Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marihuana uzależnia czy leczy? [FAKTY, MITY, TEST]

Maria Mazurek
Maria Mazurek
Prof. Jerzy Vetulani
Prof. Jerzy Vetulani fot. Andrzej Banaś
Fragment książki „A w konopiach strach”, która jest wspólnym dziełem naszej dziennikarki Marii Mazurek oraz znanego neurobiologa i psychofarmakologa, prof. Jerzego Vetulaniego.

SPRAWDŹ SIĘ, WEŹ UDZIAŁ W TEŚCIE: Co wiesz o marihuanie?

Marihuanę coraz częściej wykorzystuje się jako lek. Co w niej jest leczniczego?
Wbrew temu, co się uważa - nie tylko psychoaktywne THC, czyli, używając pełnej nazwy, 9-tetrahydrokannabinol. Z medycznego punktu widzenia równie ważnym składnikiem marihuany jest pozbawiony właściwości narkotyzujących CBD, czyli kannabidiol. Możemy tak wyselekcjonować odmiany konopi, że będą zawierały mniej lub więcej danego składnika.

Konopie uprawiane do celów rekreacyjnych zawierają coraz wyższe stężenia THC (nawet kilkanaście procent), natomiast już szczep leczniczych konopi Avidekel (izraelski, bo to Żydzi przodują w produkcji medycznej marihuany i w jej badaniu) zawiera prawie 16 procent CBD i mniej niż jeden procent THC. Jego działanie psychotropowe będzie więc prawie żadne.

Ciekawe, że można uprawiać odmiany o mniejszej lub większej ilości składników biologicznie aktywnych.
Ale tak jest nie tylko z konopiami. Przecież jeszcze kilkadziesiąt lat temu gotowało się mak z cukrem, zawijało w chusteczkę i dawało do spania płaczącemu noworodkowi, żeby lepiej usnął i żeby nie czuł bólu, gdy na przykład ząbkuje. A dziś mak PRZEMKO, jedyny rodzaj maku dopuszczony do uprawy w Polsce, ma tak niskie stężenie morfiny, że trzeba by zjeść tego ciężarówkę, żeby poczuć jakiekolwiek psychotropowe działanie. Ale dzięki wyselekcjonowaniu tego szczepu ocaliliśmy makówki i kutie, z których przecież nasza kuchnia słynie. Szkoda tylko, że policja od czasu do czasu łapie jakieś staruszki, które uprawiają - na ogół nieświadomie - jakieś „stare”, już nielegalne odmiany maku.

Wiemy, że cannabis stosowano jako lek przeciwbólowy i przeciwlękowy już kilka tysięcy lat temu. Ale kiedy odkryliśmy, jak dokładnie ta marihuana na nas działa?
A to dość ciekawe, bo choć ludzkość leczyła się marihuaną prawdopodobnie już w epoce neolitu, to zarówno mechanizm jej działania - jak i jej skład - odkryto stosunkowo niedawno. A przecież z dzisiejszego punktu widzenia wydaje nam się logiczne i oczywiste, że jeżeli jakaś roślina działa w sposób leczniczy i delikatnie psychotropowy, to znaczy, że musi być w niej składnik za to działanie odpowiadający. Tymczasem THC zostało odkryte dopiero w 1964 roku, a receptory kannabinoidowe w mózgu, na które działa - ponad dwadzieścia lat później.

Receptory?
Białka w błonie komórkowej, które, po zetknięciu z THC zmieniają kształt i wywołują szereg reakcji. Są umieszczone w różnych częściach mózgu, ale też poza nim, głównie w miejscach związanych z układem odpornościowym: w śledzionie, w węzłach chłonnych, w grasicy i we krwi, w leukocytach, a także w komórkach budujących tkankę kostną. Tu zatem pojawia się bardzo ważne pytanie: po cholerę nam w mózgu receptor kannabinoidowy?

Po cholerę?
No właśnie, przecież nie wszyscy palą skręty. No i, na logikę: przecież to nie jest tak, że ewolucja wykształciła w człowieku takie receptory tylko po to, żeby ludzie, po tysiącach lat, odkryli pewnego dnia działanie marihuany. Tak samo jak nie stworzyła receptorów opioidowych po to, żebyśmy odkryli morfinę - naszym wewnętrznym odpowiednikiem morfiny są przecież endorfiny.

Otóż okazuje się, że każdy z nas ma w sobie taką „wewnętrzną, naturalną marihuanę”. Układ kannabinoidowy reguluje bardzo wiele różnych funkcji i procesów: sen, apetyt, ból, nastrój, pamięć, nawet układ immunologiczny. Receptory kannabinoidowe pojawiają się u nas już w życiu płodowym, koło 15. tygodnia ciąży.

Po co nam ten układ?
To układ hamujący, a człowiek bardziej od gazu potrzebuje hamulca. Działając na przykład na pień mózgu, odpowiedzialny za ból i odruch wymiotny, będzie zmniejszać te reakcje. THC będzie działać hamująco również w jądrach migdałowatych, odpowiedzialnych za strach, agresję, złe emocje. Więc po hamującym działaniu skręta będziemy czuć się rozluźnieni, dobrze nastawieni do świata, nie będziemy agresywni. Działając na podwzgórze, marihuana będzie zmniejszać nasz popęd seksualny, a wzmagać apetyt, zmieniać odbiór smaków, powodować tak zwaną „gastrofazę”. Dzięki temu marihuaną można leczyć brak apetytu, a nawet anoreksję. Zaś hamujące erekcję działanie marihuany również było przez wieki wykorzystywane do leczenia hiperaktywności seksualnej.

Pan mówi o pozytywnych działaniach marihuany. A negatywne?
Marihuana będzie działać na korę, zmniejszając nasze możliwości poznawcze, czy prościej - ogłupiając. Działanie na hipokamp odpowiedzialny za tworzenie nowych szlaków pamięciowych będzie sprawiało, że dodatkowo będziemy mieli problemy z zapamiętywaniem (choć z drugiej strony hipokamp odpowiada również za nastrój, będziemy więc weselsi). Czyli, mówiąc obrazowo: po marihuanie stajemy się wesołkowatymi głupkami, którzy mają problem z ogarnięciem tego, co dzieje się wokół i zapamiętaniem choćby ostatniego zdania.

Pamiętam, jak kiedyś poczęstowano mnie ciastkami z marihuaną - zanim zaczęło działać, zgodziłem się na wywiad z telewizją (na szczęście nie była to telewizja publiczna, a telewizja „Wolne Konopie”). I jak zaczynałem odpowiadać na pytanie, po chwili zapominałem, o czym w ogóle mówię i jak to pytanie brzmiało. Zdawało mi się, że wyszedłem na idiotę, ale jak później odsłuchałem tego, co mówiłem, okazało się, że był to bardzo dobry i spójny wywiad.

Na jakie części mózgu jeszcze działa THC?
Na zwoje podstawy odpowiedzialne za kontrolę motoryczną, inicjowanie i kończenie czynności (za to na przykład, że gdy sięga pani po filiżankę z kawą, to trafia pani, a nie wylewa jej), za pewien typ pamięci przestrzennej, dzięki której, budząc się w nocy w ciemnym pokoju, jesteśmy w stanie trafić do drzwi. Marihuana te zdolności będzie zaburzać - możemy mieć delikatne problemy z równowagą, z płynnością ruchów i świadomością swojego ciała. I z tego powodu absolutnie nie powinniśmy wsiadać po marihuanie za kierownicę.

Tylko w tym może nam zaszkodzić marihuana?
Nie tylko w tym. Wiemy, że od palenia marihuany (jak od każdej przyjemności) możemy się uzależnić - nawet jeśli będzie to uzależnienie behawioralne, nie możemy udawać, że to zagrożenie w ogóle nie istnieje. Choć jeśli porównujemy marihuanę do innych używek, widzimy, że zarówno jej siła uzależniająca, jak i ogólna szkodliwość, są w porównaniu z innymi substancjami, również tymi legalnymi, zdecydowanie niskie.

Na jakie choroby pomaga medyczna marihuana?
Zacznę od choroby, na którą sam cierpię. To jaskra, w której nadmierne ciśnienie płynu w gałce ocznej powoduje degenerację siatkówki. Marihuana zaś to ciśnienie płynu obniża, i to aż o około 30 procent. Nie działa jednak w ten sposób na wszystkich pacjentów. Na mnie, niestety, nie działa. Przynajmniej nie zauważyłem, by mi akurat specjalnie pomogła - jak ślepłem, tak ślepnę dalej. Może po prostu jadłem za słabe ciasteczka.

Marihuana działa też przeciwwymiotnie i przeciwbólowo, hamując neurotransmisję w szlakach bólowych. Cannabis obniża bóle menstruacyjne, potworne bóle fantomowe (a więc bóle kończyn po amputacjach), pooperacyjne, nowotworowe. W połączeniu z działaniem przeciwwymiotnym (a przecież chemioterapia powoduje często wymioty), wzmagającym apetyt i poprawiającym nastrój świetnie się sprawdza jako lek wspomagający w nowotworach, a nawet - w opiece paliatywnej nad osobami po prostu umierającymi.

Mam znajomą, która podaje marihuanę terminalnie chorej babci. Ale bardzo się przy tym boi, że sprawa wyjdzie na światło dzienne.
Co za chory kraj, w którym osoby podające swojej umierającej rodzinie lekarstwo uśmierzające ból i rozluźniające muszą bać się, że pójdą do pierdla!

Marihuana będzie też pomagać na osteoporozę, chorobę pojawiającą się najczęściej u kobiet po menopauzie (choć nie tylko), w której spada gęstość masy kostnej i zwiększa się łamliwość kości.

Najgłośniej o właściwościach medycznych marihuany jest chyba w środowisku osób chorych na SM, czyli stwardnienie rozsiane.

Marihuana nie wyleczy stwardnienia rozsianego - w tym sensie, że zlikwiduje chorobę. Ale owszem, przez swoje działanie przeciwspastyczne może przynieść pacjentom ulgę w cierpieniu. SM-owcy bowiem mają problem z nadmiernym napięciem mięśni; mają bolesne przykurcze i sztywności - a marihuana te przykurcze i te napięcia będzie hamować.

Istotą stwardnienia rozsianego są uszkodzenia otoczki mielinowej w komórkach nerwowych, przez co te komórki wysyłają do mięśni błędne sygnały, tak że mięśnie są ciągle pobudzone, ciągle pracują, zużywają dużo glukozy, więc mięsień zaciąga dług tlenowy i gromadzi się w nim kwas mlekowy, który z kolei działa na receptory bólu.

Czyli, dobrze wnioskuję, że chorych na SM boli dokładnie w taki sposób, jak każdego z nas po wzmożonym wysiłku, gdy mamy zakwasy?

Bardzo dobrze pani wnioskuje - to jest dokładnie ten sam mechanizm: pobudzone mięśnie, produkcja kwasu mlekowego, ból. Tyle że każdego z nas poboli, gdy po pół roku nieruszania się przeforsujemy się na rowerze albo na nartach, ale za dwa dni po bólu nie ma ani śladu. Chorzy na SM muszą ten ból - wielokrotnie silniejszy, niż nam się zdaje - znosić codziennie, latami.

I czasem na ten ból, na tę spastyczność mięśni dosłownie nic chorym nie pomaga - i wtedy oni z nadzieją patrzą w kierunku leczniczej marihuany. Bo nie zostaje już im nic innego.

Wiemy też, że u części pacjentów z padaczką oporną na leki marihuana będzie skuteczna. Tak było w przypadku małych pacjentów dr. Marka Bachańskiego, zwolnionego z warszawskiego Centrum Zdrowia Dziecka. Jak wygląda mechanizm działania kannabinoidów w tym przypadku?

Marihuana będzie miała w tym przypadku działanie przeciwdrgawkowe (będzie zmniejszać liczbę napadów drgawkowych oraz osłabiać ich siłę), w tym sensie, że „uspokoi” te obszary mózgu, z których wychodzą nieprawidłowe impulsy.

Coraz częściej mówi się też o pozytywnym wpływie stosowania marihuany u osób cierpiących na choroby i zaburzenia psychiczne. Badania kliniczne (i to wykonane w różnych krajach, między innymi w Norwegii) wprost mówią o jej skuteczności w leczeniu choroby dwubiegunowej, w której faza depresji przeplata się z fazą manii, kiedy pacjent czuje się młodym bogiem i chce niemal lecieć w kosmos. Co ciekawe, choć to choroba typu „dwa w jednym”, kannabinoidy pomagają pacjentom i w fazie depresji, i w fazie manii. W depresji będą poprawiać nastrój, a podczas manii - nieco wyciszać, studzić fantazyjne (i niebezpieczne) zapały.

Długa ta lista chorób, na które marihuana może pomóc, nam się zrobiła.

A i tak wiele chorób pominęliśmy. Produkty konopne mają wielki potencjał medyczny, który jest praktycznie niewykorzystany - przez absurdalny strach przed zażywaniem tej substancji i utożsamianie jej z twardymi narkotykami. Oczywiście, duża też w tym „zasługa” naszych polityków (i to z każdej możliwej opcji, może oprócz Palikota i Korwin-Mikkego), którzy walczą z marihuaną z zadziwiającym zacietrzewieniem, udając ekspertów od mechanizmów i skutków jej działania. Ciekaw jestem, czy gdyby zapytać jednego albo drugiego posła, to w ogóle byłby w stanie choć w uproszczeniu wyjaśnić, jak działają kannabinoidy. Po co się kształcić?

Powiem na koniec jeszcze jedno: robienie z ludzi zażywających marihuanę w celach medycznych, kryminalistów i odmawianie jej osobom cierpiącym - jest, według mnie, po prostu podłym okrucieństwem.

SPRAWDŹ SIĘ, WEŹ UDZIAŁ W TEŚCIE: Co wiesz o marihuanie?

***

Prof. Jerzy Vetulani, urodzony w 1936 roku. Psychofarmakolog, neurobiolog, biochemik, pracownik Instytutu Farmakologii Polskiej Akademii Nauk. Ekspert od mózgu, leków i narkotyków

"A w konopiach strach", wydawnictwo PWN, 2016. Książka-wywiad Marii Mazurek z prof. Jerzym Vetulanim. Autorzy rozmawiają o historii marihuany (bóle miesiączkowe leczyła nią królowa Wiktoria), o jej działaniu, o potencjale medycznym i zagrożeniach. Jest to też zapis rozmów o innych narkotykach (na przykład tych, które, zdaniem naukowca, występują w Biblii), o uzależnieniach i strachu.

***

Od początku marca możliwa jest pełna refundacja importu docelowego leków zawierających marihuanę leczniczą. Dla pacjentów sprowadzających preparaty z marihuaną medyczną decyzja Ministerstwa Zdrowia oznacza ogromną oszczędność.Od 2012 r. w Polsce można było używać trzech leków zawierających marihuanę leczniczą: bediol, bedrocan i sativex. Dwa pierwsze stosuje się w leczeniu padaczki lekoopornej u dzieci i trzeba je sprowadzać z Holandii. Sativex, używany przez pacjentów chorych na stwardnienie rozsiane, został dopuszczony do obrotu w kraju i nie ma konieczności importowania go. Środki te były jednak drogie - cena jednego opakowania to ponad 2,5 tys. złotych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Marihuana uzależnia czy leczy? [FAKTY, MITY, TEST] - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska