Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pod Nowogrodem dzikie zwierzęta się pożywiają, a ludzie... sprzeczają

Eugeniusz Kurzawa 68 324 88 54 [email protected]
Rolnik Paweł Kopania z Drągowiny ślady działalności dzików i saren znajduje nawet na swoim polu tuż obok domu
Rolnik Paweł Kopania z Drągowiny ślady działalności dzików i saren znajduje nawet na swoim polu tuż obok domu fot. Wojciech Waloch
Dzikie zwierzęta w gminie Nowogród Bobrzański podchodzą do zagród chłopskich i szukają pożywienia. Niszczą zasiewy. Zdaniem rolników, nadleśnictwo powinno lepiej dokarmiać zwierzynę - nie byłoby problemów. Lecz czy ten konflikt da się rozwiązać?

- Mam sporo ziemi, którą uprawiam - zaczyna Paweł Kopania z Drągowiny. - Ale w okolicznych lasach żyje za dużo dzikich zwierząt, które zimą nie są dokarmiane, dlatego szukają pożywienia na polach, nawet podchodzą do domów i robią szkody.

Gospodarz pokazuje przez okno z kuchni ślady saren w ogrodzie. Wygrzebały sobie pożywienie mimo śniegu.

- Spory obszar gminy obejmuje Ośrodek Hodowli Zwierzyny podlegający nadleśnictwu w Krzystkowicach - ciągnie Kopania. - OHZ powinien dokarmiać zwierzęta, tymczasem z trzech paśników, które były w pobliżu nie ma już żadnego. Ponoć nie są konieczne...

P. Kopania wymienia rolników z sąsiednich wsi, którzy mają podobne problemy. Opowiada, iż u jednego nocowało kiedyś w rzepaku 50 saren i 30 jeleni. - Nagrałem to kamerą, mogę pokazać - mówi. U innego dziki zrobiły szkody w kukurydzy. - Ja sam widziałem 10 loch z warchlakami w obrębie wsi!

- Nawet w ogródkach przydomowych nie można nic trzymać, bo zwierzęta wyjedzą - uzupełnia Dorota Szmit, prowadząca gospodarstwo razem z P. Kopanią.

Wyceny szkód są zaniżane

- Nasz problemem polega na tym, że gdy przychodzi do wyceny szkód, to straty są zaniżane - mówi Jacek Ozga z Dobroszowa, któremu dziki tak stratowały kukurydzę, iż zrezygnował z uprawy. Uważa, iż Nadleśnictwo nie potrafi przestawić się na współczesność i życzliwą współpracę z rolnikami. - W czasach PRL-u nie było tu rolników indywidualnych tylko PGR. Jak zwierzęta narobiły szkód, przyjeżdżał nadleśniczy z pół litrem i załatwiał sprawę...

- Według biegłego sądowego z Zielonej Góry OHZ hoduje 900 proc. zwierząt więcej niż potrzeba! - dorzuca Jerzy Szatkowski, też rolnik. Opisuje, iż pola ma tak zryte przez dziki, że nie mogą wjechać maszyny. - Wygląda jakby ktoś je zbombardował.

Wielu rolników procesuje się o to. Kopania sądził się w 2006 r. o odszkodowanie za straty poczynione przez dziki w porzeczkach. Podaje, że wprawdzie wygrał, ale satysfakcja żadna, gdyż dostał 1,2 tys. zł, a powinien 3,5 tys. zł. A sytuacja z porzeczkami powtórzyła się w 2008 r. Mówiąc o szacowaniu strat i rzeczoznawcach Szmit i Kopania uważają na słowa, nie wymieniają nazwisk, funkcji. Jednak jak wielu rolników mają pretensje do rzeczoznawców oceniających straty.

- Nie można nic powiedzieć, bo zaraz straszy się nas sądem - dodaje pani Dorota.

- W 2008 r. grupa rolników pobiła moich pracowników na polu pana Kopani - stwierdza nadleśniczy z Krzystkowic Andrzej Staniszewski. - Sprowadził grupę rolników mających pretensje i doszło do rękoczynów.

Nadleśniczy tłumaczy, iż OHZ w gminie Nowogród obejmuje trzy obwody łowieckie (20 tys. ha) i spełnia ustawowe cele introdukcji gatunków dzikich zwierząt. W tym przypadku zajęcy.

Konflikty są nieuniknione

- Konflikty między rolnikami a myśliwymi i leśnikami są nieuniknione, ale trzeba je łagodzić, a najlepiej rozwiązywać wspólnie - twierdzi Andrzej Bawłowicz z Kaczenic, członek Lubuskiej Izby Rolniczej. Zdarza mu się pośredniczyć w rozwiązywaniu sporów. - Jakiś czas temu rolnicy z gminy zebrali 140 podpisów pod petycją, w której żądali lepszego traktowania przez leśniczego ds. łowieckich oraz spotkania w sprawie odszkodowań.

Napięcie między rolnikami a leśnikami po spotkaniu zmalało, ale na krótko. Na porządku dziennym są zaś sądy, przepychanki, obrażanie się. Bawłowicz twierdzi, iż każdy rolnik powinien mówić konkretnie o swojej sytuacji. - Wiem, że dochody polskich rolników w zeszłym roku spadły o 12 proc., dlatego szukają oszczędności, to normalne - mówi.

- Ale są też rolnicy żyjący z dopłat unijnych, a warunkiem otrzymania dopłat jest obsianie pola - przekazuje nadleśniczy. - Często obsiewają byle czym, potem wyrastają chwasty, a z nimi pojawiają się myszy. Za myszami dziki. Robi się problem, ale pretensje są do nas.

Nadleśniczy wyjaśnia sprawę paśników. Owszem zlikwidowano je, gdyż sarny i jelenie nie korzystały z karmy, ta butwiała. - Teraz karmę wykładamy na ziemię, wynika to z wieloletnich doświadczeń - dodaje Staniszewski.

Są sposoby ograniczania szkód powodowanych przez dziką zwierzynę. Można grodzić pola, stosować środki chemiczne, jest odstrzał. Zdaniem Kopani - zbyt mały, zdaniem nadleśnictwa - wystarczający, a jeśli trzeba - zwiększany. Ale konflikt zdaje się nie mieć końca. Każda ze stron zaprasza "GL" na dodatkowe spotkanie, chce przedstawić kolejne argumenty. J. Szatkowski mówi, iż ma zebrane materiały do doktoratu na temat szkód łowieckich...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska