Lechia Zielona Góra w sezonie 2020/21 okazała się najlepszą lubuską drużyną w regionalnym Pucharze Polski. Dzięki temu dostała szansę gry na centralnym szczeblu tych rozgrywek. Pierwszą przeszkodę pokonała, w 1/32 finału zielonogórzanie wygrali (3:2) na wyjeździe z ekipą Orląt Radzyń Podlaski. Trudniejszej przeprawy, jaką było spotkania z I-ligową Arką Gdynia, nie udało się przebrnąć. Zielonogórzanie przegrali 0:1. [b]Cofnijmy się w czasie i przypomnijmy sobie sezon 1986/87, w którym trzecioligowa wówczas Lechia w zmaganiach Pucharu Polski stała się postrachem drużyn z ekstraklasy.
Zdarzały się dotkliwe porażki, ale...
Zielonogórski klub - pod różnymi nazwami - po zwycięstwach w lokalnych rozgrywkach Pucharu Polski startował w zmaganiach ogólnopolskich, a kiedy grywał w drugiej lidze - tak, były takie czasy w latach 90. XX w. - miał tę możliwość z tzw. klucza. Na szczeblu centralnym zielonogórzanie zadebiutowali w 1952 roku, kiedy jeszcze jako Stal przegrali (2:6) na własnym stadionie z rezerwami CWKS Warszawa (pod taką nazwą przez kilka lat grała stołeczna Legia). Później również kilka razy odpadali w pierwszej rundzie, nierzadko po bardzo wysokich porażkach, np. 1:12 u siebie z Gwardią Warszawa w 1955 roku, czy 1:7 z Resovią w Rzeszowie w 1973 roku. Ale bywało też tak, że zielonogórski zespół walczył jak równy z równym ze znacznie wyżej notowanymi rywalami, jak choćby w 1974 roku, gdy w 1/16 finału przegrał ze Śląskiem Wrocław 1:2.
Warto wspomnieć, że centralne rozgrywki zmieniały się z biegiem lat. Kiedy Polska podzielona była na 49 województw, przez kilka sezonów udział w nich miał zagwarantowany nie tylko zwycięzca wojewódzkich finałów, ale również zespół, który w nich przegrywał. Dlatego ekipy z niższych klas, zanim awansowały do 1/16 finału, musiały najpierw przebrnąć przez dwie, albo trzy rundy wstępne. Liczba spotkań w poszczególnych rundach zmieniała się. Najczęściej był to jeden mecz na boisku zespołu z niższej ligi, a jeżeli rywale grali na tym samym szczeblu, gospodarza losowało się. Kto wie, czy gdyby w sezonie 1986/87 w ćwierćfinale i półfinale Pucharu Polski nie obowiązywał system mecz i rewanż, a rozgrywane byłoby tylko jedno spotkanie na boisku u słabszego zespołu, to Lechia nie grałaby przynajmniej w półfinale? Właśnie we wspomnianym sezonie zielonogórski zespół osiągnął w tych rozgrywkach największy sukces.
ŁKS Łódź prowadził, ale bardzo krótko
Cofnijmy się w takim razie do sezonu 1986/87. Wtedy Lechia miała, jak na trzecią ligę, bardzo mocną ekipę. Do drugiej ligi awansować jednak nie zdołała, ale w rozgrywkach Pucharu Polski podopieczni trenera Antoniego Konsewicza „kosili” rywala za rywalem.
- Trzeba sobie jasno powiedzieć, że gdyby nie pomoc znanego wówczas międzynarodowego sędziego Aleksandra Suchanka z Krakowa, który w drugim ćwierćfinałowym meczu z pierwszoligowym ŁKS-em Łódź, wyraźnie faworyzował gospodarzy, w półfinale Pucharu Polski zagrałaby Lechia – wspominał Andrzej Flügel, wieloletni kierownik działu sportowego w „Gazecie Lubuskiej”. - Zielonogórzanie w pierwszym meczu ćwierćfinałowym na własnym boisku pokonali ŁKS 2:1, wszystkie bramki padły w drugiej połowie.
Do spotkania w Zielonej Górze doszło 16 kwietnia 1987 roku, na stadion przy ul. Sulechowskiej przyszło sześć tysięcy kibiców. Mecz sędziował były reprezentant Polski Wojciech Rudy, a Lechia zagrała w składzie: Szymecki - Małecki, Babij, Markiewicz, Szewc - Pacholczyk (od 89 min Nerga), Choczaj, Tkaczuk - Sawczuk, Sławiński (od 65 min Kaczmarek), Swędera. Łodzianie objęli prowadzenie w 51 min po strzale Krzysztofa Stefańskiego, ale już dwie minuty później wyrównał Zenon Swędera. Znakomity snajper gospodarzy wprawił w euforię zielonogórskich kibiców pięć minut przed końcem meczu, zdobywając zwycięskiego gola.
Niestety, gwizdek sędziego milczał
Rewanż w Łodzi rozegrano 6 maja. – Pamiętam, że mecz rozegrano wieczorem przy świetle elektrycznym, ale mimo to Lechia zaskoczyła rywala – powiedział Andrzej Flügel. – Nasz trzecioligowiec postawił się rywalom z pierwszej ligi, którzy z pewnością sądzili, że szybciutko strzelą dwa gole, zniwelują stratę z Zielonej Góry, a potem pokażą niżej notowanej ekipie, kto tu rządzi.
Początek meczu wskazywał na to, że tak może się stać, bo w 31 min prowadzenie dla ŁKS-u uzyskał Sławomir Różycki. Jednak już osiem minut później, po ładnej kontrze, wyrównał Zbigniew Sawczuk. W drugiej połowie Lechia konsekwentnie i mądrze broniła się, bo przecież wynik 1:1 dawał jej awans.
- Mało tego, zielonogórzanie groźnie kontratakowali – mówił Andrzej Flügel. - Wszyscy, także dziennikarze łódzcy, podkreślali też szczególnie niezrozumiałą decyzję sędziego. W 30 min bramkarz ŁKS-u Jarosław Bako sfaulował wychodzącego na czystą pozycję Waldemara Tkaczuka. Wydawało się, że decyzja może być tylko jedna: karny! Nic z tego. Gwizdek sędziego międzynarodowego Aleksandra Suchanka, milczał. Arbiter wyraźnie wspierał gospodarzy, a mimo tego wynik długo nie zmieniał się.
Już witali się z półfinałem. Zabrakło kilku minut
Zielonogórzanie byli bardzo blisko sprawienia sensacji, bo remis utrzymywał się do 87 min. Wtedy jednak bramkarz Lechii Jerzy Szymecki, który znakomicie bronił w Łodzi, popełnił błąd. Zbyt późno wyskoczył do piłki po dośrodkowaniu z rzutu wolnego i najwyższy na boisku Juliusz Kruszankin głową zdobył gola na 2:1. To oznaczało dogrywkę.
- Utrata gola w takich okolicznościach rozbiła ekipę - stwierdził Andrzej Flügel. - W dogrywce rządził już ŁKS, dwie bramki strzelił Ryszard Robakiewicz. Łodzianie wygrali 4:1 i awansowali do półfinału. Byłem na tym meczu razem z grupą zielonogórskich kibiców. Została nam satysfakcja z tego, że nasz zespół był o centymetry od niespodzianki. Łódzcy kibice pytali nas, dlaczego tak dobry zespół gra tylko w trzeciej lidze?
Zielonogórzanie w Łodzi zagrali w składzie: Szymecki – Szewc, Babij, Markiewicz, Sławiński (od 73 min Nerga) – Pacholczyk, Choczaj, Tkaczuk, Grajewski – Sawczuk (od 97 min Krawczyk), Swędera.
Najlepszy mecz w historii klubu. Z Lechem Poznań
Zanim Lechia przegrała w Łodzi, musiała pokonać aż pięć rund szczebla centralnego. W pierwszej pokonała trzecioligową Wartę Poznań 2:0, później drugoligowego Zawiszę Bydgoszcz 3:0, a następnie w pucharowych derbach lubuskich grającą również w drugiej lidze ekipę Dozametu Nowa Sól 2:0. Później były już mecze 1/16 i 1/8 finału, w których zielonogórzanie trafiali na rywali z ekstraklasy. 24 września 1986 roku, po znakomitym i prawdopodobnie najlepszym w historii klubu meczu, Lechia wygrała po dogrywce z Lechem Poznań 4:2. Kolejnym przeciwnikiem zielonogórzan był Górnik Wałbrzych, który przegrał w Winnym Grodzie 1:2. To zwycięstwo dało Lechii przepustkę do wspomnianego wyżej ćwierćfinału z ŁKS-em. Aż cztery bramki w tych dwóch ostatnich meczach zdobył Zenon Swędera. Po udanym pucharowym sezonie piłkarz odszedł do GKS-u Jastrzębie, z którym grał m.in. w ekstraklasie. Zawodnik stał się legendą jastrzębskiego klubu. Powstała o nim nawet pisenka, którą do dziś śpiewa loalny zespół Skamparanas.
Polub nas na fb
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?