MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Osiedlowe wojny wciąż trwają

Artur Matyszczyk
Osiedlowych wojen przybywa. Mieszkańcy walczą o swoje i zapominają o sąsiadach. I jak Kargul z Pawlakiem za skarby świata nie mogą się dogadać.

Od dwóch tygodni przy ul. Kasztanowej aż wrze. Pokłóciły się dwie grupy mieszkańców. Po tym, jak wspólnota postawiła na swoim terenie betonowe kwietniki.

Gazony ulokowała na drodze, którą wielu ludzi dojeżdżało do domów. - To nie jest żadna droga - argumentuje członkini wspólnoty. - To jest nasze podwórko! Nie chcemy, żeby pod oknami przejeżdżały nam setki aut. A tak było. Wozy hamowały, opony piszczały. Całość niszczała. A przecież to nasza prywatna własność. Mieliśmy tego wszystkiego dosyć. Bronimy tylko tego, co należy do nas.

Mieli takie prawo

Słowa kobiety, która woli pozostać anonimowa, potwierdza zarządca wspólnoty. - Mieszkańcy mieli prawo do takiej decyzji. Ten teren jest ich własnością - wyjaśnia Wojciech Kołkowski.

Problem w tym, że duża część osiedla widzi tę sprawę inaczej. Po naszym artykule "To co nasze, jest święte" z 9 bm. mieszkańcy, którzy czują się poszkodowani, wysłali pisma protestacyjne do prokuratury, straży pożarnej, urzędu miejskiego i nadzoru budowlanego. Ludzie uważają, że betonowe kwietniki wspólnota postawiła bezprawnie.

- To jest droga, którą łatwo do osiedla dojeżdżały służby ratunkowe. Teraz jedyna, która pozostała, to wąska i kręta dróżka od ulicy Jędrzychowskiej. Przez nią przedrzeć się ciężko - tłumaczy Gabriela Duzinkiewicz.
I tak od dłuższego czasu trwa wojna na argumenty. Obie grupy wzajemnie się oskarżają. Czy próbowały się dogadać?

Komu powinno zależeć?

- No zaraz, zaraz. To im powinno zależeć na rozmowach. Dawaliśmy wcześniej sygnały, że blokujemy swoje podwórko.

Nikt nawet nie zareagował. A teraz robią wielki raban. Niech przyjdą do nas. Porozmawiamy - mówi członkini wspólnoty.

Karol Panasewicz z obozu przeciwnego opowiada z kolei. - Przyszliśmy na spotkanie wspólnoty. Ale nas wyproszono. My chcemy się dogadać. Oni nie chcą - mówi.

Jak na dłoni widać, że obie strony do porozumienia nie dojdą. Sprawą prawdopodobnie zajmą się organy ścigania.

Co ciekawe jednak, to nie pierwszy przypadek osiedlowego konfliktu, który wznieciła walka o swoje. Podobnie było chociażby przy ul. Strumykowej, gdzie jedna ze wspólnot metalowymi palikami zagrodziła drogę wyjazdową - utrudniając życie innym mieszkańcom. Specjaliści nie mają wątpliwości, takich lokalnych sporów będzie coraz więcej. Bo Polacy dopiero się uczą, czym jest prywatna własność.

Nowak skarży na Kowalskiego

Wiele na ten temat konfliktów między mieszkańcami wie szef zakładu gospodarki komunalnej i mieszkaniowej. - Zdarza się, że przychodzi do nas Nowak i skarży na Kowalskiego. Ale nie po to, żeby coś zgodnie z prawem załatwić. Decyduje myśl: żeby tylko wyszło na moje - potwierdza dyrektor ZGKiM-u Wojciech Janka.

Janka dodaje, że ze wszystkich zarządzanych przez zakład wspólnotach, w około 20 są ostre konflikty. W innych nie brakuje mniejszych sporów. 13 lat temu zmieniły się zasady zarządzania budynkami mieszkalnymi. Teraz lokatorzy mają większą swobodę.

We wspólnotach każdy z właścicieli ma prawo czynnie decydować chociażby o remontach. I ludzie z tego prawa chętnie korzystają. Ale... - Jest tak, że ci na parterze nie chcą słyszeć o remoncie dachu. Ale zdecydowanie inne zdanie mają lokatorzy na najwyższym piętrze. I tak właśnie, w prosty sposób, rodzą się spory - Janka w obrazowy sposób pokazuje mechanizmy powstawania sprzeczek sąsiedzkich. Kłótni, które czasem przeradzają się jatki. Gdzie, jak filmowy Kargul z Pawlakiem obie strony za żadne skarby nie mogą się dogadać.

Niestety, bardzo często w tych sporach ludzie nie tylko zapominają o innych, ale także nie biorą pod uwagę bezpieczeństwa sąsiadów. - Podobnych konfliktów jest więcej. Przykład ulicy Strumykowej był ewidentny. Teraz ten z Kasztanowej go przypomina. Co prawda drogą, która została, dojedziemy. Ale czas naszej reakcji znacznie się wydłuży - mówi rzecznik zielonogórskiej straży pożarnej Ryszard Gura.

- Ludzie stawiając bariery powinni pomyśleć o bezpieczeństwie sąsiada. Może się zdarzyć, że kiedyś go odwiedzą, coś się stanie. I to im właśnie przyda się błyskawiczna pomoc.

Trzy pytania do dr Lecha Szczegóły, socjologa

1 Czy sąsiedzkich konfliktów przybędzie?- Myślę, że tak. Polacy przypominają sobie, czym jest prywatna własność. Rodzi się w nas opisany przez Fredrę w "Zemście" duch egoizmu. Zamiłowanie do jałowych sporów, które służą tylko zaspokajaniu własnych frustracji.

2 A to nie powinno być tak, że: wolność Tomku w swoim domku?- Zachowanie zależy od tradycji i kultury. Prywatna własność jest ważna. Ale nam brakuje umiejętności negocjowania. Także instytucji, które mogłyby podjąć obustronnie przyjazną rozmowę. Ewidentnie w takich spornych sytuacjach potrzebny jest gest jednej ze stron, który ułatwi pójście na kompromis.

3 Polacy chyba nie lubią kompromisów?- Niestety. Drzemie w narodzie jednocześnie szlachecka duma i chłopski upór. Może w historii przynosiło nam to splendor. Ale w życiu codziennym raczej przeszkadza.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska