MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie tylko w Nowy Rok

Tomasz Czyżniewski
W wytwórni Gremplera przy ul. Moniuszki przez 120 lat produkowano niemiecki szampan. Większość prac wykonywano tutaj ręcznie. Alkohol sprzedawany był w całej Europie. To była największa firma winiarska w mieście.
W wytwórni Gremplera przy ul. Moniuszki przez 120 lat produkowano niemiecki szampan. Większość prac wykonywano tutaj ręcznie. Alkohol sprzedawany był w całej Europie. To była największa firma winiarska w mieście. ze zbiorów Muzeum Ziemi Lubuskiej
Theodor Franke w piwnicach domu przy ul. Kupieckiej tłoczył winogrona i przechowywał wina. Podobnie działało wielu zielonogórskich winiarzy.

Tworzyli w ten sposób niepowtarzalny klimat miasta. Coś, czego nie da się podrobić, czy czymkolwiek zastąpić. Niewielkie powiatowe miasteczko otaczały setki winnic, uprawianych przez tysiące zielonogórzan. Stąd wziął się nie spotykany w innych miastach element architektoniczny. To domki winiarza, w których przechowywano narzędzia, beczki i zebrane winogrona. W większych domach leżakowało też wino. Domki pełni funkcje gospodarcze i wypoczynkowe z biegiem lat stając się letnimi daczami lub winiarniami.

Kwaśne to nasze wino

Wino sprzedawano w Zielonej Górze na różne sposoby. Kiedy zbiory były bardzo obfite rezygnowano z tradycyjnego cennika. Trunki sprzedawano nie na kufle, kwarty czy kielichy, lecz na …. godziny. Konsument płacił nie za ilość wypitego wina lecz za czas spędzony w winiarni. Można było pić do woli.

Niestety zielonogórskie wino najbardziej słynęło ze swojego smaku. Kwaśnego. Często było bohaterem okrutnych anegdot. Np. w ramach oszczędności tuż przed egzekucją zielonogórskie wino dawano do picia skazanym na powieszenie. Olbrzymia zawartość kwasu sprawiała, że po takiej degustacji skazaniec dusił się sam. Szubienice okazywały się zbędne.

Inna ocena miejscowych win głosiła, że wielu ludzi je pije, ale żaden długo.

Pijemy na czas

Przed wiekami w Zielonej Górze mieliśmy niewiele stałych winiarni. Jednak przepisy podatkowe zezwalały na sprzedaż własnych wyrobów przez trzy miesiące od zbiorów. Wtedy w domach prywatnych organizowane tymczasowe winiarnie, gdzie prosto z beczek sprzedawano młode wino. Znakiem rozpoznawczym takich winiarni była wiecha wywieszana przed domem.

Niestety wielka ilość taniego wina często wpływała na upadek dobrych obyczajów, czemu musiała przeciwdziałać rada miejska. Np. w 1644 r. rada wydała rozporządzenie regulujące kwestię organizacji ślubów i wesel. To był okres dobrych zbiorów. Rozporządzenie nakazywało, że wesele może trwać nie dłużej niż dwa dni, a pan młodemu zabroniono opijania wieczoru kawalerskiego. Niestety często zamroczonego małżonka przynoszono na uroczystość zaślubin.

Tak restrykcyjne przepisy nie ostały się długo.

Brieger zbiera, tłoczy i pije

Wiele z dawnej tradycji przetrwało jeszcze do przełomu XIX i XX wieku. O ludziach tu mieszkających możemy się sporo dowiedzieć oglądając stare pocztówki. W tym czasie wydawały je nie tylko agencje turystyczne czy zawodowe wydawnictwa. Możemy natrafić na pocztówki zamówione przez właścicieli restauracji i hoteli, jak również winiarzy.

Jednym z nich był Fritz Brieger, który prowadził dużą wytwórnię szampanów przy ul. Zamkowej. Zabudowania jego firmy przetrwały do dzisiaj. Brieger wydał swoisty winiarski tryptyk.

  • Pocztówka nr 1. Jesteśmy na winnicy w okolicach Wieży Braniborskiej. Robotnicy zsypują do kadzi wiadra pełne winogron. Właśnie trwa winobranie. Trochę dziwne, bo część zbieraczy ubrała się raczej jak do kościoła a nie do prac polowych. To rodzina właścicieli.

  • Pocztówka nr 2. Widok z 1896 r. - wytwórnia w pełnej krasie. Na litografii widać wszystkie fazy produkcji. Żeby było ładnie artysta przesunął w tle panoramę Zielonej Góry. Centrum miasta jest z innej strony.

  • Pocztówka nr 3. Po pracy. Winogrona zebrane, wino zrobione. Teraz można spokojnie usiąść w firmowej kanjpce i skosztować tegorocznego wina. Znowu widzimy to samo towarzystwo, co na winnicy. Tym razem z trunkiem w ręku. Niektóre postaci bez problemu znajdziemy na obydwu pocztówkach.

    Era Gremplera

    Jednak to nie Brieger był największym zielonogórskim producentem szampana. - W Zielonej Górze za prekursora produkcji wina na skalę przemysłową uchodził fabrykant sukna Eichman - mówi Zbigniew Bujkiewicz z Archiwum Państwowego w Starym Kisielinie. - Około 1825 r. jako pierwszy, nie posiadając własnej winnicy, skupował winogrona i przetwarzał je przy pomocy maszyn.

    Jednak w historii miasta bardziej utrwalili się trzej panowie: Karl Samuel Hńusler, Friedrich Gottlob Förster i August Grempler, którzy założyli w 1826 r. pierwszą w Niemczech wytwórnię wina musującego przy ul. Moniuszki. Początkowo jedynie wytwarzano je w Zielonej Górze a główny skład handlowy umiejscowiono w Jeleniej Górze skąd pochodził kupiec Hńusler. To on wymyślił recepturę pierwszego niemieckiego szampana produkowanego na bazie wina jabłkowego.

    - Nie wiemy dokładnie kiedy, panowie zrezygnowali z produkcji opartej na jabłkach, ale szampany wytwarzali z win gronowych częściowo sprowadzanych z Francji - mówi Zdzisława Kraśko, emerytowana szefowa działu winiarskiego Muzeum Ziemi Lubuskiej.

    Produkowany początkowo z miejscowego surowca szampan nie sprzedawał się najlepiej. Dopiero sprowadzenie surowców i kiperów z Francji poprawiło jakość i sprzedaż wina. Wprowadzono francuskie nazwy: Eperanay, Remis i Versaney. Wyroby Gremplera były nagradzane na targach w Paryżu (1855 r.), Londynie (1862 r.) i Wiedniu (1873 r.). Nad ich produkcja czuwał specjalista sprowadzony z Francji - Jose Jourdan. Zielonogórskie szampany sprzedawane były w całych Niemczech.

    Ich produkcję utrzymano po 1945 r. do czasu, gdy skończył się zgromadzony przez Gremplera surowiec.

    Robimy koniaki

    Również z Francji sprowadzano wina niezbędne do wytwarzania zielonogórskich koniaków. Ich produkcja rozwinęła się pod koniec XIX wieku. Był to pomysł na zagospodarowania surowca z 1.400 hektarów winnic okalających miasto. Wino nie szło a koniaki sprzedawały się dobrze. Ich wytwarzaniem zajmowało się kilkanaście firm. Dwie największe to: Raetsch i Buchholz. Dziś obydwie fabryki należą do Luskusowa V&S i nadal trwa w nich produkcja alkoholi.

    Wytwórnia Raetscha stoi na rogu ul. Chrobrego i Sulechowskiej. Tuż obok właściciel postawił elegancką willę mieszkalną. Zakład powstał w latach 1894-95. Od początku zaprojektowano go jako wytwórnia koniaków dysponowała najnowocześniejszymi urządzeniami w mieście. Po kilkunastu latach właściciele stopniowo zmienili profil firmy przechodząc od koniaków do produkcji likierów i wódek gatunkowych. Zakład zatrudniał 150 osób.

    Jego konkurent Buchholz miał swoją fabrykę przy ul. Jedności oraz zakłady w Austrii i we Francji, gdzie miał też winnice.

    Trzecim co do wielkości producentem była Wytwórnia Koniaków "Scharlachberg" przy ul. Batorego (dziś budynki policji), od 1900 r. należący do firmy z Bingen nad Renem. Była to raczej filia handlowa niż zakład produkcyjny. Firma ta do dzisiaj działa w Niemczech.

    Pierwsza była Kuleszówka

    9 czerwca 1945 r. pełnomocnik Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów K. Paszyński przejął zakład Buchholza. Zakład przejął Antoni Kulesza, który uruchomił produkcję wódki i likierów. W zamian za spirytus zaopatrywał armię radziecką. Większość wódki sprzedawał jednak miejscowym restauratorom. Siła rzeczy Antoni Kulesza musiał być popularny w mieście, dlatego jego wódkę nazywano "Kuleszówką".

    Jednak czas prywatnych właścicieli szybko minął i pod koniec 1945 r. firmę przejęło państwo. Oficjalnie za datę powstania Polmosu uznaje się 15 stycznia 1946 r. Wtedy rozlano pierwszą partię 5.080 butelek Starowinu. 15 maja rozpoczął się rozlew wódek czystych.

    I tylko one przetrwały z alkoholowej tradycji miasta.
  • Dołącz do nas na Facebooku!

    Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

    Polub nas na Facebooku!

    Kontakt z redakcją

    Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

    Napisz do nas!
    Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska