MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Lubuskie pałace. Rezydencja prosto z kart powieści Kraszewskiego

Dariusz Chajewski
Dariusz Chajewski
Powojenna historia pałacu była skomplikowana, kilka razy wydawało się, że kolejni właściciele dadzą mu szansę. Teraz wygląda na to, że z każdym rokiem będzie lepiej
Powojenna historia pałacu była skomplikowana, kilka razy wydawało się, że kolejni właściciele dadzą mu szansę. Teraz wygląda na to, że z każdym rokiem będzie lepiej Archiwum
Rezydencja w Brodach była jednym z najważniejszych miejsc na towarzyskiej mapie ówczesnej Europy. Przyjrzyjmy się autorowi tej kariery podżarskiej miejscowości. Słowem, Henrykowi von Bruhlowi. Był politykiem i graczem salonowym, który śmiało mógł rywalizować z pierwszym „knowaczem” epoki Talleyrandem. Zawdzięczamy mu lata świetności pałacu w Brodach i... kilka książek Kraszewskiego.

Rezydencja w Brodach była jednym z najważniejszych miejsc na towarzyskiej mapie ówczesnej Europy. Przyjrzyjmy się autorowi tej kariery podżarskiej miejscowości. Słowem, Henrykowi von Bruhlowi. Był politykiem i graczem salonowym, który śmiało mógł rywalizować z pierwszym „knowaczem” epoki Talleyrandem. Zawdzięczamy mu lata świetności pałacu w Brodach i... kilka książek Kraszewskiego.

Był zodiakalnym lwem, urodził się 13 sierpnia 1700 roku w turyńskim Gangloffsömmern. Jego życiorys zaczyna się tak, jak większości dzieci arystokratycznych rodów - startuje w wieku lat 19 jako tzw. srebrny paź Augusta II. Jednak nie był arystokratą, a dzieckiem ubogiego ewangelickiego szlachcica. Jako pazia elektorowi podarowała młodego Henryka von Bruhl pewna księżna...

Mistrz łapówek

Dziesięć lat zajęło mu osiągnięcie pozycji kamerjunkra, rok później był już podkomorzym, a w 1731 został dyrektorem akcyzy, kierownikiem finansów elektorskich, polityki zagranicznej i wewnętrznej elektoratu. Zresztą jego tytuły można mnożyć bez końca. Zasiadał w Radzie Tajnej, rozdawał karty przy obsadzie stanowisk duchownych, administrował górnictwem i dochodami dworu.

Oficjalnie za swoją ciężką pracę u boku władcy otrzymywał okrągłą sumkę 90.000 talarów rocznie. Jednak jego umiejętność wymuszania łapówek i dochody z nielegalnych dzierżaw znacznie przekraczały tę kwotę.

Na drodze do pełni władzy w państwie saskim pozostała tylko jedna przeszkoda - faworyt Augusta III Józef Sułkowski. Jednak od czego dworskie intrygi? W 1738 roku Sułkowski musiał opuścić Drezno, a nasz bohater objął kierowanie Tajnym Gabinetem. To był już szczyt władzy.

W 1737 roku, w maju, cesarz Karol VI nadał Brühlowi tytuł hrabiego. W 1746 został „premier-ministrem”. W 1748 Czartoryscy załatwili mu pozytywny wyrok Trybunału Koronnego poświadczający jego polskie szlachectwo. Nawiasem mówiąc, na podstawie fałszywych dokumentów. Od tej chwili mógł już nabywać polskie dobra. Był członkiem polskiej loży masońskiej Trois Frčres.

Perła baroku

W tym jednym przypadku możemy mówić, że korupcja ministra przyniosła nam jakieś zyski. Możnowładca postanowił odkupić od dworzanina królewskiego - Fryderyka Karola Watzdorfa pałac w Brodach. Stało się to w 1740 r. Podobno „zachorował” na tę posiadłość kilka lat wcześniej.

Dla niego barokowa rezydencja była jednak zbyt skromna, przecież na jego salonach bywali najważniejsi ludzie epoki. Zastał tutaj okazały pałac wzniesiony jeszcze przez ród von Promnitz. Zatem na zlecenie Bruhla w latach 1741 - 1749 drezdeński architekt Johann Christoph Knöffel przebudował rezydencję, dodał oficyny, kościół oraz wytyczył nowy plan miasta.

Pierwotny budynek został podwyższony o jedną kondygnację, skrzydła boczne przedłużono o trzy osie, a dwuspadowy dach zastąpiono mansardowym. Zamurowano także krużganki zdobiące uprzednio elewację wschodnią, a w osi elewacji zachodniej wykonano otwór drzwiowy i schody. Elewacje i wnętrza otrzymały bogatą dekorację architektoniczną. We wnętrzu wprowadzono reprezentacyjną klat­kę schodową. Dopełnieniem było wyposażenie pałacu m.in. w meble i drzwi autorstwa Józefa Diebela, galerię malarstwa włoskiego, niemieckiego i flamandzkiego oraz miśnieńską porcelanę.

Przed okazałą, reprezentacyjną bramą pojawił się półkolisty dziedziniec otoczony przez budynki - koszary, pocztę, aptekę i budynki mieszkalne. Po drugiej stronie miasta zbudowano niewielki pałacyk dla Marianny, żony ministra. Za pałacem, obejmując jezioro, założono piękny park pełen rodzimych i egzotycznych drzew i krzewów.

Najbliższe za pałacem wnętrze zajął salon ogrodowy ze wspaniałym parterem haftowym. Parter oddzielony był od reszty ogrodu wysokim ciętym szpalerem, za nimi znajdowały się dwie, niewielkie sale ogrodowe, a dalej boskiet (czyli zagajnik). Oś główna założenia zakończona była tarasem widokowym przy jeziorze. W południowej części ogrodu znajdował się teatr letni, a w północnej wymyślne w kształcie labirynty. W dalszej części ogrodu, na przedłużeniu osi teatru letniego, znajdował się dwukondygnacyjny, murowany budynek, w którym mieścił teatr, a tuż obok znajdowały się oranżeria i szklarnia.

Na przedłużeniu osi głównej ogrodu, po przeciwnej stronie jeziora powstała bażantarnia. Jej teren tworzyły regularne kwatery z wysokimi i niskimi roślinami - całość otoczona była kanałem wodnym i siatką, by chronić zwierzynę przed lisami. Bażanciarnia z częścią rezydencjonalną połączona była promenadą - wielogatunkową aleją drzew, biegnącą przy północnym brzegu jeziora. Niedaleko znajdowało się niewielkie gospodarstwo, zajmujące się hodowlą zwierzyny na potrzeby polowań. Po stronie południowej bażantarni znajdowała się pałacowa winnica.

Stolica państwa

Jeszcze dziś, wędrując po zaniedbanych Brodach, można poczuć, że coś jest w nim nie tak. Ono podporządkowane jest pałacowi i zamysłowi architekta.

Bowiem w czasach bohatera naszej opowieści Brody były stolicą okazałego państwa stanowego. Stworzył prawdziwą potęgę - jego prywatne państwo liczyło kilkadziesiąt wsi, setki warsztatów rzemieślniczych, kilka fabryk i browarów. Brody na tym zyskiwały. Działały tutaj wodociągi i istniała sieć kanalizacji. Miasto szczyciło się nawet pierwszą w okolicy, nowocześnie wyposażoną strażą ogniową.

U Brühla wszystko musiało być wspaniałe, wystawne, imponujące. Bo dworskie życie stanowiło element jego politycznych gier. Podobnie jak gry matrymonialne. Jak można przeczytać w pracach Pawła Kotlewskiego.

W 1734 roku zamku myśliwskim elektorów w Moritzburgu odbyło się prawdziwie królewskie weselisko z Marią Anną Franciszką Kolowrath - Krakowską. Panna młoda miała lat 17 i była od szychy z saskiego dworu o tyle samo młodsza. Jej rodzice byli notablami na drezdeńskim dworze.

Dwójka dzieci Maria Amelia (1736) i Fryderyk Leopold (1739) szybko weszły, tym razem za sprawą ożenków, do gry ojca. A to Mniszchowie, a to Potoccy. Poprzez weseliska potomkowie ministra rychło skoligacili się ze wszystkimi najważniejszymi rodami polskimi.

A jak wyglądało życie dworskie epoki możemy dowiedzieć się, chociażby z powieści Kraszewskiego. Bale, maskarady, wojny i intrygi... I Brody były jednym z centrów tego zamieszania.

Wróg zbyt wielki

Na arenie międzynarodowej minister starał się lawirować między potęgami. Wplątał Saksonię w kolejne wojny śląskie, a strony, po których się opowiadał, zmieniał jak rękawiczki. Jego obsesją było stworzenie prowadzącego m.in. przez nasz region „korytarza” łączącego Saksonię z Rzeczpospolitą. Stąd ciągłe spory z Austrią i Prusami. W Polsce lawirował między dworskimi kamarylami.
Jak na polityka przystało, miał nie tylko przyjaciół, ale także zaciekłych wrogów.

Do nich należał król Prus Fryderyk II zwany Wielkim, który podobno został w czasach młodości ośmieszony przez rozpoczynającego karierę dyplomatyczną Brühla. Stąd przy pierwszej nadarzającej się okazji - podczas wojny siedmioletniej - zrewanżował się drezdeńskiemu luminarzowi. We wrześniu 1758 r. pruscy żołnierze, na wyraźny rozkaz władcy ograbili doszczętnie pałac i przy pomocy kilku fur słomy podpalili...

Henryk von Brühl zmarł w październiku 1763 w Dreźnie. Jego lubuska rezydencja nigdy w pełni nie podźwignęła się ze zniszczeń, odbudowano ją tylko częściowo. Po II wojnie światowej dzieła zniszczenia dopełnili rosyjscy i polscy szabrownicy poszukujący legendarnych skarbów rodu von Brühl...

Łabędzie pana Bruhla

À propos skarbów. Jednym z największych, który na dodatek powinien znajdować się w Brodach, jest słynny serwis łabędzi. Na zlecenie ministra Brühla i jego żony w Miśnieńskiej Manufakturze Porcelany powstał największy na świecie porcelanowy serwis Schwanenservice, czyli łabędzi.

„Komplecik” był przeznaczony dla stu osób i składał się z 2.200 naczyń. Jego wykonanie zajęło mistrzowi Johannowi Kaendlerowi ponad pięć lat. Głównym elementem dekoracyjnym były łabędzie, których reliefy lub plastyczne figury zdobiły każde naczynie, stąd nazwa „łabędzi serwis”.

Hrabia Brühl wyraził w testamencie życzenie, by porcelanowe dzieło sztuki było dziedziczone przez kolejnych spadkobierców w całości. Długie lata serwis służył właścicielom majątku w Brodach. W czasie II wojny światowej, a zwłaszcza po wkroczeniu Armii Czerwonej uległ częściowo zniszczeniu, część zaś została rozszabrowana. Krąży też legenda, że pewne elementy serwisu Brühlowie zdążyli wywieźć i zatopić w Jeziorze Brodzkim.

Dziś pojedyncze naczynia zdobione motywem łabędzia można obejrzeć w muzeach w Poznaniu, Krakowie, Gdańsku, Wrocławiu; sporą kolekcję „schwanów” posiada muzeum w Dreźnie. Porcelanowe arcydzieła zdobią również wiele prywatnych kolekcji, a na aukcjach osiągają zawrotne ceny. Bo to podobno najwybitniejsze osiągnięcie miśnieńskich mistrzów porcelany.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Prezydent Andrzej Duda obchodzi 52. urodziny

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska