w traktatach bezstronnością, powinien taki spór sprawiedliwie rozstrzygnąć biorąc pod uwagę wszystkie przedłożone okolicznościJednak spór w którym KE zarzuca Polsce czy Węgrom tzw. „łamanie praworządności” nie daje szans na sprawiedliwe rozstrzygnięcie, głównie dlatego, że unijne traktaty nie definiują „praworządności”, czynią to natomiast dość dowolnie urzędnicy Komisji. Dodatkowo TSUE forsuje ostatnio niezwykle silnie zasadę pierwszeństwa prawa UE nawet wobec konstytucji państw członkowskich. W tej kwestii - obok Polski - protestuje także kilka innych państw członkowskich (m.in. Niemcy, Francja, Hiszpania, Włochy i inne). Inny front sporu dotyczy szeroko rozumianych kwestii światopoglądowych, wychowawczych, stosunków rodzinnych, praw człowieka (w tym także aborcji, eutanazji czy stosunku do LGBT). W tej tak delikatnej materii UE usiłuje wkraczać w kompetencje wewnętrzne państw członkowskich, żądać od nich dostosowania się do jakiegoś „wzorca” i wprowadzania zmian, często nie bacząc na ich tradycje, kulturę, religię czy zwyczaje. Jednak tym, co najbardziej uderza w tych sporach, to brak równego traktowania państw przez KE i TSUE. W efekcie jednym państwom wolno więcej, bo są „starymi demokracjami”, a innym mniej - bo weszły do UE dopiero kilkanaście lat temu!!!Reasumując, brutalny obserwator mógłby powiedzieć, że spory Polski czy Węgier przed TSUE toczą się także o władzę w UE, o jej poszerzanie poza traktaty i kumulowanie w unijnych instytucjach. A to droga do federalizacji Unii Europejskiej.

W poszechnym mnieimaniu to jednak Niemcy narzucają reszcie wspólnoty swoją wolę. Czy tak jest naprawdę?

Przez wiele lat to Niemcy i Francja odgrywały decydującą rolę w kierowaniu najpierw Wspólnotami, później Unią Europejską. Pozostałe państwa przyzwyczaiły się do tego, a nawet mówiły, że UE „ciągnie niemiecko-francuski parowóz”. Ten tandem pracował zresztą nie zawsze zgodnie, pojawiały się spory i zakłócenia, ale w końcu wspólny interes zawsze zwyciężał.Historia przypomina jednak i takie przykłady: przełom lat 1965 i 1966, kiedy to gen. de Gaulle aż przez siedem miesięcy bojkotował obrady EWG. Francja nie zgadzała się wówczas na ograniczenie prawa weta, ani nie popierała zmian we Wspólnej Polityce Rolnej. Bojkot poskutkował, generał de Gaulle uzyskał to o co zabiegał! Zapamiętane także Francji zostanie odrzucenie w referendum „Konstytucji dla Europy” (2005), traktatu nad którym państwa UE pracowały przez trzy lata. Jednak prezydencja niemiecka (2007) zniwelowała skutki tego francuskiego „NIE” doprowadzając do przygotowania traktatu lizbońskiego, który od 2009 roku jest podstawą funkcjonowania UE. Historia integracji pokazuje więc, że rozwój UE jest bardzo dynamiczny, odbywa się niewątpliwie pod wpływem państw najsilniejszych politycznie, gospodarczo oraz uprawiających skuteczną politykę wewnątrz UE i poza jej granicami. Rola Niemiec jest tu niekwestionowana.

W jakim kierunku może potoczyć się spór wewnątrz Unii? Jakimi środkami nacisku wobec państw Wspólnoty dysponuje KE?

W UE spory nawet ostre i długotrwałe nie są czymś niezwykłym. Jeśli dotyczą konkretnych, wymiernych mających osadzenie w traktacie kwestii, można je rozwiązywać etapami, kompensować państwu jego ew. uszczerbek poniesiony przy wcześniejszym rozstrzygnięciu. Gorzej przy sporach, gdzie nie można wskazać naruszenia przez państwo konkretnych przepisów, gdzie instytucje unijne (najczęściej KE) same i to dość swobodnie ten fakt interpretują i wnoszą do TSUE o nałożenie sankcji. Ale TSUE to sąd jednoinstancyjny, od jego wyroków nie ma odwołań (co może dziwić właśnie w kontekście praworządności). Obowiązek wykonania wyroku TSUE wynika z unijnych traktatów. Niektóre państwa powołują się na sprzeczność wydanego przez TSUE wyroku z normami własnej konstytucji, podkreślają, iż ten fakt poparty orzeczeniami ich trybunałów konstytucyjnych, uniemożliwia im wykonanie takiego wyroku. Tak ostatnio postąpiły Niemcy, Francja, Rumunia, a także - Polska. TSUE wraz z KE bardzo stanowczo walczą o uznanie pierwszeństwa unijnego prawa także wobec konstytucji państw członkowskich. Za fakt odmowy wykonania wyroku TSUE zostały ostatnio pozwane Niemcy. Jak zakończą się te sprawy, czy będzie reakcja KE wobec Francji, Rumunii czy innych państw - zobaczymy w najbliższej przyszłości. Wobec państw nie wykonujących wyroków, Komisja może więc (jak wobec Niemiec) wystąpić do TSUE z wnioskiem o nałożenie kary (np. kary za każdy dzień zwłoki w przyjęciu zaległej dyrektywy, czy dostosowania się do wyroku).Osobne kary przewiduje także nowe rozporządzenie o tzw. warunkowości, które przewiduje sankcje w przypadku malwersacji, korupcji, słowem - niezgodnego z prawem wydatkowania przez państwo środków z unijnego budżetu, czy tzw. postcovidowego funduszu odbudowy. Polska i Węgry zaskarżyły to rozporządzenie do TSUE, podnosząc iż jest niezgodne z traktatami. Czekamy z niecierpliwością na wyrok TSUE w tej sprawie.

Czy po opuszczeniu UE przez Zjednoczone Królestwo istnieje wypracowana procedura, która reguluje opuszczanie wspólnoty przez państwa członkowskie?

Możliwość wyjścia z Unii Europejskiej wprowadzono dopiero w roku 2009, w art. 50 traktatu o Unii Europejskiej. Tam też opisano dość szczegółowo całą procedurę „exitu”. Jednak dopiero wyjście W. Brytanii ukazało, jak skomplikowany może być „rozwód” z Unią, zwłaszcza dla państwa, którego część leży na sąsiedniej wyspie zajmowanej przez inne państwo (Irlandię), które jest wyjątkowo prounijne. Konieczność skompilowanych rozliczeń finansowych, decyzje o kontynuacji części niektórych polityk, a zwłaszcza stosunek pomiędzy obywatelami UE i Brytyjczykami spowodowały wyjątkowo długie i trudne negocjacje. Traktatowa procedura opuszczenia UE przedstawia się następująco: każde państwo może, zgodnie ze swoimi wymogami konstytucyjnymi, podjąć decyzję o wystąpieniu z Unii. O swej decyzji zawiadamia Radę Europejską, która przygotowuje dla UE wytyczne dla dalszych negocjacji. Negocjacje kończą się (lub nie) umową o wystąpieniu, którą akceptuje Rada UE za zgodą Parlamentu Europejskiego. W dniu wejścia umowy w życie unijne traktaty przestają mieć zastosowanie do tego państwa. Jeśli natomiast takiej umowy z obojętnie jakich powodów nie zawarto, wówczas traktaty przestają obowiązywać po dwu latach od zgłoszenia zamiaru opuszczenia UE. Wydaje się, że twórcy traktatu lizbońskiego nie chcieli „wypychać” państw z Unii, pozostawili im bowiem otwartą możliwość powrotu, zapisując w art. 50, że „jeśli państwo, które wystąpiło z Unii, zwraca się o ponowne przyjęcie, jego wniosek podlega procedurze, o której mowa w artykule 49, czyli normalnej procedurze o przyjęcie do UE”.

Czy istnieje z kolei procedura usunięcia ze Wspólnoty kraju członkowskiego?

Nie, traktaty unijne nie przewidują możliwości pozbawienia państwa statusu członka UE. Po prostu - żadnego państwa z Unii usunąć, wyprosić, wyrzucić nie można! Taka procedura nie istnieje. Straszenie przez polityków „polexitem” świadczy wyłącznie o ich indolencji lub - co gorsze - o świadomym wprowadzaniu w błąd i opinii publicznej.

W jaki sposób możemy budować naszą pozycję w Unii Europejskiej?

Powinniśmy się wykazać większą starannością przy tworzeniu prawa, aby częstymi zmianami i poprawkami nie dawać pretekstu do krytyki naszego procesu legislacyjnego. Musimy także wykazać się większą odpornością na brukselskie reakcje, oddziSelać to co ważne i istotne, to co jest stanowiskiem, głosem instytucji, od wypowiedzi poszczególnych, często „drugoplanowych” osób. I ta uwaga dotyczy głównie mediów. Natomiast jeśli już reagujemy, starajmy się być merytoryczni, odrzućmy egzaltację, rozmawiajmy z drugą stroną, dążmy do załatwienia sprawy, a nie do „pokonania przeciwnika”. Bardzo dobrym krokiem dyplomatycznym, zapewniającym Polsce sympatię obywateli innych państw członkowskich UE, jest udzielana od lat solidarna pomoc niesiona przez nasze służby w razie katastrof i klęsk żywiołowych (np. pomoc strażaków w gaszeniu pożarów w Szwecji, czy Grecji, pomoc w likwidacji skutków powodzi w Niemczech; obecność jednostek polskiej straży granicznej na granicach południowych UE, czy naszych policjantów wysłanych ostatnio na Litwę do ochrony granicy z Białorusią). Należy też pamiętać, iż sytuacja w Unii oraz wokół niej jest niezwykle dynamiczna. Świat pędzi do przodu, pojawiają się nowe problemy, które UE musi rozwiązywać nie ponad naszymi głowami, ale razem z nami. Niestety, pomimo wcześniejszych doświadczeń Unia nie potrafiła np. skutecznie zmierzyć się z napływem migrantów i uchodźców. Teraz, gdy grozi nam kolejna fala, zmierzająca do Unii „szlakiem wschodnim”, ochrona zewnętrznych granic UE powinna być dla wszystkich państw sprawą priorytetową. A skoro Polska odpowiada za ochronę własnej granicy, która jest jednocześnie wschodnią granicą UE, to potrzeba codziennej, bezpośredniej współpracy z unijnymi instytucjami jest oczywista. Potraktujmy to zatem jako jeszcze jedną płaszczyznę dla poprawy wzajemnych kontaktów!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Komary - co je wabi a co odstrasza?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska