- Za kilka dni oficjalne pożegnanie pana. Czyli sprawa ewentualnego powrotu na parkiet jest nieaktualna?
- Oczywiście. Już przed rokiem powiedziałem, że kończę i nie wycofuję się z tego. Nie zrywam z koszykówką, gram w Bachus Basket Lidze i trenuję młodzież w SKM Zastal.
Nie kusiło pana by jeszcze wrócić i zagrać o ligowe punkty. To dobry wiek na zakończenie kariery?
- Chyba tak. Mam 34 lata i to chyba był najlepszy moment by odejść. Ale to sprawa indywidualna. Patrząc na Adama Wójcika i Andrzeja Plutę, którzy są starsi ode mnie i dalej grają, można dojść do wniosku, że da rady nawet do czterdziestki, ale to są raczej wyjątki od reguły. Myślę, że 34-35 lat to bardzo dobry wiek na to, by przestać grać w koszykówkę. Oczywiście zawodowo.
- Gdyby pan rzucił okiem na całą swoją karierę, to jakby pan ją ocenił?
- Niewiele bym zmienił. Cieszę się z tego co osiągnąłem. W sumie zdobyłem cztery medale mistrzostw Polski seniorów, złoty juniorów i srebrny kadetów. Rozegrałem około sto oficjalnych spotkań w reprezentacji Polski. Jestem zadowolony.
- Jakiś najbardziej przykry moment w karierze?
- Było to w 1997 roku, przed mistrzostwami Europy w Barcelonie. Trenowało nas w kadrze trzynastu, ale było wiadomo, że pojedzie tylko dwunastu. Ktoś musiał zostać. Rywalizowałem o miejsce z Krzyśkiem Milą. Trener zadecydował, że pojedzie on. Mówił, że ja jestem najmłodszy w ekipie i przede mną są jeszcze kolejne mistrzostwa. To był najbardziej przykry moment w karierze. A los tak zarządził, że nie miałem już szans by pojechać na tak ważny turniej.
- Co pan teraz robi?
- Pracuję w Urzędzie Miasta, jestem asystentem prezydenta Kubickiego do spraw sportu. Popołudniami trenuję w SKM Zastal grupę chłopców z rocznika 1997. Właśnie w tej chwili jestem z nimi na obozie nad morzem, koło Niechorza.
- Czyli zostanie pan trenerem...
- Mam taką nadzieję. Studiuję. Jestem na trzecim roku wychowania fizycznego na Uniwersytecie Zielonogórskim. Jak zrobię licencjat pomyślę o magisterce. To, plus prowadzenie zespołu, a także doświadczenie jakie zdobyłem na parkiecie powinno dać mi dobre przygotowanie do zawodu. Oczywiście dziś nie mogę z całą pewnością stwierdzić, że z praca szkoleniową zwiążę się na całe życie. Czas pokaże jak będzie.
- Nie jest panu przykro, że Zastal nie może awansować do ekstraklasy?
- Jest i to bardzo. Pewnie to samo odczuwają wszyscy zielonogórscy kibice. Ale wydaje mi się, że właśnie teraz jest montowana drużyna, która może to osiągnąć.
Tak pan sądzi?
- Tak. To młody, fajny zespół, który może zrobić dobry wynik. Byłem na kilku treningach i widziałem radość w oczach tych chłopaków. Pracowali, walczyli, dawali z siebie wszystko. A to przecież dopiero przygotowania. Uważam, że właśnie w tym sezonie mogą coś osiągnąć. Ten zespół jest fajnie budowany i życzę mu wszystkiego dobrego.
- Jak trzeba będzie to swój klub wspomoże pan, choćby radą?
- Oczywiście. Jestem w stałym kontakcie z prezesem. Widzimy się praktycznie codziennie. Zastal to mój klub. Tu zaczynałem i skończyłem karierę. Jeśli tylko będę mógł to zawsze pomogę.
- Za kilka dni oficjalne pożegnanie. Łezka się w oku zakręci?
- Nie będzie żadnych łez. Już się przyzwyczaiłem, bo przecież przed rokiem zakończyłem zawodowe uprawianie koszykówki. Miałem czas na przestawienie się na inne funkcjonowanie i zapewniam, że nie miałem z tym kłopotu. Życie toczy się dalej...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?