MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nasze miejsce na ziemi

Marta Szkudlarek
Teresa i Ireneusz Szałowscy. W tym roku obchodzą 50-lecie pożycia małżeńskiego. Dochowali się dwójki dzieci, czwórki wnuków i jednej prawnuczki. Uwielbiają wspólne wyjazdy za granicę i nad polskie morze.
Teresa i Ireneusz Szałowscy. W tym roku obchodzą 50-lecie pożycia małżeńskiego. Dochowali się dwójki dzieci, czwórki wnuków i jednej prawnuczki. Uwielbiają wspólne wyjazdy za granicę i nad polskie morze.
Rozmowa z Teresą i Ireneuszem Szałowskimi, którzy w tym roku obchodzą 50-lecie małżeństwa.

- Spędzili Państwo w Zielonej Górze już ponad 50 lat i byli świadkami zmian, jakie zachodziły w tym mieście. Jakie są pierwsze wspomnienia?Teresa Sz.: - W Zielonej Górze mieszkam od 61 lat, przyjechałam z Inowrocławia, kiedy miałam dziewięć lat. Pierwsze wspomnienia to podstawówka, która kiedyś była w budynku z czerwonej cegły, gdzie dzisiaj jest ODN. Skończyłam ją w 53 r., jak umarł Lenin…
Ireneusz Sz.: - W tym roku miną 53 lata, jak przyjechałem z Kieleckiego. Po skończeniu Technikum Mechanicznego we Wrocławiu dostałem nakaz pracy w Zastalu. Najmilszym wspomnieniem z tamtego okresu było pierwsze Winobranie. Te wielkie beczki, które tak kojarzyły się ze świętem wina, ludzie poprzebierani, kolorowe korowody...
Teresa Sz.: - To prawda. Korowodów winobraniowych nie da się zapomnieć. Były czarujące. Prawdziwe wozy, ze snopami siana, z dziewczętami w ludowych strojach. A na ulicach beczki, z których można było degustować wino. Gdzie dzisiaj tego spróbujemy?

- A zielonogórskie uliczki...? Ireneusz Sz.: - Były urocze. Zwłaszcza, że zamiast samochodów sunęły nimi dorożki. Jednak miały minusy. Bo niektóre ulice miały zaledwie półtora metra szerokości i było na nich bardzo ciasno. W ogóle jak na takie miasto, to Zielona Góra była bardzo zaludniona.
Teresa Sz.: - A poza tym w tamtych czasach brakowało autobusów, wszędzie trzeba było chodzić na piechotę. Za to wynagradzały te wady liczne festyny rodzinne. Wtedy co niedzielę spotykało się z całą rodziną i sąsiadami na piknikach.
Ireneusz Sz.: - Tak, tego brakuje. Co niedzielę chodziło się na dancingi albo turnieje siatkówki. A teraz? Ludzie nie mają dla siebie czasu. Nawet na ulicy przechodzą obojętnie.

- A dziś? Czy miasto nadal jest piękne?Teresa Sz.: - Oczywiście. Nie wyprowadziłabym się stąd. Bardzo lubimy podróżować, w ciągu roku kilka razy jesteśmy nad morzem, jeździmy też do Niemiec, na Słowację, na Litwę, do Bułgarii, ale tu jest najlepiej. To nasze miejsce na ziemi.
Ireneusz Sz.: - Teraz staliśmy się metropolią. Ale to dobrze o nas świadczy, szybko się rozwijamy. Kocham to miasto, a co najważniejsze to tu znalazłem swoją miłość.

- No właśnie. To już 50-lecie. Jaki jest przepis na taki jubileusz?Teresa Sz.: - Trzeba kochać. Tak mocno, jak tylko się potrafi. Oraz obdarzyć partnera wielkim zaufaniem.
Ireneusz Sz.: - Moim zdaniem przepisu na miłość nie ma, a to ona utrzymuje związek. Wszystko zależy od tego, jak dobiorą się ludzie. Muszą być podobne zainteresowania i światopogląd.

- Niedawno dostali Państwo list gratulacyjny od samego prezydenta RP!Teresa Sz.: - Jesteśmy bardzo dumni z tego powodu. Za kilka miesięcy mamy także dostać medal za długoletnie pożycie małżeńskie.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska