Najbardziej pamiętam dwa, na które jechaliśmy trochę dalej niż do Warszawy, bo do Neapolu i Sztokholmu. Wracaliśmy z "trójką" w bagażniku, a dyskusje były takie same jakie nastąpią po piątkowym meczu. Czyli dywagacje, czemu inni mogą, a my nie, o budowie nowego zespołu i o tym, kto z obecnych reprezentantów może być trzonem nowego zespołu, a z kim trzeba się definitywnie pożegnać. Tyle, że w obu wspomnianych przeze mnie wyprawach coś przynajmniej zobaczyłem. W Neapolu jeden z cudów świata, czyli ruiny Pompejów, a jadąc przez Szwecję stada łosi snujące się koło drogi.
W piątek mogę jedynie zobaczyć czy sławetny ostatni odcinek autostrady rzeczywiście już się sypie czy jeszcze się jednak trzyma. Nie chcę się wpisywać w ogólne kwękanie na nasz futbol, bo najłatwiejsze i bardzo od lat modne. Obejrzałem ostatnio kilka całkiem fajnych spotkań w ekstraklasie, a na przykład pojedynek Lecha Poznań z Zawiszą Bydgoszcz był ciekawszy niż Manchesteru City z Hull, czy nawet klasyk Chelsea - Manchester United, które też zaliczyłem, a na tym drugim o mało nie zasnąłem. Nie chcę przez to udowadniać, że liga polska jest równorzędna angielskiej, ale generalizować po prostu nie można.
Wszyscy wołają o sponsora. Czasem pojawienie się takiego paradoksalnie oznacza kłopoty. W naszych ligach jest ostatnio kilka zespołów, które się boleśnie sparzyły. Oto na przykład jest klub, który od lat gra sobie w jakiejś lidze. Tworzą go może nie jacyś wybitni zawodnicy, ale miejscowi, na których można liczyć. Klub dostaje dotację, jeden da napoje inny kupi koszulki, jeszcze inny podwiezie na mecz. I pojawia się sponsor z ambicjami. Roztacza wizje, mami sukcesami. Ściąga armię zaciężną złożoną z zawodników mających za sobą grę w wyższych ligach. Starzy trafiają do rezerw, albo dają sobie spokój z futbolem. Zespół zaczyna zwyciężać, zaciężni pokazują lepszą niż wcześniej piłkę, ale przejeżdżają, grają, biorą kasę i zaraz po meczu odjeżdżają. Zespół wygrywa, ale sponsor jest za słaby na wyższą ligę, a samorząd nie może dać więcej, albo nagle dopada go kryzys. I co się dzieje? Dobrodziej zabiera swoje zabawki idzie gdzie indziej, a tu zostaje spalona ziemia. Tamten stary, fajny zespół już nie istnieje, nowego prawie nie ma i zaczyna się gwałtowny zjazd w dół. Tak, więc czasem warto się zastanowić czy nie zostać na starych pozycjach zanim zamarzą się nam wysokie loty. O jaki klub mi chodzi? Jest u nas kilka, które spokojnie można umiejscowić w tym scenariuszu.
Finiszuje liga żużlowa, a rewanżowe mecze półfinałowe i pojedynki o złoto zapowiadają się rzeczywiście ciekawie. Dla mnie niezrozumiałe jest, że kilka zespołów kończy sezon w pełni lata. Ci, którzy spadli z ligi postulują, żeby jej nie zmniejszać, mimo że wcześniej byli jak najbardziej za. Znów pojawiają się fani KSM-u, mimo iż przed dwoma laty uznano, że u nas kończy on żywot wraz z sezonem 2013, czyli za mniej więcej trzy tygodnie. Mam nadzieję, że tym razem nikt nie pomajstruje przy już podjętych decyzjach, choć wcześniej różnie z tym bywało.
Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?