- Jak pan widzi polskich polityków w telewizji albo na żywo, to pan płacze czy się śmieje?
- Na szczęście ich nie widzę. Oszczędzam sobie tej przykrości i nie oglądam telewizji w ogóle. A na żywo też ich nie oglądam, bo nie będę się fatygował tam, gdzie oni chodzą. A tam gdzie ja jestem, na szczęście ich nie ma. Czasami tylko czytam w gazetach, co oni mówią... Ostatnio na ten temat wypowiedział się prezydent Wałęsa i zgadzam się z nim.
- Jak reagowały takie gwiazdy polskiego kina jak Beata Tyszkiewicz, Grażyna Szapołowska, Krystyna Janda na wieść, że chce je pan obsadzić w rolach sprzątaczek?
- Jak zawodowy aktor: zapytały co to za rola, niektóre prosiły o teksty, a inne mówiły: Stasiek, dobra jest. Chcesz, żebym wzięła udział w twoim filmie, biorę w ciemno i nie mamy o czym mówić. Aktorka raz gra księżną, raz sprzątaczkę - taki zawód.
- W pana filmie zagrał Marek Kondrat. Potem pan wystąpił z nim w reklamie. Jakiś rewanż?
- Reklama to jest zupełnie inna sprawa. Chodzi o pieniądze głównie... Znamy się z Markiem Kondratem bardzo długo i bardzo go cenię. Jesteśmy w zażyłości, spotykamy się... Krótko mówiąc - zrobił mi awanturę. Że niby na czym to polega, że ja go nigdy nie wziąłem do żadnego filmu, który napisałem?! Co było prawdą. I obiecam mu, że jeśli napiszę film, to będzie w nim występował. Jak przyszedłem z propozycją, powiedział: - No nareszcie!
- Ci, którzy obserwowali pana na planie, mówili, że o 4.00 był pan na nogach i zasuwał do 21.00. To tak wegetarianizm panu służy? Stąd te siły - z polskich kartofli...
- Dieta jest tu rzeczą trzeciorzędną, nawet czwartorzędną. Jestem wegetarianinem, bo jestem. Natomiast w filmie jest rzeczą normalną, że wstaje się o 3.00 - 4.00 rano, bo trzeba kręcić we wschodzącym słońcu...
- A skąd u pana taka dobra kondycja?
- Mam nadzieję, że jak pan będzie w moim wieku, to też pan będzie miał taką.
- Może od jutra przestanę jeść mięso...
- To jest sprawa bardzo indywidualna. Ktoś powiedział: gdyby na świecie rzeźnie były ze szkła, to by nikt nie jadł mięsa.
- Z czym kojarzy się panu Zielona Góra?
- Ze wszystkim najlepszym! Głównie z kabaretami. Władysław Sikora, Gancarz, Kołaczkowska, wtedy jeszcze Chuda, Kamys, młody Jenek... Długo mogę wymieniać następne nazwiska. Ja tym byłem oczarowany, podniecony i zafascynowany. Zmusiłem nawet dyrektora teatru w Warszawie, żeby w repertuarze umieścił kabaret Potem i Stanisława Tyma jako wieczór teatralny, który graliśmy przez sezon. Spotykamy się do dziś. Podróżujemy, pijemy wódkę... Jak normalni ludzie.
- "Rysia" obejrzało 400 tys. widzów podczas pierwszych siedmiu dni wyświetlania. Cieszy się pan z tego wyniku?
- A to jest dużo czy mało?
- Dużo.
- No to się cieszę.
- A wie pan, że w piątek tu, do kina Wenus przyszło dwóch panów, którzy kupili na "Rysia" bilety po 13 zł, ale filmu nie obejrzeli... Tylko w toalecie kran wyrwali i w długą?!
- No, jeśli im był potrzebny kran... To byli jacyś normalni ludzie. Zachowali się rozsądnie.
- Dziękuję.
ZOBACZ ZDJĘCIA Z MARATONU FILMÓW ZE STANISŁAWEM TYMEM W ZIELONOGÓRSKIM KINIE WENUS
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?