- Często bywa pan w Żarach?
- Staram się, choć moi znajomi i przyjaciele mówią, że zbyt rzadko. Bywam u rodziców w Sieniawie i zawsze brakuje mi czasu żeby odwiedzić stare kąty. Ale obiecałem już, że w czasie wakacji postaram się wpaść na dłużej i zobaczyć żarski deptak o którym tyle słyszałem
Ponoć młody człowiek, który interesuje się sportem w Żarach, musi trafić albo do piłki albo do zapasów. To prawda?
- Pewnie, że tak. Ja zaczynałem od futbolu. Razem z bratem Mieczysławem graliśmy w Promieniu w zespole trampkarzy. Podczas jakichś zawodów wypatrzył nas Marek Cieślak. Namówił do trenowania zapasów i tak się zaczęło. Potem przyszły coraz poważniejsze starty, lepsze wyniki. Z zapasami związałem się na całe życie.
Właśnie. Jest pan na trenerem Śląska Wrocław...
To naturalna kolej rzeczy. Jak się jest przez lata zawodnikiem, to można wykorzystać doświadczenie jako szkoleniowiec. Tak się stało w moim przypadku.
Od jak dawna mieszka pan we Wrocławiu?
Od 1983 roku, czyli już 27 lat.
Ma pan sentyment do swego rodzinnego miasta?
- Oczywiście, ale już wrosłem w stolicę Dolnego Śląska. Tam mam rodzinę, przyjaciół, tam pracuję. Nigdy jednak nie zapominam skąd się wywodzę i gdzie zaczynałem karierę. Sentyment pozostał
- Jak pan ocenia poziom mistrzostw Polski w Żarach?
- Jest dobry. Na razie jeszcze faworyci trzymają się mocno, ale pojawili się bardzo młodzi ambitni zawodnicy, jak choćby Edgar Mekumow z Cartusii Kartuzy i jeszcze kilku. Oni już wkrótce powinni decydować o obliczu polskich zapasów
- Nie da się ukryć że dyscyplina przeżywa kryzys. Dziś w Żarach była wielka grupa medalistów olimpijskich, ale to już w większości panowie w średnim wieku. Następców nie widać...
- To prawda. Ale kłopoty mają kluby. To się zmieniło wraz ze zmianą ustroju w Polsce, a ostatnie medale poszły jeszcze siłą rozpędu. Skąd te kłopoty? Brak pieniędzy na dyscyplinę. Kiedyś kluby funkcjonowały np, tak jak Śląsk, w oparciu o wojsko, inne były usytuowane przy wielkich firmach, kopalniach czy hutach. Dziś finansowanie spadło na samorządy, a działacze mogą znaleźć w swoich miastach niewielkie pieniądze. I jest tak, że dopóki zawodnik ma wiek juniora czy młodzieżowca, uczy się lub studiuje, dostaje stypendium, potem jednak staje się seniorem i kończą się możliwości. Wtedy albo sobie znajdzie klub, który jest w stanie go utrzymać, albo kończy karierę, bo musi pracować by utrzymać rodzinę. Często jest to drugie i tak marnują się talenty.
- Tak się dzieje w Agrosie?
- Dokładnie tak. To jest idealny przykład. Agros świetnie funkcjonuje. Wszyscy w nim żyją zapasami. Znakomicie szkoli się tu młodych zawodników. Kiedy jednak stają się seniorami muszą szukać innych szczęścia w innych klubach, które mogą im zapewnić jakąś egzystencję.
- Jaki z pańskich licznych medali zapadł panu najbardziej w pamięć?
- Chyba brąz z Atalanty, choć przecież wcześniej miałem już srebro. Czemu? Bo był ostatni. Czułem to stojąc na podium. Miałem już 32 lata, wiedziałem, że kolejnych igrzysk raczej już nie zaliczę. Stąd tę walkę, ten moment pamiętam najbardziej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?