MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Od wiosny do jesieni życia. Czyli spotkanie po 50 latach.

Michał Szczęch 68 359 57 32 [email protected]
Od lewej: Janina Kojtych (obecnie Hajek), Halina Schulz (Śmigielska), Zofia Sowińska (Kowalik), Włodzimierz Rogowski, Halina Sorokulska (Świłło), Halina Siwicka (Milewska), Leszek Świłło, Halina Kniaziewicz (Nowaczyk), Hanna Mazurek (Brosz), Wanda Januszkiewicz (Żukowska), Krystyna Jasiulewicz, Teresa Suchocka (Twardy), Jerzy Twardy, Bolesław Skulski, Genowefa Dzieża (Bojarojć), Tadeusz Garbatowski, Edward Barcikowski
Od lewej: Janina Kojtych (obecnie Hajek), Halina Schulz (Śmigielska), Zofia Sowińska (Kowalik), Włodzimierz Rogowski, Halina Sorokulska (Świłło), Halina Siwicka (Milewska), Leszek Świłło, Halina Kniaziewicz (Nowaczyk), Hanna Mazurek (Brosz), Wanda Januszkiewicz (Żukowska), Krystyna Jasiulewicz, Teresa Suchocka (Twardy), Jerzy Twardy, Bolesław Skulski, Genowefa Dzieża (Bojarojć), Tadeusz Garbatowski, Edward Barcikowski Michał Szczęch
Wszystko na świecie przemija, radość, smutek, zabawy. Lecz nigdy nie przeminą wspomnienia ze szkolnej ławy. Tak ponad 50 lat temu w pamiętniku Teresy Suchockiej wpisał się Czesiek, kolega z liceum.

Najlepsze to, co zdarza się pierwszy raz? Tak mówią. Pierwszą przyjaźń podobno pamięta się zawsze. A pierwsze spotkanie to największe emocje. Potem są kolejne razy. Podobno gorsze. Bo w myślach i tak zawsze wracamy do debiutu. Czy zatem warto jechać czasami nawet pół Polski, by zobaczyć znajomych sprzed lat? Przecież to już nie będzie pierwsze spotkanie. Jedynie któreś z kolei. A na dokładkę okazać się może, że upływający czas zmienił naszych przyjaciół nie do poznania. Że Gina to już Genowefa. A Dziunek przestał być Dziunkiem i jest po prostu Edwardem.

Jedni powiedzą, że jechać nie warto. Inni nie pojadą ze strachu. Jednak są też i tacy, którzy takiego spotkania nie opuszczą za żadne skarby. Dla których Gina wciąż będzie Giną, a Dziunek tym samym Dziunkiem sprzed 50 lat.

Mury krośnieńskiego liceum, wrzesień, rok 1957. W takiej scenerii po raz pierwszy spotyka się grono młodych ludzi. Jeszcze zupełnie sobie obcych. Dziewczęta już prawie dorosłe. A przynajmniej na pierwszy rzut oka takie sprawiają wrażenie. Wszak skończyły już siódmą klasę. Na pewno powagi dodają im te eleganckie, białe kołnierzyki, wystające spod szkolnych fartuchów. Chłopcy jeszcze przygarbieni, szczupli. Zmężnieją dopiero za jakiś czas. Jest schyłek upalnego lata, ale dla tych młodych ludzi zaczyna się wiosna. Wiosna ich życia, ich dorosłości i przyjaźni.

To ósmoklasiści. Dziś nazwalibyśmy ich licealnymi pierwszakami. Ale pół wieku temu klas było 11, a właśnie w ósmej zaczynała się szkoła średnia. Z nieśmiałością przekraczają mury nowej placówki. Spotykają tam nowe twarze. Twarze ludzi, z którymi przyjdzie im spędzić kolejne cztery lata. Aż do matury. A w pamięci nosić siebie będą przez całe życie. Bo, choć cztery lata miną bardzo szybko i każdy pójdzie własną drogą, to wspomnienia ze szkolnej ławki pozostaną u nich na zawsze.

Wspomnienia o drużynie harcerskiej. Drużynie, która nigdy nie podporządkowała się czerwonej władzy. O gronie znajomych, z którymi jeździło się stopem na górskie wycieczki. O Ginie, która na jednym z rolniczych konkursów wygrała komplet garnków i maszynę dla swojej wsi. O spotkaniach w pokoju w internacie. O wypadach w ruiny Zamku Piastowskiego. Zapamiętają też wychowawczynię, Jadwigę Franczuk. - Zawsze wymagająca i zdyscyplinowana - powiedzą po latach jej wychowankowie. By dodać po chwili, że taka troskliwa i dbająca o nich jak matka.

Krośnieńskie liceum, maj, rok 1961. Sceneria ta sama, co w 1957. Osoby? Niby też te same. Ale gdzie obrazek sprzed czterech lat? Gdzie podziały się te onieśmielone dziewczęta i przygarbieni chłopcy? Gdzie drużyna harcerska, która stopem jeździła na górskie wycieczki? Teraz stoi dwanaście kobiet i dwunastu mężczyzn. Tylu wytrwało do ostatniej, jedenastej klasy. Czyli czwartej klasy szkoły średniej. Za murami krośnieńskiego liceum kwitnące kasztany. Zwiastują, że to czas matur. Że pora już ruszyć w dorosłe życie.

4 czerwca, rok 2011. Upalna sobota. Grupa osób, już dojrzałych, ponownie spotyka się pod krośnieńskim liceum. Zupełnie jak 50 lat temu. Włosy ich jednak przyprószone siwizną. Na twarzach upływający czas odcisnął już swoje piętno. A w oczach mają łzy wzruszenia. Od pamiętnego dla nich roku 1961, czyli od matury, minęło równe pół wieku.
Po maturze każdy poszedł w swoją stronę. Część wyjechała w Polskę. Do Warszawy, Wrocławia, Szczecina... Niektórzy zamieszkali w Krośnie. Dziunek został inżynierem i wyjechał do Niemiec. Janek został docentem i pracuje na uczelni w Puławach. Wanda ma siedmioro wnuków, najwięcej ze wszystkich. A Tadek został niedawno pradziadkiem. Niektórzy jeszcze pracują, inni wiodą życie emeryta. Aktywne życie. Działają w klubach, stowarzyszeniach. A nawet studiują! Na Uniwersytecie Trzeciego Wieku.

Wszystkich coś jednak ciągnie w mury krośnieńskiego liceum. Po 50 latach od matury wciąż potrafią się spotkać i wspominać o minionej młodości i o cudownych czasach szkolnych. O czasach, gdy zaczynała się wiosna ich życia, ich dorosłości i przyjaźni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska