Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pogorzelcy z Głogowa potrzebują pomocy

Dorota Nyk
Rodzina pogorzelców w swoim doszczętnie spalonym pokoju. Iwona i Adam Szklarscy nie mogą uwierzyć, że już niedługo będą mogli wrócić do swego domu.
Rodzina pogorzelców w swoim doszczętnie spalonym pokoju. Iwona i Adam Szklarscy nie mogą uwierzyć, że już niedługo będą mogli wrócić do swego domu. fot. Dorota Nyk
- Piętnaście minut mnie nie było. Przychodzę, a tu mojego domu nie ma - opowiada Iwona Szklarska. Wyszła tylko na chwilę, do sklepu. W tym czasie spłonęło jej mieszkanie. Nieszczęście trafiło na niezbyt zasobną rodzinę.

Pożar wybuchł około czternastej, w sobotę, w mieszkaniu w bloku przy ul. Obrońców Pokoju w Głogowie. Prawie wszyscy byli w tym czasie w domu. Ojciec rodziny Adam Szklarski z dwójką małych dzieci: 3-letnim Kubą i 10-miesięcznym Bartkiem. Była też w domu jego teściowa. Najstarszej córki, 19-letniej Marty Winkler nie było, a jej mama wyszła na chwilę do sklepu.

- Wracam z zakupami, patrzę, a tu na moim balkonie strażak stoi - opowiada. - Nie wiedziałam co robić. Biec, rzucać zakupy, ratować dzieci - opowiada. Na szczęście wtedy dzieci były już bezpieczne u sąsiadów.

Szczęście w nieszczęściu, że najmłodszy Bartek się obudził. - Gdyby nie to, to pewnie wszyscy byśmy się zaczadzili - prorokuje A. Szklarski. Zaczęło się palić w pokoju jego córki. Nie wiadomo dlaczego.

- Były oględziny z udziałem biegłego z zakresu pożarnictwa - informuje oficer prasowy policji Bogdan Kaleta. - Przyczynę pożaru ustalimy.
Spalił się cały pokój. Meble, ubrania, wieża. Okno eksplodowało. Taka była temperatura, że poodrywały się grube kawały tynku. Pozostałe pokoje ocalały, bo strażacy zdołali szybko pożar ugasić. Jednak wszystkie ściany są okopcone.

- W tej trudnej sytuacji jako pierwsza trzeźwość umysłu zachowała moja córka. Ja nie wiedziałam co robić - opowiada pani Iwona. - To ona pomyślała, że przecież musimy gdzieś spać. Zadzwoniła do swojej szkoły i poprosiła o pomoc.

Rodzina zamieszkała w ośrodku interwencji kryzysowej Caritas, przy parafii na os. Piastów Śląskich. Ma tam jeden duży pokój. Na szczęście być może nie będzie musiała tam długo mieszkać, bo akcję pomocy dla pogorzelców zorganizowała ich sąsiadka z naprzeciwka Kinga Gogoła. Przynosi już pierwsze efekty. Zgłaszają się dobry ludzie, którzy chcą pomóc.

W dużym pokoju stoi już nowe okno, które na jej apel podarowała jedna z firm. Trzeba je tylko wstawić. Od jutra inna firma, budowlana, ma rozpocząć remontowanie spalonego mieszkania. Za darmo, z dobrego serca.

- Chcemy odremontować im przedpokój, kuchnię i dwa pokoiki. Tak, żeby można tam było żyć. Trzeci już sami muszą sobie zrobić - mówi przedsiębiorca Roman Sobota, który odpowiedział na apel o pomoc. - Jeśli będzie tam podłączony prąd, to zaczniemy pracę już jutro. Dlaczego to robię? Trzeba ludziom pomóc. Może ja kiedyś też znajdę się w potrzebie i wtedy ktoś mi pomoże.

Niestety, tak się składa, że pan Adam, głowa rodziny, od kilku miesięcy nie pracuje, jest na zasiłku dla bezrobotnych. Pani Iwona zajmuje się domem, dziećmi i chorą matką. Ludzie ci potrzebują pomocy, gdyż stracili dużą część swojego dobytku, a niestety im się nie przelewa. Spaliły się im ubrania, środki higieniczne dla dzieci. Meble też są zniszczone. Kto mógłby im w jakiś sposób pomóc, może skontaktować się z naszą redakcją pod tel. 76 835 81 11 lub z ich sąsiadką K. Gogołą, tel. 663 940 323.

- Sądziłam, że z mężem miesiącami będziemy sami nasze mieszkanie remontować - mówi pani Iwona. - Nie wyobrażałam sobie, że to pójdzie znacznie szybciej i że znajdą się ludzie, którzy zechcą nam pomóc. Jestem szczerze i mile zaskoczona ludzką dobrocią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska