Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piąte urodziny lata bez wielkich fajerwerków

Danuta Kuleszyńmska 0 68 324 88 43 [email protected]
Biesiada rosyjska w 4 Różach dla Lucienne. Na koncert Maćka Wróblewskiego przyszły tłumy
Biesiada rosyjska w 4 Różach dla Lucienne. Na koncert Maćka Wróblewskiego przyszły tłumy fot. Bartłomiej Kudowicz
W tym roku Lato Muz Wszelakich rozczarowało wielu. - Było smętnie, bo na deptaku zabrakło typowo ulicznych imprez - ubolewa Czesław Nawrocki, mieszkaniec naszego miasta.

Lato, niestety, odchodzi. Lato Muz Wszelakich też dobiega końca. Miasto pomału przestanie tętnić wakacyjnym życiem. A szkoda, bo gdy miasto życiem tętni, to człowiek cieszy się, że nie mieszka na zadupiu, tylko w normalnej europejskiej mini - metropolii.

Przed nami jeszcze Winobranie, a potem pomalutku zaczniemy zapadać w jesienno-zimowy sen. Deptakowe imprezy zaczną przenosić się do sal i salonów. I przyjedzie nam czekać wiele miesięcy, nim znów rozdźwięczy uliczny gwar.

Zmarnowany pomysł
Tegoroczne "muzy" obchodziły piąte urodziny. Nie było jednak żadnych fajerwerków, ani urodzinowego tortu. Tylko kabaretowy wieczór w amfiteatrze. Imprezę wymyśliła pięć lat temu Wanda Rudkowska, była szefowa Zielonogórskiego Ośrodka Kultury. - Chciałam przede wszystkim wyciągnąć ludzi z domów, chciałam rozkręcić miasto, rozruszać, żeby podczas wakacji życie nie zamierało, a wręcz przeciwnie. - wspomina Rudkowska.

- I myślę, że to się udało. O Zielonej Górze zrobiło się głośno w Polsce, ludzie nam zazdrościli, że tyle u nas się dzieje. Byli zachwyceni, że kulturę z górnej półki mieszamy z tą z niższej i że to daje świetny efekt. Na naszych imprezach, oprócz stałych bywalców filharmonii i teatru bawili się także panowie spod budki z piwem.
Była szefowa ZOK ma żal, że nie pozwolono jej zorganizować Muz w tym roku, choć bardzo chciała i miała mnóstwo planów.

- Co dzisiaj czuję? Jestem wściekła, że ZOK zmarnował mój pomysł. W mieście poza imprezami u Bruna i Jadźki nic się nie działo. I żal mi mieszkańców, bo najnormalniej w świecie zostali oszukani.

Nie wychodzić z centrum

Rudkowska jest kontrowersyjna, bezkompromisowa, często zraża do siebie ludzi. Ale trudno nie przyznać jej racji, że tegoroczne Muzy oklapły, że zwinęły skrzydła i pochowały się nie wiadomo gdzie.

Aktywny pozostał jedynie ogródek 4 Róż dla Lucienne, galeria U Jadźki i ogródek Strasznego Dworu, gdzie co niedziela odbywał się Quest Europe. Ale to były autorskie projekty Bruno Kiecia, Stowarzyszenia Kulturalnego Galeria i Marzeny Więcek. Można do tego doliczyć spektakle teatralne, jakie odbywały się od czasu do czasu w ramach off teatr, czy spotkania w Biurze Wystaw Artystycznych.

Zabrakło natomiast czegoś, co nazwać można plebejską zabawą. Taką, na której - jak to mówi Rudkowska - świetnie czują się bywalcy filharmonii i panowie spod kiosku z piwem.

Nie było imprez na teatralnym podwórku (poza wyjątkami). Nie było sceny na deptaku, na której zawsze coś się w latach poprzednich działo: konkursy, zabawy koncerty. - Było wyjątkowo smętnie - ocenia Czesław Nawrocki, mieszkaniec miasta.

Wanda Kempińska na takie imprezy zjeżdżała w zeszłym roku aż z Poznania. - Nie ma porównania z tym, co się wtedy działo - przyznaje. - A działo się dużo, deptak był wesoły, miasto żyło. W tym roku jakaś pustka nastała i bardzo mnie to rozczarowało.

Bruno Kieć, szef 4 Róż może mieć powody do zadowolenia. Podczas jazzowych wieczorów, spotkań w ramach Europejskiego Ogrodu Sztuki, czy Filmowej Góry, ogródek pękał w szwach. Miejsc przy stolikach zwykle brakowało, ludzie oblepiali Róże wokół. - Nie przesadzę, gdy powiem, że na naszych imprezach bawiło się w sumie 20 tysięcy osób - mówi. I opowiada o tym, jak to Ogród stał się turystyczną wizytówką miasta, że sławę zdobył nawet w Londynie.

Podobnie było u Jadwigi Kokot w galerianym zaułku, gdzie na imprezach zjawiały się tłumy.

Niestety, nie da się tego powiedzieć, o koncertach organizowanych w amfiteatrze. Przychodziła na nie garstka osób. - Ja uważam, że Lato Muz Wszelakich powinno trzymać się centrum miasta - dodaje B. Kieć. - Dopiero wtedy będzie to jeden wielki festiwal z pożytkiem dla mieszkańców i turystów.

Pierwsze koty za płoty

Zupełnie innego zdania jest Agata Miedzińska, obecna szefowa ZOK-u. - Zależy nam, by uruchomić amfiteatr, który przecież służy do organizowania różnych imprez. Czas, by latem w amfiteatrze tętniło życie.

O tym, jak ono tętni przekonaliśmy się w tym roku. Na koncert Breakoutów przyszło 50 osób, około 200 słuchało koncertu Marcina Rozynka. - Liczyłam na większą frekwencję, ale nie zniechęciło mnie to, ani nie zraziło. Po prostu - pierwsze koty za płoty. Myślę, że naszą publiczność trzeba przyzwyczaić do nowej oferty i przychodzenia latem do amfiteatru.

Miedzińska chce, by za rok działo się tutaj jeszcze więcej. - Myślę o galach operetkowych, balecie, operze - wylicza. - W tym roku lato nas nie rozpieszczało, amfiteatr nie ma zadaszenia, deszcz padał na głowy... Może więc lepiej pójść do pubu? Ale ja wiem, że trzeba próbować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska