Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oskarżone o czary kobiety płonęły na stosie w Zielonej Górze. By się przyznały do winy, strasznie je torturowano

Leszek Kalinowski
Leszek Kalinowski
Wideo
od 12 latprzemoc
Zielona Góra jest kobietą – słyszymy dość często. To w Zielonej Górze kobiety pełniły ważne funkcje jak prezydent miasta czy marszałek lubuski. To Zielona Góra okrzyknięta została najbardziej tolerancyjnym i otwartym miastem w Polsce. Ale nie zawsze było to miejsce bezpieczne dla mieszkańców. Był czas, kiedy kobiety oskarżane o czary płonęły na stosie.

- Cieszę się, że żyję w tolerancyjnym mieście, choć wiem, że do ideału jeszcze sporo. Chciałabym, by każdy z nas czuł się tutaj dobrze i bezpiecznie. By mógł żyć tak, jak chce i czuje. I by nie był przez nikogo oceniany. No chyba, że swoim zachowaniem czy słowami krzywdzi drugiego człowieka. Wtedy wiadomo, nie można być obojętnym. Ale to jedyna granica, której nie wolno przekraczać – mówi Ilona Janczukowicz – Nagła. – Chciałabym, by moje córki, gdy dorosną, mogły być po prostu sobą na różnych płaszczyznach i by nikt im nie mówił, jak mają żyć. Bo to przecież ich życie.

Igor Myszkiewicz opisał w swojej książce procesy czarownic w Zielonej Górze. Kobiety były torturowane, by przyznać się do kontaktów z diabłem. Dziś o tej niechlubnej historii Zielonej Góry przypomina też Muzeum Tortur

Oskarżone o czary kobiety płonęły na stosie w Zielonej Górze...

Na stosie spłonęło 25 kobiet, a pewnie było ich jeszcze więcej

Nie zawsze jednak kobiety mogły się w Zielonej Górze czuć bezpiecznie. To przecież w tym mieście palono na stosie mieszkanki, które oskarżano o różne niepowodzenia i o czary. O tych niechlubnych kartach historii Winnego Grodu przypomina nam m.in. Igor Myszkiewicz w swojej książce „O czarownicy i potworze. Zielonogórskie procesy o czary”.

Zachowane dokumenty potwierdzają, że w mieście spalono 25 kobiet. Ale uważa się, że ta liczba mogła być dużo większa. Bo w jednym z największych skarbów Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze, czyli tzw. Extracie, znajduje się skrót z protokołów z przesłuchań kobiet oskarżonych o czary. A były cztery takie księgi. Extract powstał po interwencji kancelarii cesarskiej w Wiedniu, gdzie odwoływano się od wyroków spalenia na stosie kobiet w Zielonej Górze. Czy zatem w przygotowanym na nowo dokumencie znalazły się wszystkie przypadki pozbawienia w tak okrutny sposób życia zielonogórzanek? Śmiało można stwierdzić, że ówczesne sądy wolałyby zachować pewne sprawy dla siebie.

Większości z nas palenie na stosach kojarzy z inkwizycją, z religią. Prawda jest taka, że takie rzeczy działy się już w starożytności. Znany to także ze średniowiecza.

- Palenie czarownic pojawiało się często w kulturze pogańskiej i przez Kościół przez pierwsze milenium jego istnienia zjawisko to było zwalczane. Uważano, że czary to wymysł, zabobon pogański. A skoro nie istnieją, to jakże można było za coś nierealnego karać? – mówi Igor Myszkiewicz.

Procesami czarownic zajmowały się sądy świeckie

Dopiero później pojawiło się pojęcie herezji, inkwizycji. Palono na stosie także naukowców, którzy głosili niezgodne z Biblią tezy, oskarżani byli nie tylko świeccy, ale i duchowni…

Niełatwo było odwrócić to, co głosił wcześniej Kościół, że czary są tylko wymysłem. Powstało mnóstwo traktatów na ten temat i początkowo nowa wykładania przyjmowała się dosyć opornie Pojawił się postulat, żeby procesami przeciwko czarownicom zajmowały się sądy świeckie, bo inkwizycja ma inne sprawy. Faktycznie inkwizycja miała walczyć z ruchami i osobami, które zagrażały i Kościołowi i państwu, a nie uganiać się za wiejską wiedźmą.

Sądy świeckie dostały szczegółową wykładnię, jak przeprowadzać procesy czarownic. Jak pozyskać zeznania, w jaki sposób aresztować czarownicę, jak sprawić, by ludzie popierali te działania. A także, jak przesłuchiwać kobiety – wiedźmy, jakie tortury wobec nich stosować, a nawet jakie pytania stawiać i w jaki sposób je zadawać. Można było korzystać z gotowych formularzy wyroku w liczbie kilkunastu. Spisane zostało, jaką karę ma otrzymać kobieta, która się przyzna do czarów od razu, a jaką, której trzeba było „pomóc”, by wyznała to, czego od niej oczekiwano.

Podręcznik łowców czarownic

Młot na czarownice – tak właśnie nazywał się katolicki traktat na temat czarownictwa, spisany przez dominikańskiego inkwizytora, profesora teologii Heinricha Kramera. Tekst ten traktowano przez trzy wieki jako podręcznik łowców czarownic. Książka w tamtych czasach była drugim po Biblii bestsellerem.

Procesami o czary zajmowały się sądy w miastach, ale i trybunały gminne. Nic dziwnego, zarabiano na tym sporo, o czym świadczy też fakt, że powstały nowe zawody, choćby profesjonalni łowcy czarownic!

Walki okresu wojny trzydziestoletniej przyczyniły się do zapoczątkowania procesów o czary w Zielonej Górze. Listę zielonogórskich ofiar otwierają cztery kobiety: żona wachmistrza, markietanka i żony dwóch zwykłych żołnierzy. Zostały spalone w 1640 roku, w trakcie działań wojny trzydziestoletniej. Taki rozkaz wydał dowódca oddziału szwedzkiego stacjonującego wówczas w Zielonej Górze.

Czternaście lat później na stosie spłonęła 84-letnia Katarzyna Funck z Łężycy. Kobieta została oskarżona o odebranie mleka krowom sąsiadów, sprowadzenie burzy na wieś, a także o wywołanie choroby u jednej z mieszkanek wsi. Zarzuty potwierdził sąd.

- Zwróćmy uwagę na to, że wojna trzydziestoletnia przeorała Zieloną Górę wzdłuż i wszerz. Przed jej wybuchem miasto liczyło 10 tysięcy mieszkańców, a po zakończeniu konfliktu – niecałe 2 tysiące – podkreśla Igor Myszkiewicz. - Koszmar wojny to przemarsze wojsk, plądrowanie miasta, cykliczne wypędzanie pastorów lub księży, zaraza, pożary.. No i już w czasie wojny trzydziestoletniej płoną tutaj pierwsze stosy… W 1663 roku rozpoczynają się procesy łańcuchowe – jedno oskarżenie prowadzi do następnego itd. Bo pytanie o wspólników jest kanonem.

Tortury odbywały się w pomieszczeniach kata, w piwnicy

Kobiety podczas tortur przyznawały się do bezczeszczenia komunii świętej, zaprzedania ciała i duszy diabłu, udziale w sabacie czarownic na Łysej Górze, wskazywały odpowiednich współodpowiedzialnych złych czynów. Byle tylko dłużej nie cierpieć…
Jak opowiada I. Myszkiewicz - tortury odbywały się pod ziemią, w pomieszczeniach kata, by nikt nie słyszał jęków i krzyków. Natomiast palenie na stosie przeprowadzano poza miejskimi murami, by ogień nie zagrażał drewnianym budynkom, które wówczas stały w Zielonej Górze. Wyznaczono dwa miejsca, gdzie ustawiano i podpalano stosy. To dzisiejszy plac przy ul. Drzewnej oraz przy obecnej Filharmonii Zielonogórskiej.

„1663, dnia trzynastego lipca w piątek w nocy w więzieniu diabeł złamał szyję starej czarownicy z Przylepu, zwanej Liehner. Zmarła czternastego, a dwudziestego czwartego została spalona”. „1663, dnia dwudziestego czwartego lipca w mieście były pławione Turken i Hauven, a piątego września zostały spalone. Turken miała przez trzy lata związek z diabłem i sprzedała żywe, sześciotygodniowe dziecko za korzec żyta (...). Hauven miała również do czynienia z szatanem przez cztery lata, zabiła swego szwagra, jak i bydło innych ludzi” - czytamy w dokumentach.

Początkowo o czary były oskarżane kobiety ułomne, ubogie, prostytutki. Nie cieszyły się one poparciem społecznym, więc wiadomym było, że nikt się za nimi nie wstawi. Ale w wyniku procesów łańcuchowych oskarżać zaczęto także zielonogórzanki z tzw. dobrych domów, przedstawicielki miejskiego patrycjatu. Wśród nich żony poważanych i szanowanych obywateli miasta: Elżbieta Grasse, Dorota Juthe i Elżbieta Apelt. Mężowie nie zamierzali tej sprawy zostawić i ostro zareagowali w obronie kobiet. Sąd wyższej instancji w Lwówku Śląskim nakazał dalszy tok postępowania wobec Elżbiety Grasse. Ona w wyniku tortur przyznaje się do winy i kontaktów z diabłem, potwierdza nazwiska innych kobiet, które miały zajmować się czarami. Gdy staje jednak na szafocie, mówi, że to nieprawda, że do takich wyznań została zmuszona siłą. Ponownie jest torturowana i znów zgadza się na wszystko, co pozwoli jej uniknąć ciężkich tortur. Ale kiedy znów ma być ukarana, znów odwołuje zeznania.

Mężowie interweniują w kancelarii cesarskiej w Wiedniu

Tymczasem interwencja mężów uwięzionych zielonogórzanek dociera do samej kancelarii cesarskiej w Wiedniu. Niestety, Elżbiety nie udaje się już uratować. Natomiast dwie pozostałe kobiety uchodzą z życiem. Kancelaria cesarska zabrania bowiem dalej przeprowadzania procesów o czary. Nim jednak dokument wchodzi w życie, w Zielonej Górze spłonęły na stosie jeszcze dwie mieszkanki, pochodzące z wiejskiej sfery.

- Oskarżona o czary osoba, która zostawała zwolniona, musiała podpisać tzw. oczyszczenie sądowe, czyli przyznać się, że nie będzie wnosić żadnych roszczeń, ani mówić innym o tej sprawie, Że resztę swoich dni przeżyje po bożemu– zauważa Igor Myszkiewicz. – Takie dokumenty zachowały się do dziś i znajdują się w aktach zielonogórskich procesów o czary.

Jak można przeczytać w kronikach, ostatnią ofiarę spalono na stosie w Zielonej Górze dnia 6 lutego 1665 roku. Chociaż można też znaleźć datę 1796, ale tym razem na stosie nie straciła życia czarownica, ale... podpalacz. Podłożył on ogień z zemsty na niewiernej narzeczonej. I niewiele to miało wspólnego z czarami. Jak wyliczył kronikarz, na stos zużyto 23 sążnie drewna, 10 kop chrustu i dwie kopy słomy. Do tego dołożono jeszcze siarkę i smołę.

Zielona Góra nie była wyjątkiem. W tym samym czasie płonęły stosy m.in. w Zbąszyniu, Bytomiu Odrzańskim, Kolsku, Sulechowie, Szprotawie, Świebodzinie, Krośnie Odrzańskim, Gubinie, Głogowie i Gorzowie. W samych tylko Strzelcach Krajeńskich w czasie dwóch miesięcy spalono 150 kobiet.

Inie tylko Igor Myszkiewicz zajął się czarami

Temat czarownic wydał się ciekawym do badań nie tylko dla Igora Myszkiewicza. Zajmowali się nim m.in. Władysław Korcz, Jarochna Dąbrowska-Burkhardt, Grzegorz Wanatko. Każdy z nich starał się spojrzeć na zagadnienie z innej strony.

Dodajmy, że autor najnowszej książki o procesach czarownic „O czarownicy i potworze. Zielonogórskie procesy o czary” Igor Myszkiewicz to absolwent Liceum Plastycznego oraz Instytutu Sztuki i Kultury Plastycznej w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Zielonej Górze. Na co dzień jest kustoszem i plastykiem w Muzeum Ziemi Lubuskiej, a od blisko 25 lat udziela się w szeregach Zielonogórskiego Klubu Fantastyki Ad Astra, nieco krócej w Stowarzyszeniu Forum Art. Jest autorem, współautorem oraz ilustratorem książek i gier fabularnych. Na swoim koncie ma także komiksy m.in.: serii "Kryzys Wieku", "Zdeptaka" , "Paprochów Historii. Zielonogórskich podróży w czasie", "W SEPII". Jest też pomysłodawcą i ilustratorem antologii opowiadań fantastycznych "Fantazje Zielonogórskie”…

Przeczytaj także:

Zobacz wideo - książki Igora Myszkiewicza

od 12 latprzemoc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska