Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mars to za mało. Elon Musk chce podbić kosmos

Kacper Rogacin
Kacper Rogacin
Intuitive Machines/Ferrari Press/East News
Elon Musk jeszcze nie wylądował na Marsie, a już myśli o podboju... innych układów gwiezdnych. Ekscentryczny miliarder ogłosił, że nowa generacja jego statków kosmicznych wyruszy pewnego dnia w kilkudziesięcioletnią podróż w okolice gwiazdy Proxima Centauri.

W 2029 roku pierwszy człowiek wyląduje na Marsie - ogłosił kilka lat temu Elon Musk i trzeba przyznać, że robi wszystko, by doprowadzić do realizacji tej zapowiedzi. Zgodnie z wizją miliardera, do 2050 roku na powierzchni Czerwonej Planety mają powstać zabudowania niezbędne do tego, by ludzie mogli tam zamieszkać na stałe.

„Czyste szaleństwo” - tak o planach Muska wypowiada się wielu naukowców. Niektórzy posuwają się dalej i używają wręcz słowa: „wariactwo”. Ich zdaniem kolonizacja innej planety to przedsięwzięcie na tyle skomplikowane, że nie da się go dokonać w ciągu ledwie kilku dekad. Ale Elon nie zważa na głosy krytyki i uparcie prze do przodu.

Dlaczego Muskowi tak się spieszy? Pytany o to twierdzi, że tylko kolonizacja innych planet zapewni gatunkowi ludzkiemu bezpieczeństwo i przetrwanie. Jeśli bowiem dziś na Ziemi doszłoby do ogólnoświatowej katastrofy, takiej jak np. wojna atomowa, pandemia czy uderzenie asteroidy, to cała cywilizacja mogłaby ulec zagładzie niemalże w jednej chwili. A egzystując jednocześnie na dwóch planetach, drastycznie zwiększamy nasze szanse na przetrwanie.

Idea szczytna, ale nie sposób uwierzyć, że Musk od lat ponosi wielomiliardowe wydatki tylko po to, by zapewnić ludzkości poduszkę bezpieczeństwa. Nie. Jeden z najbogatszych ludzi na świecie doskonale wie, że w wyścigu na Czerwoną Planetę jest dużo, bardzo dużo do ugrania.

Wyścig po chwałę i niewyobrażalną kasę

Podstawowa kwestia to oczywiście pieniądze. Założenie kolonii na Marsie wydaje się być nieuchronnym etapem rozwoju ludzkości. Kto pierwszy tego dokona, będzie mógł czerpać największe profity z eksploracji naszego kosmicznego sąsiada. To oczywiście pieśń bardzo odległej przyszłości, ale Musk, który na biznesie zna się jak mało kto, obliczył sobie, że inwestycja zwróci mu się z astronomiczną nawiązką.

Szeroki strumień pieniędzy ma zacząć płynąć do portfela Muska wkrótce po dziewiczym locie na Marsa - dzięki kosmicznej turystyce. Miliarder oszacował, że bilet na Marsa i z powrotem będzie kosztował około 100 tysięcy dolarów.

- Większość ludzi będzie mogła sobie pozwolić na taką wycieczkę - stwierdził. Dodał przy tym, że „z pewnością znajdzie się mnóstwo osób, które będą chciały na własne oczy zobaczyć inną planetę”, a to zapewni mu niezbędny ruch w biznesie i niewyobrażalne wpływy finansowe.

Drugim celem jest zaspokojenie ambicji. Jeżeli miliarderowi uda się wysłać ludzi na Czerwoną Planetę, zagwarantuje sobie miejsce na kartach historii ludzkości. Za setki i tysiące lat jego nazwisko będzie wymieniane obok takich pionierów, jak Krzysztof Kolumb czy Vasco da Gama - nawet pomimo tego, że przecież Musk osobiście na Marsa nie poleci.

Co ciekawe, ekscentryk stwierdził publicznie, że dopuszcza, iż kolonizacja Czerwonej Planety poniesie za sobą ofiary w ludziach.
- Prawdopodobnie na początku misji na Marsa jakaś liczba osób zginie - powiedział w rozmowie z Peterem Diamandisem. W 2017 roku mówił z kolei, że pierwsi ludzie lecący na Marsa „powinni być przygotowani na to, że umrą”. Sugerował też, że w tej podróży mogą im towarzyszyć humanoidalne androidy, nad którymi pracuje należąca do niego firma Tesla.

Mars to zaledwie przystanek

Ale kosmiczne plany Elona Muska sięgają o wiele, wiele dalej. Urodzony w RPA biznesmen planuje już podróż do... innej gwiazdy. Konkretnie - do Proximy Centauri, znajdującej się w układzie Alfa Centauri. To tam rozgrywała się akcja filmu „Avatar” Jamesa Camerona.

Proxima Centauri to jedna z gwiazd położonych najbliżej Ziemi. Znajduje się „zaledwie” około 4,24 lat świetlnych od nas (to oznacza, że jej światło potrzebuje około 4 lat, by do nas dotrzeć). Sama gwiazda, odkryta w 1915 roku, jest czerwonym karłem o średnicy wynoszącej zaledwie około 1/7 średnicy Słońca.

W 2011 roku odkryto, że dookoła Proximy krąży planeta, którą nazwano Proxima Centauri b. Dalsze badania pozwoliły ustalić, że znajduje się ona w tzw. ekosferze, czyli w takiej odległości od swojej gwiazdy, która teoretycznie pozwala na utrzymanie na powierzchni planety warunków niezbędnych do życia (m.in. wody w stanie ciekłym oraz gęstej atmosfery).

Ziemia 2.0 - raj, pustynia czy... piekło?

Mimo gigantycznej odległości oddzielającej nas od Proximy Centauri b, wiemy o tej planecie zaskakująco sporo. Na podstawie zebranych danych naukowcom udało się wyliczyć, że jej masa wynosi około 1,3 masy Ziemi. Proxima Centauri b jest planetą skalistą typu ziemskiego. Co ciekawe, posiada ona w swoim składzie niezwykłą liczbę metali, co sugeruje, że uformowała się około 10 tysięcy lat świetlnych bliżej centrum Galaktyki, niż znajduje się obecnie - taką hipotezę przedstawili naukowcy.

Oznacza to, że sama gwiazda wraz ze swoim systemem planetarnym przebyła prawdopodobnie ogromny obszar Drogi Mlecznej, „osiedlając się” ostatecznie w układzie Alfa Centauri.

Jest to wiadomość niespecjalnie korzystna, ponieważ taka „wędrówka” mogła znacząco wpłynąć na samą planetę i np. skład jej atmosfery. Czysto teoretycznie, jeżeli na powierzchni Proximy Centauri b istnieje woda, to może ona występować w stanie ciekłym. Jest więc szansa, że planeta może być Ziemią 2.0 - światem, który człowiek mógłby skolonizować bez potrzeby budowania tak skomplikowanych konstrukcji, jak te konieczne do zasiedlenia Marsa.

Ale istnieje również możliwość, że Proxima Centauri b jest jedną wielką pustynią, pozbawioną wody lub posiadającą jej bardzo, bardzo mało.

Najgorszy wariant zakłada natomiast, że z powodu aktywności wulkanicznej oraz efektu cieplarnianego planeta zmieniła się w bliźniaczkę dobrze nam znanej Wenus. Czyli niemal dosłownie w... piekło.

Musk: Polecimy tam rakietą przyszłości

O Proximie Centauri b wiemy zdecydowanie za mało, ale Elona Muska wcale to nie zraża. Już w ubiegłym roku na portalu X miliarder stwierdził, że ta planeta, oddalona od nas o 40 bilionów kilometrów, znajduje się „praktycznie za rogiem”.

Z jego słowami polemizują fakty. W historii dotychczasowej eksploracji przestrzeni kosmicznej największą prędkość w czasie swojej misji uzyskała sonda Parker Solar Probe wystrzelona w 2018 r. Osiągnęła ona (mierzoną względem Słońca) prędkość 163 km/s (586 800 km/h). Jest to zaledwie 0,054 proc. prędkości światła. Lecąc z taką prędkością, dotarlibyśmy do Proximy Centauri po... kilku tysiącach lat.

Jeśli chodzi o podróże na Marsa, to SpaceX zamierza wysyłać tam ludzi za pomocą rakiety Starship - największej i najpotężniejszej w historii. Docelowo ma ona mierzyć 120 metrów wysokości (tyle co połowa Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie), a także być w stanie wynieść na orbitę Ziemi co najmniej 100 ton ładunku. 14 marca tego roku odbył się jej trzeci testowy lot, który zakończył się całkiem sporym sukcesem, choć do pełnej sprawności tego monstrum jeszcze długa droga.

Ale nawet Starship nie będzie w stanie przetransportować ludzi do Proximy Centauri w rozsądnym czasie. Musk wcale się tym nie przejmuje, bo jego plan zakłada, że uczyni to o wiele potężniejsza rakieta zupełnie nowej generacji.

Kilkanaście dni temu oświadczył, że „Starship przyszłości”, o wiele większy i bardziej zaawansowany, będzie podróżował do innych systemów gwiezdnych.

Jeżeli takiej rakiecie faktycznie udałoby się osiągnąć około 20 proc. prędkości światła (o takich osiągach jest mowa), to podróż do Proximy Centauri potrwałaby około 20-30 lat - doliczając czas potrzebny do rozpędzenia rakiety. W takim wypadku ludzie teoretycznie mogliby odwiedzić Ziemię 2.0 i wrócić w ciągu 50-60 lat.

Największe wyzwanie w historii ludzkości

Załóżmy przez chwilę, że inżynierowie SpaceX faktycznie będą w stanie stworzyć napęd nowej generacji, który pozwoli na rozpędzenie rakiety do tak astronomicznej prędkości. Czy to sprawi, że już wkrótce z naszej planety wystartuje grupa śmiałków, którzy skierują się w stronę innej gwiazdy? Nie, ponieważ uporanie się z kwestią odpowiedniej prędkości to wcale nie najważniejszy problem do rozwiązania.

Trwająca kilkadziesiąt lat podróż międzygwiezdna będzie zdecydowanie największym i najbardziej skomplikowanym wyzwaniem w dotychczasowej historii ludzkości.

Zacznijmy od tego, że kosmiczny prom zdolny dolecieć do Proximy Centauri będzie musiał być tak wielki, że jego budowę prawdopodobnie będzie trzeba prowadzić... w kosmosie, wynosząc z Ziemi jedynie poszczególne elementy i składając je np. na Księżycu lub na Marsie.

Statek mamy gotowy? To teraz pomyślmy, jak utrzymać kosmicznych podróżników przy życiu przez kilka dekad. Wytwarzanie żywności i odzyskiwanie wody na pokładzie statku to jedno, ale wielkim wyzwaniem będzie choćby ochronienie ich przed zabójczym promieniowaniem kosmicznym.

Na dodatek po wyruszeniu w tak ryzykowną eskapadę, pionierzy będą zdani wyłącznie na siebie - komunikacja z Ziemią w czasie rzeczywistym nie będzie możliwa z uwagi na gigantyczną odległość.

A co, jeśli statek ulegnie awarii, albo dojdzie do katastrofy? Może przecież zostać trafiony i zniszczony przez asteroidę . W takim razie bezpieczniej dla powodzenia misji byłoby wysłać w tym samym czasie... dwa statki. Faktycznie, dzięki temu niepowodzenie jednego nie przekreśli losów całego przedsięwzięcia, ale spowoduje to dwukrotny wzrost kosztów misji.
Plan Elona Muska wydaje się więc kompletnie niemożliwy do zrealizowania w najbliższej przyszłości. Ale nie zapominajmy, że mówimy o bajecznie bogatym gościu, który już nie raz, nie dwa ogłaszał światu swoje teoretycznie nierealne projekty. A później po prostu je realizował.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Mars to za mało. Elon Musk chce podbić kosmos - Portal i.pl

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska