Genowefa Gągorowska dochodziła do siebie przez dwa dni. Była w szoku po tym, jak ordynator ortopedii w 105. Szpitalu Wojskowym w Żarach odesłał ją do domu, choć kilka godzin wcześniej została przyjęta do lecznicy.
Co więcej: na łóżko w szpitalu czekała prawie rok! Zbulwersowana przyszła do redakcji. Nie kryje żalu i wściekłości. - To niewiarygodne, co lekarze wyprawiają z ludźmi! Robią, co im się podoba, pacjentów traktują jak rzeczy - wyrzuca z siebie. - Zostałam upokorzona, straciłam czas i pieniądze.
Najpierw przyjęli, potem odesłali
Kobieta mieszka w Zielonej Górze i cierpi na zniekształcenie palców w prawej stopie (hallux). W czerwcu zeszłego roku ortopeda skierował ją na zabieg usunięcia kostnej narośli.
- Wybrałam szpital wojskowy w Żarach, bo dużo dobrego o nim słyszałam - opowiada. - Zapisano mnie w kolejkę, termin operacji wyznaczono na 4 czerwca. Czekałam cierpliwie.
W czasie oczekiwania kilkakrotnie dzwoniła do lecznicy (ostatnio 2 czerwca), żeby się upewnić, czy nic się nie zmieniło. Wykonała też szereg niezbędnych badań i szczepień, jakie zalecił szpital. - To dla mnie duże obciążenie, bo leczę się onkologicznie i bieganie po lekarzach jest ogromnie stresujące - dodaje.
W środę 3 czerwca o 10.00 stawiła się w izbie przyjęć. Wypełniła druki, podpisała zgodę na operację, w magazynie zostawiła swoje rzeczy, przydzielono jej łóżko na oddziale chirurgii urazowo-ortopedycznej. Trzy godziny później dowiedziała się, że ma... wracać do domu!
- Wszedł do sali ordynator, powiedział, że są pilne wypadki, że dla mnie nie ma czasu i że mam zgłosić się na zabieg dopiero po wakacjach. Nikt mnie nawet nie przeprosił. Przecież można było dzień wcześniej powiadomić, żebym do szpitala nie przyjeżdżała. Takie traktowanie ludzi to draństwo i skandal! - oburza się kobieta.
Dyrektor nie chce drażnić
Ordynator Cezary Ruchniewicz był wczoraj nieosiągalny. - Cały czas operuje - informowały pielęgniarki. O sprawie rozmawialiśmy ze Sławomirem Gaikiem, dyrektorem szpitala.
- Niestety, musimy przekładać planowe operacje, bo jest sporo przypadków nagłych, które nie mogą czekać w kolejce i których nie da się przewidzieć. Taka sytuacja zdarzyła się właśnie 4 czerwca - usprawiedliwia S. Gaik. - Poza tym ortopedia dysponuje tylko jedną salą operacyjną, a do obsłużenia mamy aż trzy powiaty.
Sylwia Malcher-Nowak, rzeczniczka lubuskiego NFZ, twierdzi, że taka sytuacja jest niedopuszczalna: - Nie może być tak, że kobieta po rocznym oczekiwaniu i przyjęciu na oddział zostaje nagle odesłana do domu. Szpital ma podpisany kontrakt na rok i tak powinien rozkładać operacje planowe, by do podobnych sytuacji nie dochodziło.
Tymczasem dyrektor Gaik twierdzi, że NFZ za operacje planowe nie płaci. - Fundusz zalega nam ogromne pieniądze. Ile? Nie powiem, żeby nie drażnić - dodaje. - Gdybyśmy te pieniądze mieli, zabiegi można byłoby wykonywać wieczorami.
NFZ piłeczkę odbija. Twierdzi, że widocznie lecznica już "skonsumowała roczny kontrakt". - Nie dysponujemy w tej chwili dodatkowymi pieniędzmi - dodaje S. Malcher-Nowak.
Co z panią Gągorowską? Dyrektor Gaik zapewnił nas, że zostanie przyjęta na oddział w możliwie krótkim terminie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?