O sprawie pisaliśmy w codziennych wydaniach "GL". Przypomnijmy, że Nowakowscy od lat są terroryzowani przez swoich sąsiadów. Dwoje starszych ludzi tylko przytakuje niepoczytalnemu synowi, gdy ten wybija szyby w oknach, siekierą wali w drzwi, rzuca jajkami w tynk, wykręca korki, oblewa paliwem podwórko i grozi, że podpali, straszy nożem, szturcha, okłada pięściami, wyzywa od najgorszych, krzyczy, że zabije. Upiorni sąsiedzi nie upodobali sobie tylko Nowakowskich. Problemy z nimi mieli też inni mieszkańcy.
- Starsza pani chodziła kiedyś od domu do domu i wybijała szyby cegłą - opowiada kobieta (nazwisko do wiadomości redakcji). - Jej syn strzelał do nas z wiatrówki.
Ludzie, którzy trzy lata temu wyprowadzili się z sąsiedztwa, chcą zapomnieć o przeżytych tam latach.
- Żona bała się wyjść z domu, gdy ja w pracy byłem - wspomina rosły mężczyzna (nazwisko do wiadomości redakcji). - Takich osobników powinno się odizolować od społeczeństwa. Oni żyć nie dają!
Osiem postępowań karnych
Elżbieta mieszka przy Powstańców Warszawy z czwórką dzieci i mężem. Na swoich sąsiadów zgromadziła teczkę dokumentów. Sprawę wielokrotnie kierowała do prokuratury i na policję. W 1995 r. prokuratura w Żarach umorzyła dochodzenie prowadzone przeciwko panu D. (sąsiad Nowakowskich nie godzi się na ujawnienie nazwiska), bo biegli psychiatrzy stwierdzili, że w chwili popełnianych czynów "nie miał zdolności rozpoznania ich znaczenia i pokierowania swoim postępowaniem". Podobne pisma z prokuratury pochodzą z lat 1998, 2000. W 2001 r. Elżbieta napisała do rzecznika praw obywatelskich. Dostała odpowiedź, w której czytamy, że przeciwko panu D. prowadzono osiem postępowań karnych, ale rzecznik nie może naciskać na opinię biegłych w sprawie odizolowania pana D.
- W ciągu 10 lat tylko raz skierowano go na przymusowe leczenie do Ciborza - wspomina Nowakowska. - Policja nic mu nie może zrobić, bo ma żółte papiery. Może powinien nas zabić? Wtedy by go zamknęli.
- To Nowakowscy nas wykańczają nerwowo, a nie my ich - bronią się państwo D. - Kupę dzieci mają. Niechby się usamodzielnili i z domu poszli! Jej matka do niej trzy razy dziennie lata. Spokoju nie ma.
Prokurator rejonowy Stanisław Łyszczyk z Żagania jedyne wyjście z sytuacji widzi w ponownym złożeniu doniesienia o przestępstwie.
- Jeżeli biegli psychiatrzy stwierdzą, że sprawca jest niebezpieczny dla porządku publicznego, będzie można wystąpić do sądu o środek zabezpieczający i umieścić go na przymusowym leczeniu - tłumaczy prokurator.
Drzwi na klucz
Nowakowscy wielokrotnie sprawę zgłaszali w magistracie. Prosili o eksmisję sąsiadów. Zastępca burmistrza Józef Paluch powiedział, że urząd ma prawo wyeksmitować lokatorów, gdy nie płacą czynszu lub dopuszczają się chuligaństwa - dewastują, nie szanują drugiego człowieka, postępują karygodnie. Mimo tego państwa D. nie ruszono, bo gmina cierpi na brak wolnych lokali. Sprzedano im za to mieszkanie przy Powstańców Warszawy na własność. Kupili je razem z korytarzem, który był wspólny dla dwóch rodzin.
- Na korytarzu pozostały nasze liczniki - mówi Elżbieta. - Sąsiedzi zakazali nam tamtędy chodzić. Zamknęli drzwi na ulicę na klucz, a przed naszymi postawili mur z cegieł.
Urzędnicy poradzili, by zgodn
ie z planem domu, postawili mur na środku podwórka i wybili sobie przejście na ul. Sowią z komórki, w której trzymali drewno.
- Nie stać nas - tłumaczy Elżbieta. - Oboje jesteśmy na bezrobociu. Dzieci musimy wyżywić i ubrać. Dom ciągle jest w remoncie. Nie chcemy się z niego wyprowadzać, bo nasz.
Mieli fruwać
Płot z betonu na podwórku powstał w zeszłym tygodniu. Wybudowali go sąsiedzi Nowakowskich. W magistracie zdeklarowali się, że zrobią to dopiero wtedy, gdy Nowakowscy wybiją wyjście na ul. Sowią. Czas mieli do końca kwietnia.
- Po świętach starszy pan w jeden dzień go postawił - wspomina Elżbieta. - Krzyczał, żebyśmy sobie teraz fruwali. Mąż zdenerwował się i wybił wyjście. Na drugą stronę przechodzimy po kładce z luźno ułożonych desek.
Gdy zamykaliśmy ten numer tygodnika w urzędzie nie było nikogo, kto mógłby wypowiedzieć się na temat sprawy Nowakowskich. Pani burmistrz na trzydniowym szkoleniu, jej zastępca w sanatorium.
- Historię znam tylko z gazety - tłumaczy się sekretarz miasta Anna Kasprzak. - Wiem jednak, że pani burmistrz zamierza zająć stanowisko w tej sprawie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?