MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pozwałem lekarzy za mamę

Dorota Nyk 76 835 81 11 [email protected]
Henryk Gruszczyński, syn zmarłej kobiety, postanowił zawalczyć o prawdę.
Henryk Gruszczyński, syn zmarłej kobiety, postanowił zawalczyć o prawdę. Dorota Nyk
W sądzie trwa właśnie proces dwóch lekarzy ze szpitala. Są oskarżeni o narażenie życia i zdrowia starszej kobiety. Ich pacjentka dwa razy była przywożona do szpitala przez karetkę, a oni ją odsyłali do domu. W końcu zmarła, miała zawał.

Oskarżeni to Robert Ch. i Stanisław J., którzy w marcu 2009 roku mieli dyżury w izbie przyjęć. Prokuratura twierdzi, że zaniedbali swoje obowiązki, nie zbadali pacjentki tak jak trzeba i nie przyjęli jej do szpitala chociaż powinni. Podobnie uważają biegli lekarze, którzy wczoraj zeznawali w tej sprawie przed sądem. Bulwersujące, że starsza pacjentka została odesłana z izby przyjęć bez butów, w koszuli nocnej i w szlafroku. Szpital zamówił dla niej taksówkę.

76-letnia głogowianka Zofia Gruszczyńska źle się poczuła. Jej syn wezwał pogotowie ratunkowe. Najpierw przyjechała zwykła karetka, a potem erka. Lekarz stwierdził stan po zawale serca, karetka zawiozła pacjentkę na sygnale do szpitala. Tam przyjął ją Robert Ch. Zbadał ją, stwierdził zawał, podał jej leki na astmę - bo się skarżyła na duszności, i wypuścił do domu. Głogowianka jednak coraz gorzej się czuła i rano następnego dnia poszła do lekarza rodzinnego. Lekarka wezwała pogotowie do przychodni. I scenariusz się powtórzył, tyle, że panią Zofię przyjął Stanisław J. Podał jej leki, niczego niepokojącego nie zauważył i znów ją odesłał do domu.

Tego popołudnia kobieta znów poszła do przychodni, tam lekarka co prawda się zdziwiła, że nie jest w szpitalu, ale dała jej jedynie skierowanie do pulmonologa. Wieczorem tego dnia kobieta zmarła. Erka już do niej nie zdążyła. Jak twierdzą teraz biegli, miała zawał serca, który rozgrywał się właśnie w ciągu tych dwóch dni, gdy była odsyłana przez szpitalnych lekarzy. O prawdę postanowił zawalczyć Henryk Gruszczyński, jej syn.

- Byłem i pisałem dosłownie wszędzie - opowiada. - Do dyrektora szpitala, do rzecznika odpowiedzialności zawodowej, do NFZ. W końcu zgłosiłem sprawę w prokuraturze. Uważam, że rutyna lekarzy, to że zwyczajnie mamę olali, doprowadziła do jej śmierci. Nie chcę z nimi wygrać żadnej sprawy. Uważam jednak, że coś powinienem zrobić, żeby uchronić innych ludzi przed indolencją takich lekarzy.
Wczoraj przed sądem zeznawali biegli lekarze z Wrocławia. Stwierdzili, że postępowanie lekarzy na izbie przyjęć było błędne. Nie dostrzegli oni ewidentnych objawów zawału serca, który właśnie trwał. Jak napisali w opinii: nieprawidłowe postępowanie lekarzy zmniejszyło szanse na uratowanie życia pacjentki.

W innej opinii prof. Krzysztof Wrabec z Ośrodka Badawczo Rozwojowego przy Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym we Wrocławiu napisał, że Zofia Gruszczyńska już pierwszego dnia, a co dopiero drugiego, wymagała natychmiastowej hospitalizacji, a najlepiej przekazania na ostry dyżur. W żadnym wypadku nie powinna być odsyłana do domu. Biegli nie wykazali jednak bezpośredniego związku przyczynowego pomiędzy stwierdzonymi uchybieniami a śmiercią pokrzywdzonej.
Lekarze nie przyznają się do zarzutów narażenia pacjentki na niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu i utraty życia. Grozi im kara od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska