Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polsko-estoński przekręt na 24 mln złotych: Zatrzymano sześciu podejrzanych

Łukasz Cieśla
Do aresztu trafiło sześć osób
Do aresztu trafiło sześć osób Przemysław Świderski
Oszustwa na 24 mln złotych, próba wyłudzenia ok. 30 mln euro oraz 6 podejrzanych z Polski i Estonii - taki jest bilans ubiegłotygodniowych zatrzymań w tzw. polsko-estońskim przekręcie. Podejrzani, mając w ręce orzeczenia fikcyjnych sądów polubownych, występowali do różnych firm o zapłatę olbrzymich sum. Teraz śledczy zatrzymali Gerarda M. z Warszawy, Svena S. z Estonii oraz cztery inne osoby.

Kulisy tej historii mogłyby posłużyć za scenariusz dobrego filmu sensacyjnego. Główni podejrzani, czyli warszawiak Gerard M. oraz Estończyk Sven S. mieli realizować nietypowy, bardzo pomysłowy scenariusz wyłudzania olbrzymich sum pieniędzy.

Początkowo szło im jak z płatka. Osoby znające kulisy ich działalności są pod wrażeniem ich inwencji, znajomości luk w prawie, a przy tym prostoty "patentu", który wykorzystali. Niewykluczone, że w sprawę są zamieszane kolejne osoby, w tym prawnicy. Śledztwo prowadzą polscy i estońscy prokuratorzy przy współpracy z CBŚ.

W pewnym momencie do różnych polskich firm, które "święte" nie były, zaczęły trafiać roszczenia. Spółki te miały kłopoty z prawem, głównie chodziło o udział w tzw. karuzelach vatowskich i niepłacenie należnych państwu podatków. Ich konta zostały zablokowane przez Urzędy Skarbowe, które za moment miały zabrać duże sumy na pokrycie niezapłaconego podatku VAT.

Znalazł się jednak sposób oraz człowiek, który był szybszy od „skarbówki” i „wybawił” firmy z kłopotów. Chodzi o 37-letniego Gerarda M. z Warszawy. Sam zresztą zakładał te „kłopotliwe” firmy, doskonale więc znał ich sytuację. Do spółek, w różny sposób powiązanych z Gerardem M., zaczęli pukać komornicy. Zabierali pieniądze z kont teoretycznie zamrożonych przez skarbówkę. Komornicy działali na podstawie orzeczeń sądów polubownych z Warszawy i Rygi na Łotwie. One nakazywały zapłatę.

Źródło: CBŚP

Jak działają sądy polubowne? To często prywatne inicjatywy, które rozstrzygają spory między przedsiębiorcami. Jeśli dwie firmy podpiszą umowę, mogą się zgodzić się, że wszelkie spory będzie rozstrzygał sąd polubowny. Jego orzeczenie dostaje w sądzie powszechnym klauzulę wykonalności. A potem, z takimi dokumentami w ręce, komornik może zająć konto danej spółki.

– Początkowo te spółki, które musiały zapłacić pieniądze wskutek decyzji sądu polubownego, nie zgłaszały się do prokuratury. Nie robiły tego, bo przecież za tym procederem najprawdopodobniej stał ich założyciel Gerard M. Pieniądze trafiały na wskazane konta, a straty ponosił Skarb Państwa. Organy skarbowe nie miały z czego egzekwować ustalonych wcześniej zaległości podatkowych – mówi prokurator Marcin Matecki z Wydziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej w Poznaniu.

Śledztwo prowadzi wspólnie z CBŚ oraz śledczymi z Estonii, z której pochodzi część podejrzanych.
Gdy interes się rozkręcił, sądy polubowne powiązane z podejrzanymi uruchomiły procedury przeciwko kolejnym firmom. Te podmioty były zaskoczone, gdy nagle dowiadywały się o zajęciu konta wskutek orzeczenia tajemniczego sądu polubownego. Wcześniej o nim nie słyszały. W efekcie do prokurator zaczęły trafiać pierwsze doniesienia od zdezorientowanych przedsiębiorców. Jedno z nich złożyła firma z Poznania.

– Wszczęliśmy śledztwo i przejęliśmy sprawy z innych regionów – opowiada prokurator Marcin Matecki. – Główny podejrzany, czyli Gerard M., nie był bezpośrednio powiązany z kolejnymi adresatami roszczeń. Wiedział jednak o kłopotach tych firm z Urzędami Skarbowymi. Konta tychże spółek również zostały zablokowane przez komorników – dodaje prokurator.

Sądy polubowne miały swoje wirtualne siedziby, ale ich działalność była fikcją. W tej sprawie służyły do uzasadniania kolejnych roszczeń wobec następnych firm. O wiarygodności jednego z tych sądów niech świadczy fakt, że jego założycielem był Estończyk Sven S. Z drugiej strony reprezentował wierzycieli, którzy zgłaszali do sądu swoje roszczenia. Sven S. występował więc w podwójnej roli i de facto sam sobie przyznawał pieniądze.

Estończyk Sven S. oraz Gerard M. to główni podejrzani w sprawie. W kilka miesięcy udało się im zdobyć od różnych firm 24 mln zł. Próbowali uzyskać kolejne pieniądze – śledczy obliczyli, że liczyli na ok. 30 mln euro. Ciążą na nich zarzuty oszustw, prania brudnych pieniędzy, działania na szkodę Skarbu Państwa. Śledczy przyznają, że podejrzani stworzyli sprawny mechanizm wyłudzania pieniędzy, ale z drugiej strony niespecjalnie ukrywali swoją tożsamość i związek z procederem. Obaj zostali aresztowani. Do winy się nie przyznają. Zarzuty usłyszały jeszcze cztery inne osoby.

O estońskim przekręcie głośno było w ubiegłym roku. Podejrzani, po artykułach w prasie, zmienili wówczas sposób działania. Zaczęli inicjować postępowania upadłościowe wobec różnych firm poprzez zgłaszanie pod ich adresem rozmaitych wierzytelności. Liczyli, że w przypadku wszczęcia upadłości, coś im „skapnie” z podziału majątku danej firmy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska