Źle rozumiane polityczna poprawność i patriotyzm lokalny nakazywałyby pysznić się z nowej, okazałej inwestycji. I nie dostrzegać popełnianych już na starcie błędów. Czyli przymykam oko na ok. 50 błędach edytorskich i interpunkcyjnych w materiałach prasowych przygotowanych na pierwszą konferencję? Nie widzę, że na stronie internetowej stoi jak byk "18 maj" czy "17 czerwiec"? Przecież magistrat wpajał nam, że zatrudnia fachowców z najwyższej półki. Godnie opłacani ludzie powinni być gotowi na każdą sytuację. I powinniśmy być dumni z ich pracy, a przede wszystkim ich znać. Chyba że sfera domysłów wpisana jest w strategię marketingową tej instytucji.
Zasłonić oczy muzykom?
Dyrektor artystyczny Piotr Borkowski przedstawiając mediom muzyków, stał na scenie tyłem do widowni, trudno więc było wychwycić ich nazwiska. Gdy jedna z dziennikarek zapytała, czy może dostać listę, usłyszała od koordynatorki ds. artystycznych, Lidii Przybyłowicz, że "musi o zgodę zapytać muzyków, bo nie wie, czy oni sobie tego życzą". W gronie dziennikarskim pojawił się wówczas pomysł, by członkom gorzowskiej orkiestry zasłaniać na zdjęciach oczy.
A może to rzeczywiście powinna być tajemnica? Sprawdziłem zatem, jak kwestię danych osobowych rozwiązali w innych miastach. Filharmonia Koszalińska na swojej stronie internetowej zamieściła 60 zdjęć muzyków wraz z nazwiskami. Można by czepiać się, że to zdjęcia legitymacyjne, z różnymi tłami i różnej jakości, ale jednak są. Pani z tamtejszego biura koncertowego jest zdziwiona, gdy pytam, czy aby te nazwiska nie są tajne. - Są udostępnione, więc są jawne - mówi. Bratnia Filharmonia Zielonogórska ma na stronie internetowej grupowe zdjęcie orkiestry i listę muzyków. Czyli można.
Wszyscy kierują!
W gorzowskiej filharmonii lista tajemnic jest dłuższa. Dyrektor naczelny Krzysztof Nowak nie chce chwalić się swoimi pracownikami. Na tych łamach powiedział kilka miesięcy temu, że osoby, które zgłaszają się do pracy w filharmonii "nie muszą chcieć szczegółowej inwigilacji na łamach prasy" oraz że "ci ludzie mają prawo do zachowania intymności. To ja mogę tłumaczyć się z mojej polityki kadrowej, a pracownik nie musi zgadzać się na publiczne ocenianie jego kwalifikacji". Przy takim podejściu rodzą się legendy. Dlaczego nie można po prostu powiedzieć, że syna zaprzyjaźnionej z koordynatorką ds. artystycznych dyrektorki jednej z instytucji kultury przyjęto z racji jego wysokich kwalifikacji? Co stoi na przeszkodzie, by zakomunikować miastu i światu, że Władysław Żelazowski, były szef wydziału inwestycji, tuż po odejściu na emeryturę został kierownikiem działu technicznego w filharmonii, bo zna tam każdy kąt? Czy dyr. Nowak wstydzi się decyzji o zatrudnieniu byłej pracowniczki wydziału kultury, Małgorzaty Szwajlik, na stanowisku kierownika działu artystycznego?
Owszem, niekiedy z punktu widzenia etycznego nie do końca jest się czym chwalić. To przecież m.in. dyr. wydziału kultury Lidia Przybyłowicz swego czasu wybrała w konkursie na dyr. artystycznego Piotra Borkowskiego. Tenże zabiegał następnie, by odchodząca na emeryturę szefowa wydziału kultury została koordynatorką ds. artystycznych w filharmonii, nad którą w pocie czoła pracowała.
Mec. Jerzy Synowiec na łamach "Głosu Gorzowa" mówił, że filharmonia w Gorzowie "jest potrzebna albo na bardzo wysokim poziomie, albo wcale. U nas będzie na poziomie Gorzowa, nikomu niepotrzebna i zaspokoi jedynie ambicje decydentów. Nie twórzmy kosztownego zespołu obrośniętego dyrektorami - a na razie są tylko oni". Coś w tym musi być: za sprawy artystyczne odpowiadają: dyrektor, koordynatorka, kierownik… Oby tylko nie zabrakło artystów.
Ma się świecić?
Także mieszkańcy zauważają sporo nieprawidłowości. Dziennikarz obywatelski Krzyśku odwiedził filharmonię nie tylko podczas Foto Day'a, ale i uczestniczył w koncertach, siedząc w miejscu dla publiczności. Na www.mmgorzow.pl opisał swoje wrażenia. Od drzwi wbił go w ziemię system sprzedaży biletów - może to fenomen miejsca, bo kilka lat temu było w pobliżu kino Kopernik, gdzie przez wiele lat ręcznie wpisywano numery miejsc na widowni? Tak, w najdroższej, najnowocześniejszej instytucji kultury w stolicy województwa nie ma specjalnego programu umożliwiającego wybór krzesła! Co więcej, umiłowanie do świecidełek, w tym przypadku do świecącego papieru kredowego, powoduje, że tusz na biletach długo schnie i brudzi ręce. Brud zresztą też rzucił się MM-kowiczowi w oczy. Tym razem na szybach. Są i tacy, co dostrzegli fotele na balkonach ustawione pod tak specyficznym kątem, że melomani tam zasiadający muszą być po koncercie nieźle… pokręceni.
Z lubością tworzone są bariery utrudniające życie nie tylko dziennikarzom. Bo jak inaczej tłumaczyć zakaz fotografowania? Z jednej strony szefostwo artystyczne wymyśla koncerty dla dzieci, by choć w ten sposób zdobyć pieniądze, z drugiej nie potrafi przewidzieć, że rodziny sponsorujące ten przybytek kultury (poprzez podatki i bilety na daną imprezę), będą chciały uwiecznić swoje pociechy na scenie. Owszem, w szanującej się instytucji i na profesjonalnych koncertach reguły współpracy z dziennikarzami i fotoreporterami są z góry ustalone. Ale do tego trzeba też szacunku ze strony instytucji. No i profesjonalizmu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?