Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Isański z przedsiębiorcy stał się specem od wadliwego prawa

Redakcja
Marek Isański walczy w sądach z fiskusem od 1996 r.
Marek Isański walczy w sądach z fiskusem od 1996 r. Mariusz Kapała
Rozmowa z Markiem Isańskim, przedsiębiorcą, który domaga się od Skarbu Państwa 157 mln zł odszkodowania za zniszczenie jego firmy.

- To już 20 lat toczy Pan bój z fiskusem najpierw o udowodnienie, że jest Pan niewinny, a teraz o odszkodowanie za zniszczenie firmy przez urzędników skarbowych. Mało już osób pamięta, co było przyczyną tego maratonu sądowego...

- Bój z fiskusem wygrałem, ale dopiero po prawie 20 latach ciężkiej, bardzo ciężkiej walki. To ponad pół przeciętnego życia zawodowego statystycznego człowieka. Musiałem tej walce podporządkować całe swoje życie. Założyłem Towarzystwo Finansowo Leasingowe na początku lat 90. Firma zajmowała się leasingiem autobusów głownie dla PKS-u oraz dużych ciężarówek dla firm transportowych. Było to bardzo dobre przedsięwzięcie biznesowe. Już w 1995 roku zatrudniała 40 pracowników i miała wielomilionowe zyski. Jednak w 1996 r. zostałem oskarżony o oszustwa podatkowe i aresztowany na 3 miesiące. Poszło o to, że kierowcy PKS odbierali autobusy u producenta w Sanoku, a nie w Zielonej Górze, gdzie była siedziba firmy. Gdyby więc kierowca PKS przyjeżdżał do Zielonej Góry po autobus, wszystko byłoby w porządku. Absurdalny zarzut.

- Jednak trzeba było lat, żeby ten absurd udowodnić. Nie można było szybciej?

- Urzędnicy skarbowi od razu po wejściu do spółki zajęli rachunki bankowe i u kontrahentów zabezpieczyli ponad 7,5 mln zł., co paraliżowało jej działalność. Jednak kontrola 200 transakcji zajęła im prawie 5 lat. Tak więc nie tylko zarzuty były absurdalne, ale również rekordowo długo trwała kontrola. Później ponad 12 lat trwało wykazanie przed sądami, że wszystkie podejmowane przez pracowników fiskusa decyzje były bezprawne i nie było powodów do stawiania spółce zarzutów naruszenia prawa. Tak więc dopiero w 2012 r. udowodniłem, że TFL działając w zgodzie z prawem została zniszczona przez urzędników podatkowych. Trwało to tak długo, ponieważ urzędnicy z Izby Skarbowej Urzędu Skarbowego w Zielonej Górze oraz Minister Finansów w sposób całkowicie świadomy wprowadzali sądy w błąd, aby pozbawić mnie prawa do sądu. Wiem, że brzmi to niewiarygodnie, ale oni to robili, aby doprowadzić moją firmę do upadłości. W ten sposób nie wykazałbym, że stawiane mi zarzuty były bezpodstawne. Ja zostałbym przestępcą, a urzędnicy nie ponieśliby żadnej odpowiedzialności za łamanie prawa. Nie doszłoby wówczas do procesu o odszkodowanie, który toczy się od 2 lat.

- Czy ktoś z urzędu chciał wcześniej z Panem wyjaśnić jakieś wątpliwości prawne na temat transakcji firmy?

- Nie, w kwietniu 1996 roku, prawdziwy nalot na moją firmę zrobiło kilkunastu policjantów z bronią automatyczną, jak na jakiegoś groźnego bandytę. Cała ta moja historia jest dowodem na to, że nadal żyjemy jeszcze mentalnie w komunizmie. Że urzędnicy robią z obywatelem co chcą. Prawo stosują takie, jakie uważają za słuszne. A nie te, które obowiązuje. Bo uważają, że to urzędnicy mają władzę nad obywatelami. Ja bardzo dobrze wiem, jak trudno jest wygrać z aparatem państwa. To, że przedsiębiorca nie narusza prawa to naprawdę niewielkie ma znaczenie w sytuacji, gdy urzędnik chce go zniszczyć. Aby skutecznie się obronić przed zbyt często nadużywającymi swej władzy urzędnikami, trzeba mieć nie tylko rację, ale również gigantyczną odporność psychiczną, dużo pieniędzy, mnóstwo samozaparcia, czas i ogromną wiedzę.

Całą rozmowę przeczytasz w papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej" z piątku, 6 maja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska