MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Najpierw był huk. Potem pojawił się dym

Edward Gurban [email protected] 68 387 52 87
W pomoc zaangażowali się sąsiedzi państwa Kowalczyków
W pomoc zaangażowali się sąsiedzi państwa Kowalczyków Cezary Siciński
- To był koszmar. Nikomu tego nie życzę - opowiada właścicielka domu, w który we wtorek uderzył piorun kulisty. Mówiąc to ręce się jej trzęsą, oko szkli, jeszcze chwila i się rozpłacze...
W pomoc zaangażowali się sąsiedzi państwa Kowalczyków
W pomoc zaangażowali się sąsiedzi państwa Kowalczyków Cezary Siciński

W pomoc zaangażowali się sąsiedzi państwa Kowalczyków
(fot. Cezary Siciński)

Żółty domek jednorodzinny przy ul Zajęczej. Od razu widać, że jest nowy. Jednak zamiast lśniącej w słońcu dachówki, cały dach przykrywa wodoszczelna plandeka. W środku, tuż za progiem drzwi rozciąga się koszmarny widok. Brudne ściany z zaciekami, odstająca podłoga, totalny bałagan. Ale jeszcze upiorniej jest na górze. Wypalony szczyt, spalone belki, zwisające fragmenty ocieplenia. Wszędzie czuć woń spalenizny. Na zapleczu straszy wielka pryzma śmieci, to resztki dachu, ścian i ocieplenia domu.
- Co się tu stało? - pytamy. W ten dom we wtorek ok. 15.00 uderzył piorun kulisty!

Na progu drzwi domu spotykamy Agnieszkę Kowalczyk, właścicielkę. Ręce się jej trzęsą, oko szkli, jeszcze chwila i się rozpłacze. - Mieszkamy tu od czterech lat. Na górze spłonęło prawie wszystko, pokój syna, garderoba i łazienka.

- Nie było mnie wtedy w domu, właśnie dojeżdżałam. Mąż Paweł był w pracy w Stypułowie, córka w szkole w Zielonej Górze, syn wracał samochodem z Nowej Soli - dodaje.
Pierwsi dym zauważyli sąsiedzi. To oni zadzwonili do strażaków. Najpierw przyjechał samochód z Ochotniczej Straży Pożarnej w Kożuchowie. Pięć minut potem przybyli zawodowcy z Nowej Soli, z wysięgnikiem. Z maskami tlenowymi weszli do środka. Już wtedy płomienie ogarnęły całe piętro budynku.

- Piorun musiał wpaść do mieszkania od strony zachodniej, czyli do pokoju syna. Całe szczęście, że nie było go wtedy w domu, bo lubi sobie posiedzieć przy komputerze. Prawdopodobnie potem piorun przeleciał do łazienki na piętrze, wypalił kratkę wentylacyjną i spalił wszystkie gniazdka elektryczne. - Szczęście w nieszczęściu, dom jest ubezpieczony. Za chwilę pojawi się rzeczoznawca, który oceni straty. Dowodzący akcją strażak twierdzi, że straty wyniosły ok. 150 tys. zł - wylicza pani Agnieszka.
Pani Kowalczyk jest wdzięczna sąsiadom, którzy natychmiast pospieszyli z pomocą. Przeciągnęli do ich budynku kabel z prądem, pomogli przykryć dach.

- Pragniemy bardzo podziękować wszystkim sąsiadom z osiedla przy ulicy Polnej w Kożuchowie za wielką pomoc, ofiarność i poświęcenie, jakie doświadczyliśmy podczas pożaru naszego domu - mówią państwo Kowalczykowie.

Marcin Tokarz, który pracuje u Antoniego Płetnickiego, pierwszy zauważył dym na poddaszu.

Napierw huk, potem dym

- Najpierw usłyszałem huk, a potem pojawił się dym - mówi Marcin. - Natychmiast zawiadomiliśmy straż pożarną. Nie staliśmy jednak w miejscu, ruszyliśmy na ratunek. Zauważyliśmy, że obok domu nie ma samochodów właścicieli. Prosty więc wniosek: nie ma ich w środku. Po trzech minutach nadjechała jednak pani Agnieszka i otworzyła natychmiast drzwi. Wbiegliśmy na górę, a tam wielki ogień! - relacjonuje.

Właścicielka wspomina tamte chwile w ten sposób: - W pierwszym momencie nie wiedziałam, co się dzieje, zewsząd wydobywał się dym. Pamiętam tylko, że zobaczyłam płonący dach...
- Zanim przyjechała straż, rozciągnęliśmy wąż z wodą i próbowaliśmy sami zadusić ogień - mówi także pan Marcin.

Pan Antoni ma z kolei swoją teorię co do przyczyny zdarzenia.
- Tutaj pioruny biją dość często. "Zawdzięczamy" to kominowi pobliskiej cegielni, słupowi wysokiego napięcia i trafostacji. Budynki w większości nie mają piorunochronów, poza jednym, najwyższym. Dobrze, że właściciele mieli ten dom ubezpieczony - mówił nam wczoraj sąsiad Kowalczyków.
Sami strażacy także zwracają uwagę, że osiedle nie najeży do najbezpieczniejszych.

- Nic dziwnego, że to miejsce przyciąga pioruny. Na żadnym budynku na osiedlu, poza jednym, nie znajduje się instalacja odgromowa - komentuje Tadeusz Rybnicki, zastępca komendanta KP PSP w Nowej Soli. - Lepiej by także było, gdyby druty wysokiego napięcia były zakopane w ziemi, a nie przechodziły na słupach nad domami - dodaje strażak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska