Fabryka Sanden Manufacturing Poland ma swoją siedzibę w polkowickiej strefie ekonomicznej. Produkuje kompresory do klimatyzacji samochodowych. Została założona w kwietniu 2004 roku. Najwyższe stanowiska sprawują tu Japończycy. Obecnie jest ich ośmiu w całym zakładzie. Nam udało się spotkać i porozmawiać z trzema - prezesem Tsugio Nishi oraz jego najbliższymi współpracownikami, dyrektorem produkcji Tetsuo Shimizu i doradcą Hiroshi Kobayashi.
W Polsce najdłużej jest prezes Nishi. Przyjechał przed pięcioma laty. Trzy razy do roku leci do Japonii. - Nie cierpię z powodu rozłąki z rodziną - mówi szef firmy. Inaczej jest w przypadku H. Kobayashi, który codziennie odbiera maile od córki. - Odpisuję na każdego, bo szkoda przecież, by przestała ze mną korespondować - wyjaśnia. Rodzinę odwiedza dwa razy do roku, podobnie jak pan Shimizu, który co tydzień telefonuje do domu i pyta, co słychać. W Polsce jest od ponad roku.
W jednej firmie 37 lat
Japończycy z Sandena mieszkają w wynajętych mieszkaniach na terenie gmin Polkowice i Głogów. Jak mówią, nie spotykają się w wolnym czasie. Mają go zbyt mało. Raczej odpoczywają indywidualnie. Znajomych Polaków nie mają, bo barierą jest język, choć sami doskonale mówią po angielsku.
- Prawdą jest, że Japończycy pracują bardzo długo - mówi prezes T. Nishi. - W fabryce spędzam nawet 14 godzin. Bywa, że wychodzę z biura o godz. 21.00 - dodaje. Jest wierny jednej firmie od 37 lat. Jak zaznacza T. Shimizu, zaletą pracy w Polsce jest łatwy i szybki powrót do domu. W Japonii zajmuje najmniej półtora godziny, w Polsce może 20 minut. - Nawet samochód nie zdąży się dobrze rozgrzać, a już jestem w moim polskim mieszaniu - śmieje się.
Jako pierwszą z polskich zalet Japończycy wymieniają piękne kobiety. - W Japonii też oczywiście są takie, ale nie aż tak dużo - stwierdzają.
Pana Shimizu oczarowały lasy. - To niesamowite, że mogę wyjść z domu i pospacerować na łonie natury. W Japonii trzeba najpierw bardzo długo jechać samochodem - mówi. Jego pasją jest też jazda na rowerze. Z kolei prezes Nishi woli popływać w basenie.
Czy w ich polskich mieszkaniach dominują akcenty japońskie? - Mamy niskie stoliki, maty bambusowe - opowiadają. Kimon po pracy nie noszą. Mieczy samurajskich na ścianach nie wieszają. - Taki strój wkłada się ewentualnie na Nowy Rok, a posiadanie miecza w Japonii jest zakazane - wyjaśniają.
Szuka świeżej makreli
Jedzenie w polskich sklepach wybierają takie, by przygotować oryginale potrawy z własnego kraju. - Dziwi mnie, że w Polsce, która jest położona nad morzem, jest taki mały wybór świeżych ryb. Na przykład makrelę mogę kupić tyko wędzoną, a takiej nie lubię - opowiada T. Shimizu.
H. Kobayashi spróbował już chyba wszystkich polskich potraw. - Mam sąsiadkę Polkę, która częstuje mnie tym, co sama ugotuje - mówi. Japończykom smakuje żurek i zupa grzybowa, choć prezes Nishi nie przepada za polskim jedzeniem. Flaczki, ani bigos, ani schabowe nie oczarowały jego podniebienia. - To zbyt tłuste - ocenia.
A jak jest z nauką polskiego? Przez pół roku języka cierpliwie uczył się prezes. Zrezygnował. To zbyt trudna sztuka. Prasówkę z polskich gazet otrzymuje raz w tygodniu, po japońsku. W pracy mówi po angielsku.
Panowie Nishi, Shimizu i Kobayashi żałują, że w Polsce mało popularny jest baseball. W Japonii to niemal gra narodowa. Standardem są także zawody sumo, które można obejrzeć w telewizji. - Każdy Japończyk ma swojego ulubionego zawodnika - opowiadają. - U nas to sport narodowy, a u was chyba króluje piłka nożna.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?