Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pacjentka zmarła na zawał, jeżdżąc od lekarza do lekarza

Dorota Nyk 76 835 81 11 [email protected]
Henryk Gruszczyński po procesie nie czuł satysfakcji, bo życia jego matce nikt już nie przywróci
Henryk Gruszczyński po procesie nie czuł satysfakcji, bo życia jego matce nikt już nie przywróci Dorota Nyk
Lekarze są winni nieumyślnego narażenia pacjentki na utratę zdrowia i życia. Tak orzekł sąd o dwóch lekarzach z izby przyjęć, którzy nie przyjęli Zofii Gruszczyńskiej do szpitala. Pacjentka zmarła na zawał, jeżdżąc od lekarza do lekarza.

Wyrok jest jednak salomonowy. Co prawda sąd uznał błąd lekarzy, którzy nie podjęli leczenia i hospitalizacji pacjentki w ciężkim stanie, ale stwierdził jednocześnie, że popełnili ten błąd nieumyślnie. Dwaj lekarze mają zapłacić za to karę po 5 tys. zł na rzecz głogowskiego domu dziecka. Jednocześnie postępowanie wobec nich zostało umorzone na dwa lata tytułem próby.

- Być może wyrok wydaje się łagodny, ale trzeba popatrzeć z boku. Oskarżeni nie są odpowiedzialni za skutek, czyli za śmierć pacjentki - uzasadniała po ogłoszeniu wyroku sędzia Monika Gliniecka-Kaczmarek. - Zasadne będzie umorzenie postępowania, gdyż lekarze nie wywołali złego stanu pacjentki, tylko go pogłębili. Cele postępowania karnego zostaną osiągnięte pomimo odstąpienia od karania, a oskarżeni więcej takiego czynu nie popełnią.

Przypomnijmy, że był to proces Roberta Ch. i Stanisława J., którzy w marcu 2009 roku w izbie przyjęć w szpitalu przyjmowali 76-letnią Zofię Gruszczyńską. - Mama źle się poczuła i wezwałem pogotowie ratunkowe - opowiada jej syn Henryk Gruszczyński. Najpierw przyjechała zwykła karetka, ale lekarz wezwał erkę, bo stwierdził zawał. Erka zawiozła chorą do szpitala, a tam Robert Ch. ją zbadał, stwierdził zawał, podał jej leki i wypuścił do domu. Kobieta jednak coraz gorzej się czuła i rankiem następnego dnia poszła do przychodni. Lekarka rodzinna zrobiła jej badania i wezwała do niej pogotowie.

Scenariusz się powtórzył - tyle, że w szpitalu przyjął ją Stanisław J., podał leki i kazał wracać do domu. Henryk Gruszczyński zawiózł jeszcze mamę do lekarza rodzinnego. Ten zdziwił się, że nie przyjęto jej w takim stanie do szpitala i dał skierowanie do pulmonologa, bo skarżyła się na duszności. Wieczorem tego dnia Henryk Gruszczyński znów wezwał do matki pogotowie, ale nie zdążyło do niej dojechać, bo zmarła.

- Nie czuję satysfakcji po ogłoszeniu wyroku na lekarzy. Chodziło mi tylko o to, by powalczyć o sprawiedliwość i by uchronić ludzi przed takim działaniem lekarzy - powiedział Henryk Gruszczyński. Po jego zgłoszeniu prokuratura oskarżyła lekarzy o zaniedbania i niedopełnienie obowiązków.

W trakcie procesu była mowa o tym, że po śmierci Zofii Gruszczyńskiej w szpitalu zmieniono procedury postępowania na izbie przyjęć. Zapytaliśmy o to zastępcę dyrektora ds. leczniczych Marka Woźniaka. - Procedury u nas zawsze były i są, ale tu jest szpital, bywa ostro. Wiem, że biegli wypowiedzieli się, co lekarze powinni zrobić, a czego nie zrobili. Trzeba jednak pamiętać, że biegli nie są praktykami, bo w praktyce bywa różnie. My w szpitalu takim jak głogowski mamy swoje realia. Czasami chcielibyśmy zrobić najdroższe i najlepsze badania, ale się nie da. Na pewne rzeczy nas po prostu nie stać. Mamy ograniczone środki i trzeba też podejmować decyzje ekonomiczne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska