[galeria_glowna]
Byliśmy tam w kwietniu i nawet pozornie niegościnne i odludne wschodnie wybrzeże przypominało wielobarwny bukiet, który na powitanie gości przygotowała natura. Cap Corse przedłuża o niemal 40 km zbudowany z łupków grzbiet górski. W przeciwieństwie do dzikiej, stromej części wschodniej zachodnia nieco łagodniej schodzi do Morza Tyrreńskiego. Na końcu "palca" widać wysepkę Giraglię.
Przez wieki ten region był polem rywalizacji Genui i Pizy, przez wieki, jako mniej atrakcyjny, pozostawał na uboczu wielkich wydarzeń historycznych. Mieszkańcy tej niegościnnej krainy mieli zawsze skłonność do emigracji. To właśnie oni założyli pierwsze kantory w Afryce Północnej, to oni stanowili trzon francuskiej emigracji do obu Ameryk. Ci, którzy się dorobili wznieśli swoje domy i rezydencje w wioskach, z których się wywodzili - to tzw. domy Amerykanów. Ludzie z Cap Corse mówią nawet innym językiem. To włoski z wyraźnymi wpływami toskańskimi.
Na objechanie tego przylądka potrzeba co najmniej dwa dni i naprawdę warto. Przez całą drogę towarzyszą nam rozsiane wzdłuż wybrzeża wieże genueńskie, które miały ostrzegać mieszkańców przed berberyjskimi piratami. Droga wschodnim brzegiem zapiera dech w piersiach, wije się nad przepaściami spadającymi wprost w lazurową głębię morza. Na północ od Erbalungi nie ma praktycznie żadnych miejscowości. Warto zjechać do Sisco konglomeratu małych wiosek wciśniętych w dolinę. Tę część podróży kończy wizyta w Barcaggio na północy skąd widać wyspę Giraglie, najdalej na północ wysuniętą część Korsyki.
Wschodnie wybrzeże przylądka oferuje wizytę w co najmniej dwóch arcyciekawych miejscowościach. Przede wszystkim klimatyczny porcik Centuri, w którym najbardziej wart zobaczenia jest... powrót rybaków z połowów. To raj dla amatorów świeżych ryb. Tutaj nocowaliśmy w pokoju z balkonem wiszącym nad samym portem. Za to właścicielki, wiekowej damy, musieliśmy długo szukać w zaułkach miejscowości. Wyglądała jakby wcale nie była zainteresowana wynajęciem pokoju. Bo tutaj życie toczy się innym niż w Bastii lub Ajaccio rytmem. Do tego miasteczko Nonza, jakimś cudem przyklejone do kamiennych tarasów wykutych w stromym zboczu. Są tam pozostałości po wieży obronnej i XI-wieczna kaplica św. Julii, oraz klimatyczne kamienne domy obrośnięte kaskadami amarantowych kwiatów. Do tego widok na niesamowitą czarną plażę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?