MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Państwo Grzelakowie: - Już do Polski nie wrócimy

Katarzyna Borek 0 68 324 88 37 [email protected]
Julek nie odstępuje taty na krok
Julek nie odstępuje taty na krok fot. Archiwum domowe rodziny Grzelaków
Bo jak wyglądało nasze życie przed wyjazdem do Anglii? Było szare, bez żadnych perspektyw. Codzienne zamartwianie się: co dziś zapłacić, a co może poczekać...

- W naszej rodzinie ja tylko zarabiałem. Żona zajmowała się domem i trzema synami - wspomina Wojtek. Przed Anglią 12 lat pracował w krośnieńskich płytach, jako brygadzista na dziale produkcji. Robota na trzy zmiany, raczej trudna, ale nie tak źle płatna. Miał około 1.500 zł, gdy trzy lata temu wyjechał z Maszewa. Z domu, który zrobił z chlewa.

- Nie miał okien, drzwi, podłóg, ale bardzo chcieliśmy mieć swój własny kąt. Nieważne, że bez łazienki i z jednym pokojem na początek - mówi. - Byliśmy przyzwyczajeni do trudnych warunków. Ja miałem ośmioro rodzeństwa, żona czworo.

Radziliśmy sobie, mając coś, co nazywało się domem i działkę o powierzchni 37 arów. Dzięki niej własne warzywa. Pomidory, ogórki, marchewka - czasami ratowały nam życie, kiedy nie było co do garnka włożyć. A bywało naprawdę trudno. Dla mnie państwo polskie, koniecznie z małej litery, to bieda. Czasami głód. Ciągle zamartwianie się o byt. Ale emigracja zarobkowa? Nigdy nie myślałem o tym do końca na poważnie. Miałem rodzinę, troje dzieci i jakoś nie mogłem poukładać tego, co by było, gdyby...

Jednak po wejściu Polski do Unii Wojtek (tak każe do siebie mówić, bo w Anglii to normalne) zaczął powoli zmieniać swoje nastawienie. Bo przecież dom z chlewa nigdy nie będzie domem. U dzieci zaczęły się problemy ze zdrowiem, alergia na kurz.

- Ale kiedy zabrakło mi na następne spłaty kredytów, a komornik zabierał mi część wypłaty, podjąłem decyzję o wyjeździe. I, jak teraz widzę, była to druga moja najmądrzejsza decyzja w życiu. Po poślubieniu mojej żony Ani.

Płaczu nie ma

Dla Szymona, Cypriana i Julka każdy dzień w Anglii jest o niebo lepszy od tego, jaki mieliby w Polsce
Dla Szymona, Cypriana i Julka każdy dzień w Anglii jest o niebo lepszy od tego, jaki mieliby w Polsce

Ania urodziła Joshuę już w Anglii

DOKĄD WYJEŻDZAMY

Według oficjalnych, ale ostrożnych szacunków, na emigracji zarobkowej przebywa blisko 2,3 mln Polaków. Od przyjęcia naszego kraju do Unii Europejskiej głównym kierunkiem były: Wielka Brytania (39 proc.), Irlandia (10,5 proc.) i Niemcy (25 proc.). W tych krajach przebywa ok. 46 proc. wszystkich emigrantów. Jadą głównie zarobić. Minimalna stawka wynagrodzenia w Wielkiej Brytanii wynosi 1.148 funtów, w Irlandii - 1.462 euro. Dla porównania: pozostając w Polsce można zarobić średnio niespełna 334 euro...

(Dane Euro-tax.pl.)

Ania z trzema synami: Julkiem (5 lat), Cyprianem (10) i Szymonem (12) dojechała do Wojtka do Anglii po 11 miesiącach. Julek, jako czterolatek, od razu... poszedł do szkoły. I nie poczuł, że ktoś zabrał mu dzieciństwo.

- Bo angielskie szkoły są fantastyczne! Brak tutaj jakiegokolwiek odniesienia. Nie wiem, skąd taka diametralna różnica. Może stąd, że nic nie można robić na siłę, że każde dziecko jest inne? Ma swoje potrzeby, oczekiwania, ale też obawy. Tutaj rodzice mają tak ścisły kontakt ze szkołą, o jakim nauczyciele w Polsce mogą sobie tylko pomarzyć! - opowiada Wojtek. - Starsze dzieci, które chodziły do polskiej szkoły, nigdy jej nie lubiły. Zawsze kojarzyła im się z przykrym obowiązkiem. Całą masą materiału zadawanego do domu.

- Tutaj nie muszę gonić dzieci do lekcji, bo ich nie ma - opowiada Ania. - Zdarza im się jakaś praca raz na miesiąc. Kolejny dostają, by ją odrobić.

- W Polsce zawsze przerażał początek roku szkolnego, bo wiązał się z ogromnymi wydatkami na wyprawkę. Przy tej gonitwie i ciągłym braku gotówki, aby móc kupić to, co niezbędne na lekcjach... - zdradza Wojtek. - A pomoc państwa była bardziej niż upokarzająca. Bo czym jest szkolna zapomoga w wysokości 100 złotych, gdy trzeba wydać pięć razy więcej, a w dodatku nie jest się rodzicem jedynaka? W Anglii ten problem nie istnieje! Podręczniki zapewnia szkoła.

Do rodziców należy tylko kupno mundurków i przyborów podstawowych. A jeśli kogoś na to nie stać, może poprosić o pomoc swój urząd gminy. Jeżeli ktoś jest naprawdę w złej sytuacji, darmowy lunch w szkole też opłaca Council Office.

Godnie i szczęśliwe

Dla Szymona, Cypriana i Julka każdy dzień w Anglii jest o niebo lepszy od tego, jaki mieliby w Polsce

Przyjemne. Bez stresu. Tak Grzelakowie opisują swoje życie w Anglii. Ania zajmuje się dziećmi i domem. Wojtek jest kierowcą podmiejskiego autobusu (co dwa lata dostaje nowy...). Jedna pensja, ale pozwala na normalne życie. Nie takie, jak pamiętają z Polski.

- Nie musimy sobie żałować - mówi Ania. - Gdy jest taka potrzeba, to kupujemy i nie musimy po ludziach pożyczać.

- Stać mnie na wynajęcie trzypokojowego domu. Trzy sypialnie u góry, na dole część dzienna i duuuży ogród z małą szklarnią, gdzie teraz mam pomidory, kwiaty i truskawki - opowiada Wojtek. - Tutaj mogę się spełniać zawodowo, o czym mogłem tylko pomarzyć w Polsce. Mam satysfakcję z pracy, z dnia codziennego. Czuję, że nie tylko ja, ale i moje dzieci. Każdy dzień Szymona, Cypriana i Julka jest o niebo lepszy od tego, jaki miałyby w Polsce.

Chodzą do szkół z przyjemnością, co było wcześniej nie do pomyślenia. Ja nie mam corocznych bólów głowy, za co kupić książki, wyprawkę. A opieka zdrowotna? Super, do 16. roku życia naprawdę bezpłatna. My dorośli także nie płacimy za lekarstwa przepisane na receptę, bo nie osiągamy pułapu dochodu 60 tys. funtów rocznie. A co za tym idzie, z tytułu wychowywania dzieci należy nam się tzw. Child Tax Credit. Teraz wynosi około 900 funtów razem z zasiłkiem Child Benefit (odpowiednik zasiłku rodzinnego). W Polsce są naprawdę dobrzy lekarze, ale po wizycie zawsze bałem się, czy wystarczy mi na przepisane lekarstwa.

Przepaść na lata

- Każdy dzień to raczej przyjemność. Teraz jestem szczęśliwa i nie zamieniłabym tego życia na inne. Nie chodzi tylko o sprawy materialne, ale możliwość nie zamartwiania się. Mój najstarszy syn przynosi mi ostatnio śniadania do łóżka i tym miłym akcentem zaczyna się nasz dzień - opowiada Ania.

Radość ze szkoły. Pełna lodówka. Bezpieczeństwo, o jakim w Polsce mogliby tylko pomarzyć. Takie, że zdecydowali się na czwarte dziecko, o którym nie mogło być wcześniej mowy. Joshua ma teraz dwa miesiące.

Wojtek w środę, po rocznej nieobecności, był w Polsce. Zdziwiły go... wysokie ceny żywności. - Chodziłem po sklepie i nie mogłem uwierzyć. W Anglii podstawowe artykuły i chemia domowa jest tańsza! - dziwi się. Czy mógłby jeszcze jakoś porównać oba kraje? To bardzo trudne, bo dzieli je ogromna przepaść. Jakieś 30, 40 lat.

- W Anglii inwestuje się w ludzi od wczesnych lat. Zdrowie i edukacja są najważniejsze. Szkoda, że polskie elity polityczne tego nie dostrzegają, a nawet jeśli, są to puste słowa przed kolejnymi wyborami, byle omamić wyborców - uważa Wojtek. - Gdybym jeszcze raz miał podjąć decyzję o emigracji, zrobiłbym to już w momencie przystąpienia Polski do Unii. Teraz mam poczucie, że zrobiłem to dwa lata za późno. No, ale lepiej późno niż wcale! W domu nie rozmawiamy o powrocie. Człowiek ma prawo do normalności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska