MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Na końcu świata

Tatiana Mikułko
- Jesteśmy traktowani przez władze po macoszemu - mówi Maria Wolf. Jej syn Stefan dodaje, że taka jest cena życia na wsi, która leży na skraju gminy
- Jesteśmy traktowani przez władze po macoszemu - mówi Maria Wolf. Jej syn Stefan dodaje, że taka jest cena życia na wsi, która leży na skraju gminy fot. Kazimierz Ligocki
Mieszkańcy Smolin i Podlesia czują, że ich problemy spychane są na dalszy plan. .

Tak to jest, gdy mieszka się na skraju powiatu gorzowskiego i na końcu gminy Lubiszyn, skąd bliżej do Myśliborza niż do rodzimego Gorzowa

Smoliny i Podlesie to jedno sołectwo. Zarządza nim z Podlesia sołtys Rajmund Różniak. W Smolinach jest sześć numerów, w Podlesiu 15. Razem mieszka tu 150 rodzin. Jedną i drugą wioskę dzieli od siebie droga przez las. Już dawno miała być pokryta asfaltem, na razie jest tylko utwardzona. Ani tu, ani tam nie ma sklepu, lekarza, kościoła, sali wiejskiej, szkoły.

Po codzienne zakupy jeździ się do sąsiedniego Stawu, po chleb i bułki do sołtysa, bo ma piekarnię. Większe sprawunki załatwiać trzeba w oddalonym o 12 km Myśliborzu lub w Gorzowie, do którego jest 30 km. Bez samochodu się więc nie obejdzie, choć do wiosek autobus zajeżdża. W Stawie jest lekarz i kościół. W Lubiszynie, stolicy gminy, magistrat i szkoła.

Jeśli chodzi o rozrywkę, młodzi mają w Stawie dyskotekę. - Starsi śpiewy na majowym - śmieje się Krystyna Gulczyńska ze Smolin. Koła gospodyń nie ma, bo panie nie miałyby się gdzie spotykać. - Potrzeba nam sali. Wójt wystąpił do Agencji Nieruchomości Rolnej o przydział ziemi. Gmina już obiecała, że da dwa kontenery. Resztę sam z ludźmi zrobię - zapewnia sołtys.

By chcieli, to by dali

O takich wioskach pisze się, że są na końcu świata albo, że diabeł mówi tu dobranoc. - Przynajmniej mamy ciszę i spokój. Nic nam nie trzeba. Oby zdrowie było, a Matka Boska w pieniążkach jakoś dopomoże - tłumaczy Maria Wolff. Po chwili namysłu jednak dodaje: - Drogę mogliby zrobić. Latem strasznie się tu kurzy, gdy są roztopy przejechać nie idzie.

Starsza kobieta mieszka z rodziną przy utwardzonym trakcie ze Smolin do Podlesia. - Już podkład pod asfalt zrobili, ale żeby go wylać, zabrakło pieniędzy - przypomina syn pani Marii, Stefan, który dziesięć lat temu był tu sołtysem. - By chcieli, to by dali. Nie obchodzimy ich, bo za daleko mieszkamy - kwituje gospodyni.

Wolffowie to najwięksi gospodarze w Smolinach. Hodują ponad 100 sztuk bydła. Ludzie żyją tu z roli albo do pracy dojeżdżają. Młodzi uciekają do miast. - I dlatego chcę plac zabaw zrobić, by mamy zachęcić do większej liczby potomstwa - zdradza sołtys, który sam ma troje dzieci.

Podłączyć się nie da

Córki Barbary Gulczyńskiej w Smolinach na pewno nie zostaną. Starsza zdaje maturę i wybiera się na farmację do Poznania. Młodsza uczy się w szkole średniej w Myśliborzu. Gdy mają wolne, jadą do Gorzowa do kina albo siedzą w domu w internecie.

Gulczyńscy i Różniakowie jako jedyni we wsi mają internet. - Gdzie indziej podłączyć się nie da. Tak tłumaczy telekomunikacja - mówi sołtys. Obie wioski wyposażone są też w światłowody. Jest wodociąg. - Tylko że stary. Woda, która leci z kranów, nie najlepszą ma jakość.

Trzeba by go było wymienić - zdradza R. Różniak. Jak jest burza, na bank we wioskach nie będzie prądu. Nie ma kanalizacji, ale mieszkańcy pozakładali sobie ekologiczne szamba. Kiedy po raz ostatni gmina planowała jakieś inwestycje w Smolinach lub w Podlesiu? - A kiedy my ostatnio wójta tu widzieli? Jeszcze go u nas nie było. Skąd ma wiedzieć, czego nam potrzeba? - pyta pani Krystyna.

- Mam się wpraszać? Niech sołtys zrobi zebranie, to przyjadę. Nawet w nocy - mówi wójt Tadeusz Piotrowski. I dodaje, że ma świadomość, że ludziom w Smolinach i Podlesiu sali brakuje.

- Staram się, by agencja przyspieszyła procedury. Jak tylko będzie ziemia, ruszamy z pracami. W tym roku też chciałbym asfalt położyć na drodze łączącej wioski. Takie mam w głowie plany, bo na razie nie ma ani projektu, ani pieniędzy - zdradza wójt.

Po macoszemu

Sołtysa Różniaka najbardziej wkurza to, że Gorzów o jego wioskach zapomniał. - Głupie odśnieżanie. Myślibórz dojeżdża tylko do granicy swojego powiatu i zawraca. Zanim pług z Gorzowa do nas dojedzie, mija kilka dni - opowiada mężczyzna. Gdy bywa na gminnych sesjach, też czuje, że problemy jego sołectwa spychane są na dalszy plan.

- Wioski bliżej Lubiszyna już wszystko mają. Tylko my tak po macoszemu jesteśmy traktowani - mówi. I dodaje, że gmina na razie obiecała pomoc w budowie sali wiejskiej. - Czekamy na ziemię. Z urzędu dostać mamy kontenery. Resztę sami zrobimy. Tak jak kapliczkę przy drodze sami wyremontowaliśmy. Przynajmniej jest gdzie na miejscu święconkę święcić - mówi sołtys.

Przy sali ma powstać plac zabaw dla dzieci, bo dziś nie mają się gdzie podziać. Siedzą na swoich podwórkach. - Będziemy mieć miejsce do spotkań. Teraz, by omówić coś z radą, muszę po domach chodzić. Może kobiety koło gospodyń założą. Wyprawiałoby się Dzień Kobiet, Dzień Dziecka... - snuje plany włodarz sołectwa.

Mieszkańcom taka zmiana nawet by się podobała. - Za dużo spokoju, to też niedobrze - mówi Krystyna Gulczyńska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska