Jak mówią rolnicy: dzik nie mucha, gazetą go nie odpędzisz. Trzeba pole zabezpieczyć elektrycznymi pastuchami, ale coraz częściej i one nic nie dają. Pastucha sforsuje jeden odyniec, porazi go prąd, ale za nim wejdzie w pole wataha 20-30 dzików. A taka ekipa, żerując tylko przez dobę, jest w stanie zniszczyć kilka hektarów upraw. Czasem to dorobek całosezonowej pracy gospodarza.
Łowczy z terenu pow. nowosolskiego alarmują, że pogłowie dzików zastraszająco rośnie od kilku lat. Powód: ogromny urodzaj żołędzi - największego przysmaku dzików. Jeszcze 10 lat temu myśliwi odstrzeliwali w sezonie najwyżej 30 dzików, a teraz nawet 150-200 sztuk. A i tak szkody w polach coraz większe.
Stówa zamiast tysięcy?
Pan Lucjan z Mirocina Dolnego uprawia ziemniaki. To też przysmak dzików. W ub. roku weszły mu w szkodę wczesnym latem. I wtedy zaczęła się biurokratyczna gehenna rolnika. Do dziś nierozstrzygnięta. Zgodnie z przepisami za szkody spowodowane przez dziką zwierzynę odszkodowanie płaci koło łowieckie z danego terenu. A pole pana Lucjana to obwód koła Tur. 6 lipca 2006 r. na polu rolnika miały być oględziny i szacowanie szkód. - Przedstawiciele koła Tur nie przyjechali, mimo wezwań, nie chcieli widzieć strat - ubolewa pan Lucjan. Na oględzinach byli tylko przedstawiciele rady sołeckiej, którzy orzekli, że zniszczeniu uległo sto procent upraw.
Szulc pokazuje nam dokument z oględzin. I wylicza: - Swoje straty wyceniłem na 59 tys. zł, to tylko ceny nawozów, sadzonek, ropy do ciągników. A zapłacili mi tylko 100 zł - pomstuje. Pozwał więc Tura do sądu. Wyrok być może jesienią, bo opinię przygotowuje biegły z dziedziny produkcji rolnej. - Chodzi o ustalenie, ile pan Lucjan mógłby uzyskać dochodu ze zniszczonego pola - wyjaśnia pełnomocnik rolnika adwokat Stanisław Inerowicz.
Wataha za watahą
Dlaczego myśliwi uchylają się od wypłaty odszkodowania panu Lucjanowi? - pytamy łowczego koła Tur Marka Muchę. - Sprawę prowadził były zarząd koła, ja jestem w zarządzie od kwietnia i nie wiem, kto ma w tym sporze rację - odpowiada.
Pytamy więc łowczego z byłego zarządu Pawła Kowalewicza. - Ten pan żąda astronomicznej sumy - pada odpowiedź. - Nie ma na świecie takiego gruntu, żeby z 1,2 ha uzyskać plon na taką kwotę! Z tym panem problemy są od dawna. Część pieniędzy mu zapłaciliśmy.
Ile? - pytamy. Kowalewicz: - Dwa lata temu zapłaciliśmy mu 2,5 tys. zł za zniszczone ziemniaki i od tego czasu ma coraz bardziej roszczeniową postawę. Rozumiem, że jest to starszy pan, który potrzebuje pomocy, ale forma jest niedopuszczalna. A przede wszystkim on samowolnie zaorał swoje pole przed ostatecznym szacowaniem szkód, przez co nie mogliśmy ustalić strat.
Tymczasem kilka dni temu na pole pana Lucjana weszła kolejna wataha dzików. I znów są straty.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?