Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatni dzień Rafała Kurmańskiego (odc. 18)

Redakcja
Rafał Kurmański był jednym z najlepszych żużlowców w historii zielonogórskiego speedway'a
Rafał Kurmański był jednym z najlepszych żużlowców w historii zielonogórskiego speedway'a Tomasz Gawałkiewicz
W maju mija dziewięć lat od śmierci Rafała Kurmańskiego. Jednego z najzdolniejszych żużlowców młodego pokolenia, któremu wróżono wielką karierę. Stał dopiero na początku drogi, jeszcze wszystko było przed nim... Prezentujemy książkę Rafała Owczarka ,,I nie ma mnie" w której autor usiłuje odtworzyć ostatni dzień żużlowca i zrozumieć dlaczego tak się stało?

- Jak by to było, gdyby mnie nie było, jak by to było, gdyby się nie wydarzyło, co by się zmieniło, co by się skończyło, bo jak by to było, gdyby mnie nie było - czkawka ustała i Rafał ze śpiewem na ustach wchodził z "Mrówą" do "maka".

- To nie misia Puchatka tak piękna chatka... - zanucił sprzedawczyni i zamówił naprędce wybrany zestaw dla siebie i dla "Mrówy". Usiedli przy pierwszym wolnym stoliku, których o tej porze akurat nie brakowało.

- Całkiem sympatyczna ta kasjereczka, co nie? - w oczach podchmielonego Rafała pojawił się błysk.

- Znam bardziej sympatyczne - "Mrówa" był raczej zajęty jedzeniem niż przyglądaniem się obsłudze.

- Co, może wielką pochwę? - zdradziecko zachichotał Rafał na myśl o kształtnej na pierwszy rzut oka blondynie, która od jakiegoś czasu paradowała po parku maszyn, z tym uśmieszkiem niewiniątka, nieśmiało rysującym się na spierzchniętych wargach. A naprawdę wcale nie była taka niewinna...

- Jedz, bo buła stygnie - odpowiedział chłodno "Mrówa" z pełnymi ustami. I siorbnął solidny łyk coli.

Po drugiej stronie, przy cheesburgerach i czarnej kawie, siedział sierżant Zapała z aspirantem Koperskim. Zawsze koło 23.00 robili sobie przerwę. Zasłużoną, jak zwykł podkreślać starszy rangą.

- Wiesz, co myśli blondynka, gdy jest w ciąży? - sierżant Zapała był niezmordowany.

- Co?

- Może to nie moje... Ha, ha, ha! Dobre, co? Ty, a tam na końcu to nie siedzi czasami ten twój żużlowiec?

Aspirant Koperski dyskretnie odwrócił głowę. - Tak, to "Kurman" - potwierdził zaskoczony.

- A wesoło mu, kurwa jego mać! Gówniarz wygląda, jakby był naćpany. Ciekawe, czy będzie wracał do domku swoim pięknym busikiem. Zaczekamy, przydybiemy gwiazdorka - sierżant Zapała zachowywał się jak myśliwy, który właśnie upatrzył sobie ofiarę. - A wiesz, do czego podobna jest blondynka?

- Do czego?

- Do bębna. Bo też pusta i też do walenia! Ha, ha, ha!

Była 23.40, gdy Rafał i "Mrówa" wychodzili z "maka". Na parkingu ogarnął ich przyjemny chłodek. Nie zanosiło się na burzę, ale coś wisiało w powietrzu.

- No, teraz to człowiek czuje, że żyje - Rafał rozłożył ramiona, żeby rozprostować kości.

- Wydra, może ja poprowadzę - zaproponował "Mrówa". - Kurczę, jutro masz mecz. Nie możesz zawieść kibiców.

- Spoko... Przecież wiesz, że nie zawiodę - powtórzył Rafał i wgramolił się na fotel kierowcy. Ruszył ostrożnie, skręcił w prawo, przejechał rondo i mknął Dąbrówki. W ślad za niebieskim mercedesem sprinterem podążał śliwkowy ford mondeo. Rafał spokojnie minął skrzyżowanie z Łużycką, potem z 1 Maja, Moniuszki, Tylną, Sikorskiego... Wreszcie włączył prawy kierunkowskaz, żeby wjechać w Sowińskiego, spojrzał w lusterko.

- Ktoś za nami skręca - popatrzył na "Mrówę". Zaniepokojony, bo kto o tej porze szukałby czegoś w tej uliczce? Jechał teraz wolniutko, cały czas zerkając w lusterko, sprinter delikatnie kołysał się na bruku. Z lewej strony zaniedbane stare domy z kruszącym się i odpadającym tynkiem, z prawej basen przeciwpożarowy, dalej złowieszczy park. Ta mroczna ulica nie wróżyła nic dobrego. Wydawała się labiryntem bez wyjścia, w którym nie pomoże nawet nić Ariadny... Rafał z trudem przełknął ślinę, był cały spięty, na plecach miał zimny pot, a na ramieniu - duszę.

- No to, kurwa jego mać, haltujemy naszego gwiazdorka! - słowa wypowiedziane tubalnym głosem zabrzmiały jak wyrok. Sierżant Zapała był tak podekscytowany, że zaoszczędził sobie nawet kolejnego kawału o blondynce. Wyciągnął niebieskiego koguta i włączył.

- O kurwa, to pały! - Rafał był zdruzgotany. Poczuł się tak, jak w słoneczne poniedziałkowe popołudnie, gdy na stadionie słuchali audycji z Cietrzewińskim w roli głównej. Tym razem to pobłyskujące niebieskie światło koguta było jak włócznia, która przebiła Rafała na wylot, po drodze rozrywając niespełna 22-letnie serce. - No to już po mnie - jęknął pobladły. Czuł, że zaczyna brakować mu powierza.

- Zatrzymaj się i zamienimy się miejscami! - "Mrówa" nie tracił głowy.

- Co? A jak nas zobaczą?

- Kurwa, masz lepszy pomysł?! - wrzasnął "Mrówa" i zaczął przesiadać się na fotel kierowcy.

Sierżant Zapała jak młodzieniaszek wyskoczył z radiowozu i otworzył drzwi sprintera. - Co, kurwa, policję w chuja chcecie zrobić?! - ryknął niczym rozsierdzony buhaj. Nie patyczkował się, rzucił Rafała na maskę mondeo. Rafał poczuł przeszywający ból w karku, jak błyskawica porażający wszystkie członki. Taki sam sparaliżował go prawie rok temu, gdy w IX wyścigu finału młodzieżowych drużynowych mistrzostw Polski w Zielonej Górze przed wejściem w pierwszy wiraż zahaczył o maszynę przewracającego się rywala i kilka razy przekoziołkował ze swoim motorkiem. Trafił wtedy na neurochirurgię, miał naderwane więzadła kręgosłupa w odcinku szyjnym, konieczna była operacja, lekarze założyli implant usztywniający, przeleżał na oddziale niemal dwa tygodnie. Dopiero kiedy wychodził ze szpitala, ordynator powiedział, że gdyby nie fachowa pierwsza pomoc, udzielona na torze, natychmiast po upadku, groził mu całkowity paraliż, a nawet istniało zagrożenie życia...

Rafał, teraz już kompletnie rozbity, nie ruszał się. Nie stawiał oporu - jak powiedzieliby policjanci. Sierżant Zapała z wrodzoną gracją ruchów podał mu alkomat i kazał dmuchnąć. - Jeszcze, jeszcze, jeszcze... - dopingował do momentu, aż urządzenie znajomo zapiszczało. - Ooo, co tu mamy? No, 0,8 promilka! - z nieukrywaną satysfakcją w głosie odczytał wynik. Myśliwy właśnie upolował zwierzynę. - To trzeba będzie zatrzymać prawo jazdy! I jutro nie pojeździmy sobie na żużlu...

"Pojeździmy, pojeździmy... Baranie jeden! Akurat do tego prawko nie jest mu potrzebne" - pomyślał "Mrówa" i z pogardą popatrzył na sierżanta Zapałę.

- Jak mi zabierzecie prawko, to odpierdolę Dadosa! - Rafała przepełniała wściekłość, ale i zarazem bezsilność, wziął potężny zamach i rzucił swoją komórką, która roztrzaskała się o brukowaną ulicę. Nie wierzył, że to powiedział. Pamiętał, jak w marcu w klubie dowiedział się, że Robert Dados po raz trzeci próbował popełnić samobójstwo, a kilka dni później zmarł w szpitalu w Lublinie. "Jaaa cieee" - wydusił wtedy z siebie. "Jak mógł to zrobić?" - pytał potem, bo nie mieściło mu się to w głowie.

Naraz przy śliwkowym mondeo jak spod ziemi wyrósł Artur Szymczyk, młody prokurator i znany w mieście birbant, fan żużla, jakich mało, znajomy Rafała. Miał ogorzałą twarz, zionął okrutnie, a mimo to, próbował jeszcze zmiękczyć sierżanta Zapałę. Ale ten nie zwracał uwagi na bełkocącego młodzieńca i zabrał się za rutynowe wypisywanie kwitów.

Rafał zamknął oczy, spuścił głowę. Już całkowicie pogodził się z losem - tak się przynajmniej wydawało. Sprawiał wrażenie zrezygnowanego, jakby naraz odechciało mu się żyć. "Mrówa" ściągnął jeszcze Ryśka, mechanika Rafała, żeby zabrał niebieskiego sprintera. Przyjechał.

- Rafał, podrzucić cię gdzieś? - zapytał Rysiek.

- Nie, dzięki. Wsiądę w taksówkę i pojadę do chaty.

- No to nara! I pamiętaj o meczu.

- Wporzo. To nara! - Rafał pożegnał się z Ryśkiem, odwrócił się na pięcie i razem z "Mrówą" poczłapał do jego mieszkania. W dłoni mocno ściskał kwit, który rutynowo wypisał i wręczył mu sierżant Zapała.

Mrówa" wyjął z kieszeni klucze, włożył do zamka, dwa razy przekręcił w lewo i otworzył cichutko skrzypiące drzwi. Zapalił światło w przedpokoju.

- Wydra, może kimniesz u mnie? A rano razem pójdziemy na stadion przygotować motorki - zaproponował "Mrówa".

- Nie, będę już spadał. Zadzwoń po taksówkę. Pojadę na chatę.

- Dobra - "Mrówa" wziął do ręki telefon, wystukał czterocyfrowy numer i zamówił taryfę. - To nara! I pamiętaj, że rano robimy motorki na mecz z Lesznem.

- Pamiętam. Nie mogę zawieść kibiców. Nara! - Rafał pożegnał się z "Mrówą". Wyszedł na ulicę i spojrzał w niebo, które tej nocy było wyjątkowo naszpikowane gwiazdami. Zaciągnął się chłodnym, orzeźwiającym powietrzem i zanucił:

"Z góry do dołu, z dołu do góry zaśpiewają nam anielskie chóry".

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska