Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po wsi błąka się pies

Dariusz Chajewski
- Jak przyjeżdżają go zabrać, pies znika jak kamfora - opowiada sołtys Klenicy Janina Filipczak (z prawej)
- Jak przyjeżdżają go zabrać, pies znika jak kamfora - opowiada sołtys Klenicy Janina Filipczak (z prawej) fot. Mariusz Kapała
Jedni mieszkańcy skarżą się na szwendające się bezpańskie zwierzę, inni litują się nad nim i dokarmiają...

Mail, który przyszedł na adres "GL" był alarmujący. Mieszkanka Klenicy pisała w nim o wielkim psie, który pojawił się w tej miejscowości na ul. Kargowskiej. Zwierzak - zgodnie z jej relacją - jest duży, głodny i atakuje ludzi. "Wszyscy we wsi tylko dyskutują na ten temat, a nikt nic nie zrobił" - pisze Czytelniczka.

- Aaa, my na niego wołamy Reksio - opowiada ośmiolatka. - Przychodzi tutaj, bo go przecież pół wioski dokarmia.

Pewnie się urwał
Sołtys Klenicy Janina Filipczak oczywiście o "psie-ludojadzie" słyszała. Ba, sama jako mieszkanka ul. Kargowskiej go widziała i, do czego przyznaje się z pewną nieśmiałością, dokarmiała.

- Psisko naprawdę jest bardzo wymęczone to i nic dziwnego, że ludzie starają się mu pomóc - opowiada. - Do gminy telefonowaliśmy trzy razy i nie można powiedzieć, przyjeżdżali, ale pies natychmiast znikał jak kamfora. Teraz już wszyscy wiemy, że jak gdzieś przyjdzie, to na podwórzu trzeba go zamknąć i gminę wezwać.

Gdy ostatnio jeden z kleniczan to zrobił, psisko bez problemu pokonało parkan. Inna kobieta jest przekonana, że to ten sam pies, którego ktoś w lesie drutem do drzewa przywiązał. Jak opowiadają mieszkańcy takie przygody z psami są na porządku dziennym. Z reguły, tak jak w przypadku tego ostatniego, to ludzie przejeżdżający przez wieś porzucają niechciane zwierzęta.

- To, że te psy tutaj są to nie jest ich wina, ale ich właścicieli - mówi młoda dziewczyna.

Problem jest latem

W Bojadłach problem zaczyna się latem, gdy ludzie jadą nad jezioro. Zostawiają zwierzęta po tej stronie rzeki mając nadzieję, że nie wrócą.

- Nie jest to jakąś plagą, ale problemem - dodaje sekretarz gminy Bojadła. - Znalezienie takiego psa zgłaszamy do schroniska i znajdują się czasem jego właściciele.

Jednak gmina nie ma umowy ze schroniskiem o wyłapywaniu i przetrzymywaniu zwierząt. Powód jest prozaiczny - jak przyznają urzędnicy na to Bojadeł nie stać. Po porzucone zwierzęta jeżdżą sami pracownicy i przechowywane są... na podwórku urzędu. I trwa wielkie poszukiwanie nowych właścicieli.

- Też mi nowina - mężczyzna spotkany przed sklepem w Bojadłach pokazuje sporego psa przypominającego wilczura. - On także biega tutaj od dawna. I tak naprawdę nikt nie wie, czy to psisko niczyje, czy ma właściciela. Czy tutejsze, czy też podrzucone... I co ono temu winne?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska