Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mam czyste sumienie

Beata Igielska
ANTONI ORŁOWSKI Ma 72 lata. Lubi pracę na działce i w osiedlowym ogrodzie. Interesuje się historią, spisuje wojenne i powojenne wspomnienia.
ANTONI ORŁOWSKI Ma 72 lata. Lubi pracę na działce i w osiedlowym ogrodzie. Interesuje się historią, spisuje wojenne i powojenne wspomnienia. fot. Beata Igielska
Rozmowa z ANTONIM ORŁOWSKIM, emerytowanym żołnierzem ze Skwierzyny, który brał udział w wypadkach Poznańskiego Czerwca

CO TO ZA ZDARZENIE

CO TO ZA ZDARZENIE

Poznański Czerwiec '56 - pierwszy w PRL strajk generalny, który wybuchł 28 czerwca w Zakładach Cegielskiego. Połączony z ulicznymi demonstracjami protest został krwawo stłumiony. W ulicznych walkach najprawdopodobniej zginęło 58 osób.

- Po której stronie barykady pan stał?

- Niestety, nie z własnej woli byłem w grupie, która miała stłumić powstanie. Nie wystrzeliłem jednak ani jednego naboju. Część amunicji wyrzuciłem i o to samo poprosiłem kolegów. Nie wykonałem rozkazu i dzięki temu mam czyste sumienie.

- Jak znalazł się pan w Poznaniu?

- Odbywałem wojskową służbę zasadniczą. 28 czerwca 1956 r. byliśmy na poligonie w Biedrusku koło Poznania. Dzień zaczął się normalnie, od pobudki o piątej i zaprawy porannej. Potem ogłoszono alarm bojowy. Myśleliśmy z kolegami, że to ćwiczenia. Nawet gdy jechaliśmy samochodami pancernymi w kierunku Poznania, niczego nie podejrzewaliśmy. Naszą uwagę zwróciła jedynie kobieta, która przy wjeździe do miasta żegnała kolumnę znakiem krzyża. Odkrzyknęliśmy do niej, żeby nie płakała, bo przecież nie jedziemy na wojnę. Dopiero na lotnisku Ławica odczytano nam rozkaz o użyciu wojska i broni w celu stłumienia rozruchów.

- Co pan wtedy czuł?

- Byłem w szoku, bo nie pojmowałem, do jakiego wroga mam strzelać. Przecież wojna skończyła się ponad 10 lat temu. Dostałem jednak pełną jednostkę amunicji do karabinu i osobiste opatrunki. Z przerażeniem pomyślałem, że w Poznaniu mieszka moja sympatia. Potem okazało się, że stałem niecałe 200 m od jej domu w centrum miasta.

- Jak przetrwał pan dramatyczne wydarzenia?

- To było jak zły sen. Czułem się okropnie, gdy stałem z bronią naprzeciw rodaków, biednych robotników, którzy domagali się pracy i chleba. Do dziś trudno o tym mówić. Potem dowódcy tłumaczyli nam, że powstanie to były imperialistyczne zakusy. Ależ to była propaganda! Nikt w to nie wierzył. Nabrałem obrzydzenia do wojska, które wcześniej było dla mnie piękną przygodą.

- Został pan jednak zawodowcem.

- Ale nie od razu. W 1957 r. wyszedłem do cywila i imałem się różnych prac. Gdy pracowałem na kolei, dostałem propozycję przyjścia do wojska do brygady rakietowej w Skwierzynie. Skorzystałem i do 1988 r. byłem zawodowym żołnierzem. W mundurze i służbie nie ma nic złego. Źli są tylko ludzie, którzy wydają złe rozkazy.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska